Rozdział 2

39 8 2
                                    

- Judith pośpiesz się do cholery! Inaczej będziesz szła na najbliższy przystanek autobusowy! - Usłyszałam zza drzwi swojego pokoju. Od godziny próbuję wybrać strój na dzisiejszy wieczór. Po naszej małej wymianie zdań w samochodzie jednak wyszło na moje i zakupiłam dwa bilety na koncert, który ma się odbyć właśnie dziś. To dzień chwały. No może nie do końca, bo aby był dniem chwały muszę mu złamać serce. To oczywiście pierwsza z rzeczy, a druga to chociaż z nim porozmawiać. A im dłużej stoję przed lustrem z czerwonym topem przyłożonym do ciała tym dalej ten dzień chwały odchodził. Miałam do wyboru czerwony top, który mówił bierz mnie jestem seksi lub błękitne body z wcięciem w piersiach, które pokazywały, że jestem miłą dziewczynką, ale potrafię pokazać pazurki. Ciężki wybór. Pierwsze wrażenie zawsze jest ważne. Jeśli dobrze wypadnę za pierwszym razem możliwe, że dostanę jego numer. Jeśli zaś dam dupy mogę tylko pocałować beton przez areną, a pieniądze, które wydałam na to wyrzucić do oceanu jak ,, Titanic'u ". W końcu westchnęłam głośno i chwyciłam niebieskie body. Szybko zaczęłam wciągać je na ciało prawie się przy tym zabijając. Przy okazji chwyciłam z szafki czarne dżinsy i zaraz wsunęłam je na nogi skacząc z biletami w zębach do wyjścia. Kiedy w końcu ubrana wyjęłam papier z buzi poprawiłam włosy i z uśmiechem otworzyłam drzwi pokoju. Pierwsze co ujrzałam to znudzona mina Rosie już całkowicie ubranej i kluczykami w ręku. Sama miała dżinsową spódnicę, fioletowy sweter zapinany i wkasany do spódnicy, a na nogach czarne botki. Czyli cała Rosalind Wilson w całej swojej osobie. Bez słowa odkręciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Jak wiadomo nie miałyśmy wspólnych poglądów jeśli chodzi o mój plan zemsty. Można powiedzieć, że była raczej mu przeciwna. Oczywiście wszystko to raczej mało mnie ruszało. Mój plan tworzyłam przez parę lat. Musiał się udać. Wywróciłam na nią oczami i ruszyłam za nią. Zanim wyszliśmy z mieszkania założyłam białe conversy i chwyciłam skórzaną kurtkę z wieszaka. Drzwi zamknęłam swoimi kluczami z różowym breloczkiem Barbie, który dostałam od mojej siostrzenicy na wigilię, po czym ruszyłam do grata Rosie zwanego według niej samochodem przyszłości. Nie zwracając uwagi raczej na jej idiotyzm, ponieważ każdy by jednak wolał jeździć samochodem niż autobusem, otworzyłam lekko zardzewiałe drzwi samochodu i usiadłam na obdartych z materiału siedzeniach.

- Poważnie Rosie. Kiedy tylko dostaniemy wypłatę, obliczamy ile kasy nam na przeżycie w tej dziczy jest potrzebne i odkładamy do słoika oszczędności na nowy samochód. - Powiedziałam zapinając pas. Brunetka spojrzała na mnie z oburzeniem i odpaliła auto.

- Ale o co ci chodzi? Przecież to świetne auto. Ma charakter. - Powiedziała wyjeżdżając z parkingu przed naszym blokiem. Rosie, chyba dalej nie rozumie powagi moich słów. Mam wrażenie, że jeżdżąc tym samochodem moje życie wisi na włosku.

- Błagam, nie załamuj mnie. Niedługo się przecież rozpadnie na części. Fotele są obdrapane, na ziemi wala się pięćset tysięcy papierków po cukierkach, radio nie odbiera, a na naprawę wydajesz więcej niż na rachunki. Czekam, aż w drodze do domu się w końcu rozpieprzy. - Sięgnęłam do torebki u stóp i wyjęłam małą kosmetyczkę. Przed wyjściem nie skończyłam się malować, więc nie miałam wyboru. Mogłam wyjść do ludzi z do połowy pomalowaną twarzą i skazać się na wieczne upokorzenie, ale dokończyć go teraz w samochodzie, gdzie będzie to jak walka z niedźwiedziem. Rosie nie jest zbytnio, jak to ująć ... delikatnym kierowcą. Jest trochę jak rajdowiec tylko, że na ulicach. Więc wyzwanie jakie sobie dałam, będzie prawdopodobnie największym błędem jaki kiedykolwiek popełnię.

- W drodze, jak się nie zamkniesz może się coś innego rozpieprzyć. Mogę nawet przewidzieć, że podczas tej podróży. - Powiedziała nie odwracając wzroku od drogi. Wywróciłam na nią oczami i uchyliłam lusterko przed sobą aby się przejrzeć. Nie to, że było coś tam widzieć, bo całość zżółkła. - Zanim wejdziemy na arenę to chcę się upewnić, czy na sto procent chcesz to zrobić. To przecież chłopak Judith, nie maskotka. To jest człowiek i ma uczucia. Skąd wiesz, czy się nie załamie? - Wypuściłam powietrze ustami i wyjęłam z kosmetyczki tusz do rzęs. Wiedziałam, że ten temat się pojawi. Rosie nie odpuści tak łatwo, aby mnie odepchnąć od tego pomysłu.

Heartbreakerजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें