// Życie to nie film, nawet jeśli jesteś aktorką //

35 6 0
                                    


Od udziału w filmie „Milczenie" minęły już trzy lata. Od tego czasu wzięłam udział w jeszcze dwóch produkcjach, które przyniosły mi międzynarodową sławę. Stałam się osobą rozpoznawalną, często zaczepianą przez przypadkowych ludzi na ulicy, co nie ukrywam jest bardzo męczące.

Albo może inaczej, powiem to wprost: jest to bardziej niż irytujące i powoli zaczynam mieć tego dość, więc nie chcę nawet myśleć, jak muszą się czuć muzycy, którzy są chyba jeszcze bardziej oblegani przez fanów. Poza tym paparazzi nie opuszcza mnie na krok i, o ile jestem z nimi umówiona, to rozumiem, że za mną chodzą. Jak chcą robić zdjęcia, niech je robią, ale niech uszanują też moją prywatność, w momencie kiedy idę po ZWYKŁE bułki do sklepu!

Gazety i strony plotkarskie wywołały już niejeden skandal z moim udziałem w roli głównej i żadne ze zdarzeń tam opisanych nie miało nawet miejsca. Producenci natomiast byli wręcz wniebowzięci, bo ja miałam rozgłos, a co za tym idzie ich produkcje lepiej się sprzedawały.

Tak naprawdę jedyne, co się liczy w tym świecie, to pieniądze, a nie talent. Ostatnio coraz częściej chciałam się z tego wszystkiego wycofać, ale stały mi na przeszkodzie dwie rzeczy — kontrakt, który miał być ważny jeszcze przez siedem lat i to, że to było coś, o co starałam się przez całe życie. A głupio byłoby zaprzepaścić tyle lat ciężkiej pracy. Poza tym skoro udało mi się dostać do tego miejsca, w którym jestem teraz, to dam radę funkcjonować w tych warunkach. Chociaż tak naprawdę dopiero teraz zaczynam rozumieć w co się wpakowałam.

— Lilly, do cholery, gdzie ty jesteś?! — Przez te moje rozważania i wspominanie totalnie zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości i jak tylko zauważam dzwoniącą Vivian, która jednocześnie jest moją bardzo dobrą koleżanką (w show-biznesie niestety nie ma miejsca na przyjaciół) i menadżerką, wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie. — Od pół godziny powinnaś już być w studio na rozmowie z Jamesem.

— Byłam pewna, że to całe zebranie zaczyna się dopiero za godzinę...

— Lilly nawet nie próbuj mi mówić, że znowu pojechałaś do Santa Monica na kawę!

— Nie moja wina, że wszędzie w LA są kolejki i do tego żadna kawa nie smakuje tak dobrze.

— Masz być za dwadzieścia minut na miejscu i nie mam pojęcia, jak to zrobisz. — Chcę coś jeszcze dodać, ale Viv już zdążyła się rozłączyć.

Jedynie głośno wzdycham i nasuwam na nos moje wielkie okulary przeciwsłoneczne i jeszcze zakładam kapelusz. Taki strój nie wzbudzi zbytnio zainteresowania przechodniów (tutaj każdy tak wygląda), a przynajmniej da mi minimum gwarancji, że ludzie nie zorientują się, kim jestem.

Sława ma naprawdę znacznie więcej minusów niżeli plusów. Przekonałam się o tym na własnej skórze, chociaż sama będąc młodsza myślałam, że bycie znanym sprowadza się tylko do ciągłych uśmiechów do zdjęć i do rozdawania autografów...

Nie mogę po raz kolejny się spóźnić, dlatego jadąc w kierunku Los Angeles, łamię całkiem wiele przepisów, przecież i tak stać mnie na zapłacenie mandatów... Kilka lat temu nie byłabym w stanie aż tak bardzo naginać tych wszystkich zasad, a nawet jeśli, to na pewno nie mówiłabym o tym w ten sposób. I nie mam na myśli tego, że po prostu mam dużo pieniędzy. Problemem jest to, że show-biznes mnie zmienił na gorzej niż gorsze, naprawdę. Przynajmniej udaje mi się dotrzeć do studia na minutę przed czasem, który wyznaczyła mi Vivian, więc mogę się zachowywać jakbym wcale nie była diametralnie spóźniona.

Oczywiście przed budynkiem stoi grono fanów. Czy oni naprawdę nie mają ciekawszych zajęć w swoim życiu? Co poza chwilowym szczęściem da im to, że widzieli mnie z odległości metra albo nawet mieli okazję mnie dotknąć, jakkolwiek źle by to nie brzmiało? W takich momentach czuję się trochę jak jakiś eksponat w muzeum, który raczej nie powinien być dotykany, ale ludzie i tak robią swoje na przekór wszystkim. Jakim szczęściem więc jest to, że zauważam przy moim aucie Karla — jednego z lepszych ochroniarzy z jakimi miałam okazję pracować. Profesjonalnie przeprowadza mnie przez tę grupę, dzięki czemu całkiem szybko znajduję się w środku studia.

fuckin' hollywood dreamWhere stories live. Discover now