// Ile ludzi, tyle różnych filozofii//

3 1 0
                                    

#fuckinhollywooddream

Ostatnie dni były naprawdę męczące i pełne wrażeń. Poza tym, cały czas próbowałam zdecydować się, co jeszcze powinnam wrzucić do walizki, a co wyjąć i tym samym stworzyć trochę więcej miejsca na rzeczy faktycznie ważne, a nawet wręcz niezbędne. Niestety to wcale nie było takie łatwe, jak z pozoru może się wydawać. Już trzecią godzinę biegam po domu i zbieram kolejne ubrania albo przedmioty codziennego użytku, bez których sobie nie poradzę nawet podczas czterodniowego pobytu w Sydney.

W ogóle nasza wycieczka wydaje się być istnym szaleństwem, ponieważ faktycznie w Sydney spędzimy cztery dni, kolejne cztery spędzimy w samolotach. Trzeba jeszcze pamiętać o różnicy czasu — przecież to cały dzień do przodu! Dlatego to, co robimy, jest totalnym wariactwem, ale przynajmniej w jakiś sposób nas definiuje.

Znowu wracam do rozmyślań o tym, która sukienka będzie lepsza do wyjścia na miasto, kiedy rozlega się pukanie do moich drzwi. Nie mam nawet złudzeń, że jest to ktoś inny niż Dominic. I faktycznie nie mylę się — otwierając drzwi widzę uśmiechniętego chłopaka, który od razu po przekroczeniu progu mojego mieszkania bierze mnie w swoje objęcia i zaczyna zachłannie całować.

Nasza relacja jest bardzo dziwna i sama nawet nie wiem, kim tak naprawdę dla siebie jesteśmy. Nikt z naszego grona znajomych nie wie o naszych uniesieniach, tym bardziej świat żyje w niewiedzy. Podoba mi się to, bo unikamy dzięki temu wielu wścibskich i nietaktownych pytań. Z drugiej jednak strony chciałabym czasami móc po prostu chwycić Dominica za rękę i iść z nim w ten sposób przez centrum LA.

— Spakowałaś się już? Wiesz, za sześć godzin mamy nasz lot.

W odpowiedzi jedynie kręcę ze znudzeniem głową i prowadzę go do salonu, który wygląda w tym momencie jak istne pobojowisko. Dlatego właśnie Smith postanawia mi pomóc i to on za mnie decyduje, co jeszcze wrzucić do walizki. Nie pozwala mi nawet dojść do słowa.

Tę względnie przyjemną czynność przerywa nam mój telefon. Oczywiście, jeżeli dzień mija mi całkiem przyjemnie, ktoś musi go popsuć; konkretniej James. Naprawdę tylko jego mi dzisiaj brakowało. Niestety w związku z moimi zobowiązaniami odbieram telefon.

— Lilly, za dziesięć minut masz być w studiu.

Koniec, rozłącza się. Idealny przykład na zwyczajną rozmowę Jamesa ze swoimi aktorami. Jedyne, co robi, to informuje, że za dziesięć minut mamy się spotkać i to wszystko. Faktycznie mieszkam blisko studia ( Marry Row o to doskonale zadbała — to chyba jedyna rzecz jaką w życiu wykonała, naprawdę), ale nie oznacza to, że będę na czas. Mimo wszystko uważam, że choć trochę szacunku mi się należy.

— Muszę jechać do studia.

Dominic patrzy na mnie ze zrezygnowanym wzrokiem i wrzuca do walizki ostatnią parę butów, po czym próbuje ją domknąć, co udaje mu się dopiero z moją pomocą.

— Co tym razem wymyślił Blade?

— Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że nie zajmie mu to trzech godzin. Jeżeli tak miałoby się jednak stać, to po prostu stamtąd wyjdę. Oficjalnie to jest mój dzień wolny, więc nie powinno go obchodzić, jakie mam plany, a skoro je mam, to po prostu pójdę je realizować.

— Ty buntowniczko.

Chłopak przyciąga mnie do siebie, tak że wpadam na niego i już po chwili siedzę na nim okrakiem i zaczynamy namiętnie się całować. Za każdym razem nasze pocałunki są inne, tak jakbyśmy potrzebowali ciągle nowych rzeczy, nowych doznań. Nadal są to pocałunki z desperacji, ale poza tym wyrażają mnóstwo innych emocji.

Ten zdecydowanie wyraża mój gniew, wręcz furię na zachowanie Jamesa, i na sposób w jaki mnie traktuje, i w jaki załatwia wszystkie sprawy. Informowanie i rozłączanie się bez czekania na odpowiedź od rozmówcy nie jest szczytem możliwości, a jednak Jamesowi przychodzi to z ogromnym trudem. Z chęcią całowałabym się znacznie dłużej, ale mam jednak jakieś minimalne poczucie obowiązku, dlatego ospale schodzę z kolan chłopaka.

fuckin' hollywood dreamWhere stories live. Discover now