//I tak (nie) znaczysz wiele//

30 5 0
                                    

#fuckinhollywooddream

Wszystko mnie boli, przede wszystkim szyja. Jakim cudem zasnęłam przy pianinie? Właśnie dostrzegam prawie pustą butelkę bursztynowego trunku, więc chyba znam już odpowiedź. Cały czas mam wrażenie, że coś muszę dzisiaj zrobić, ale kompletnie nie wiem, co to miało być, dlatego zamiast zastanawiać się nad tym, idę do łazienki. I tam doznaję szoku — wyglądam jakbym była po ostrej imprezie. Cały czas mam na sobie domowe ubrania, które piżamą z pewnością nie są.

Nie mam pojęcia, jak zatuszuję ogromne wory pod oczami oraz siny kolor wynikający już nawet nie wiem czy bardziej ze zmęczenia, czy zbyt dużej dawki alkoholu. I właśnie w tym momencie dociera do mnie, jakie mam plany na dzisiaj — spotkanie z tym durnym zespołem o dziesiątej rano! Cholera jasna!

Z impetem wbiegam do salonu, chcąc sprawdzić godzinę na telefonie, ale on oczywiście jest rozładowany — wiadomo, wszystko musi być przeciwko mnie. Mam przeczucie, że już dawno powinnam wstać, dlatego biegnę do kuchni, gdzie doznaję szoku po raz kolejny w przeciągu kilku minut. Mam raptem dwanaście minut do początku tego chorego spotkania. Cholera, nie ma szans, że zdążę. Szybko podłączam telefon i dzwonię do Viv, bo ona i tak zawsze wie co mam robić.

— Viv, potrzebuję pomocy.

— Lilly, co znowu? Poza tym dlaczego wczoraj nie było cię w klubie? — Tak, o tym też zapomniałam albo raczej celowo wyrzuciłam to z pamięci, ale dobrze wyszło, bo nie miałam ochoty na imprezowanie.

— Dopiero wstałam i wyglądam jakbym jednak była z tobą na tej imprezie...

— Lilly nie możesz się spóźnić, a ja nie mogę opóźnić rozpoczęcia tego, bo ten zespół ma już zaplanowany cały dzień co do jednej minuty.

— Zachciało im się zabawy w aktorów, to niech się liczą z konsekwencjami, ja pomagać im nie będę w tym. Może uda mi się wyrobić, pa.

Czy ja już wspominałam, jak bardzo mam tego wszystkiego dość?

Jednak nie chciałabym, żeby mój wizerunek nagle stał się jeszcze gorszy (już nawet gazety i strony plotkarskie ostatnio przeczuwają, że coś nie gra). I tak, to jest już hipokryzja, no trudno. Przynajmniej udaje mi się dotrzeć do mojego samochodu. Pierwszy raz od bardzo dawna wbiegam do studia (!), spóźniona tylko pięć minut.

— Lilly, muzycy z VOID będą trochę spóźnieni. — Czy to jest naprawdę jakiś żart, a może program z ukrytą kamerą? — A i pan Blade powiedział, że spotkanie ma się odbyć w twoim pokoju i masz je sama poprowadzić, ponieważ on z panią Marry Row musiał jechać na jakąś konferencję. Wszelkie informacje a propos tego spotkania są spisane na kartce, która leży na biurku u ciebie. — Jedynie kiwam głową i ruszam w kierunku Vivian, jednocześnie będąc w ogromnym szoku, że asystentka Jamesa była względnie miła dla mnie, co często zdecydowanie jej się nie zdarza.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi, że James wyjeżdża?

— Nie pojawiłabyś się tu, proste. A ja znowu musiałabym świecić za ciebie oczami... — I to niestety jest prawda, nie przyszłabym tu, ale skoro już tutaj jednak jestem, to mogę coś zrobić.

Okazuje się, że mamy jeszcze chwilę do przyjazdu tego marnego zespołu, więc razem z Viv siadamy u mnie w pokoju i po prostu zaczynamy plotkować. A bardzo dawno tego nie robiłyśmy... W ogóle mam wrażenie, że ostatnio oddaliłyśmy się od siebie.

Po chwili wyciągam papierosa i szybko go zapalam, aby powoli móc się nim zaciągnąć i doprowadzać do stopniowej autodestrukcji. Tak, zdecydowanie to lubię, nie tyle sam smak, a świadomość. Ludzie chyba za bardzo lubią mieć kontrolę nad czymś, nad czym nigdy nie powinni jej mieć, ale w tym momencie nie dbam o to. Nie dbam również o to, że Viv po raz kolejny wywraca oczami i zaczyna wygłaszać wykład o szkodliwości tego typu używek.

fuckin' hollywood dreamWhere stories live. Discover now