• 11 •

130 18 2
                                    


W Święta Gayeon wstała pierwsza i poleciała na poranną zmianę do pracy w swojej kawiarni. Wszystko po to, żeby na popołudnie wyjść na umówione spotkanie z tym chłopakiem, z którym spotykała się od około dwóch miesięcy. Póki co, Namjoon go jeszcze nie poznał. Dowiedział się tylko, że nazywa się Park Dongwoo i jest w wieku Gayeon. Martwił się tylko trochę, tak dla zasady, jako starszy brat. Wiedział, że Gayeon nie związałaby się z nikim złym.

Sam wstał około dziesiątej. W kuchni Taeyang w piżamie jadł płatki z mlekiem, a mama właśnie wkładała ciasteczka do piekarnika. Namjoon uniósł brwi.

— Pieczesz coś? — zapytał, szczerze zdziwiony.

— Mhm. — mama zamknęła piekarnik. — Pomyślałam, że będzie miło.

Była niską, bardzo chudą, zwłaszcza na twarzy, kobietą po czterdziestce. Wystarczyło na nią raz spojrzeć, żeby zrozumieć, że dużo przeszła. Namjoon z resztą pamiętał wyraźnie, jak jeszcze kilka miesięcy temu jego rodzeństwo nawet kilka razy chodziło żebrać, a ona tylko przepuszczała kolejne ogłoszenia o pracę. Zawsze też często chorowała i wpadałą w kilkudniowy, jak nie dłuższy zły nastrój, podczas którego rzadko kiedy w ogóle wstawała z łóżka. Namjoon naprawdę nie sądził, że zobaczy ją piekącą ciasteczka w Święta.

— Oo... — mruknął, zdejmując sobie kubek z suszarki. — Fajnie.

Do kuchni przyczołgał się Shihwan. Jeszcze nie raczkował, bardziej jeździł na brzuchu, ale i tak był dość zwinny i nieprzewidywalny Namjoon wstawił sobie wodę w czajniku na ogień i wziął go na ręce, żeby dzieciak czegoś na siebie nie przewrócił.

Shihwan. Dziewięć miesięcy na świecie. Największa tajemnica ich domu, bo żadne z jego rodzeństwa nie miało zielonego pojęcia, skąd się właściwie wziął, kto jest jego ojcem. Mama nie była w związku odkąd rozwiodła się z tatą Taeyanga i Miso dobre trzy lata temu. O nikim innym im nie mówiła. Po prostu powiedziała pewnego dnia Namjoonowi i Gayeon, że jest w ciąży. A oni byli zbyt w szoku, żeby wypytywać.

— Hyung — odezwał się Taeyang.

— Hm? — Namjoon spojrzał na niego, wyrwany z zamyślenia, próbując odkręcić słoiczek z kawą bez odstawiania Shihwana.

— Będzie choinka?

Choinka. Mieli gdzieś taką małą, sztuczną, bardzo starą. Namjoon zupełnie o niej zapomniał.

— A chcesz? Mogę zaraz wyjąć i ubierzemy z Miso — mruknął.

Jemu było wszystko jedno, ale dzieciaki lubiły takie drobiazgi. Taeyang z resztą od razu energicznie pokiwał głową.

Namjoon zrobił więc sobie kawę, zawołał Miso i poszli razem do salonu. Wyjął wygnieciony karton z choinką zza regału, a samą choinkę otrzepał z kurzu za okno.

— Nie wiem ile tych wszystkich bombek i takich rzeczy nam zostało — uprzedził. — Będziecie musieli coś wykombinować.

— Dobra. — chyba nic teraz nie byłoby w stanie zbić Taeyanga z tropu. — Ja mam już pomysł, hyung.

— Tak? — Namjoon uśmiechnął się, łącząc ze sobą dwię części wysokiej na jakis metr plastikowej choinki i rozkładając jej gałązki tak, żeby wyglądały możliwie naturalnie. — No dobra, jesteś dziś szefem.

Taeyang rozpromienił się na te słowa. Namjoon był jego jedynym starszym bratem i właściwie trochę zastępował mu ojca, gdy jego własny odszedł od mamy i właściwie przestał istnieć. Sześciolatek zawsze był taki szczęśliwy, gdy usłyszał od starszego cokolwiek w stylu "Jesteś super".

menthol || namkookWhere stories live. Discover now