Tłumaczę wszystko Ann, a ta coraz szerzej rozdziawia buzie i coraz głośniej krzyczy. W tej sytuacji to rozwiązanie wydaje mi się idealne, ona jednak nie wygląda na zachwyconą.
– Czyś ty, dziewczyno, do reszty zwariowała?! –drze się na mnie.
– Ja zwariowałam? Przecież to jest świetny pomysł...
– Chcesz być puzzlami, które idealnie wpasują się w miejsca po Giannie?! – pyta i tam razem to ja, zszokowana, na zmianę otwieram i zamykam buzię zupełnie nie wiedząc co powiedzieć.
– Co ty pieprzysz?! – pytam, ale ta od razu wstaje zza biurka i wskazuje mi drzwi.
– Jak to co? Ty już chyba całkiem chcesz zając jej miejsce! Widziałam przecież wasze popisy na korytarzu! Wyjdź i nie zawracaj mi więcej głowy takimi głupotami!
A proszę bardzo! Niech się, kurwa, tylko nie zadławi. Żyłka zaraz pęknie tej małpie! Wychodzę szybkim krokiem, zła jak diabli i zauważam, że przed drzwiami czeka na mnie Davis.
– Ależ masz jebniętą siostrę! – wrzeszczę w złości i idąc ku niemu, głośno tupię nogami.
– No! Jakbym sam tego nie wiedział! – śmieje się.
Wychodzimy z podziemnego garażu na świeże powietrze i siadamy na niewielkim murku. W jednej chwili przypomina mi się sytuacja z mojej pierwszej wizyty tutaj i moment, w którym siostra mężczyzny nazwała go samobójcą. Ten straszny widok nieprzytomnego Davisa mam przed oczami do dziś i aż skręca mnie na tę myśl, ale chyba nadszedł odpowiedni moment, by o to zapytać.
– Mogę zadać ci jedno, niedyskretne, a wręcz wścibskie pytani? – odzywam się patrząc w miejsc, gdzie Ann udzielała mu pierwszej pomocy.
– Jak bardzo niedyskretne? – pyta, uśmiechając się szczerze.
Może nie powinnam. Davis siedzi tu teraz cały, zdrowy i uśmiechnięty, a ja tym pytaniem przypomniałabym mu tylko niepotrzebnie o złych chwilach. Z natury jestem ciekawska i bardzo nurtuje mnie to pytanie, więc po chwili ciekawość bierze górę nad dobrym zachowaniem.
– Wiesz, bo kiedy byłam tu po raz pierwszy... – Davis nagle spogląda na mnie w zamyśleniu.
– Wiem, niestety, co wtedy widziałaś.
Nie odpowiadam, pozwalając mu bez zbędnych pytań, opowiedzieć sytuację z tamtego dnia. Po raz kolejny odkręcam się na bok, znów spoglądając w tamto miejsce i myśląc, czy on naprawdę chciał się zabić.
– Słuchaj... – zaczyna, drapiąc się na blond czuprynie – ja na przestrzeni trzech miesięcy, w ciągu których Gianna walczyła o życie, po prostu nie byłem sobą. Załamałem się i całe moje życie skupiło się na tym, aby zaszkodzić sobie, a tym samym rozzłościć Ann, przez którą był ten cały wypadek. – tłumaczy, patrząc ślepo w przestrzeń.
– Czyli... – przerywam na chwilę, zastanawiając się jak dobrać słowa, by nie zabrzmiało to okrutnie – nie chciałeś nic sobie zrobić?
– Maleńka, złego diabli nie bierze. Chciałem wkurwić siostrę i jak widać, świetnie mi to wyszło. – odpowiada i ja patrzę na niego i palcem stukam się w głowę.
– Jesteś totalnym kretynem! Z małpą się na mózgi zamieniłeś?! – drę się – A nie! Przepraszam! Nawet małpa nie zrobiłaby takiej głupoty! – zeskakuję z murka i ciągnę swój monolog. – Naprawdę trzeba być istnym imbecylem, żeby na złość starszej siostrze, mało nie umrzeć!
Davis nagle wstaje i łapie mnie wpół unosząc do góry i wieszając sobie na ramieniu, tak by nie mogła się ruszyć. Macham jedynie nogami i wrzeszczę z głową spuszczoną w dół.
– Puść mnie szajbusie! Puszczaj! Postaw mnie na ziemi!
– Nie szamocz się, bo nie postawię, ale rzucę na betonowy chodnik! – śmieje się w głos i zaczyna gdzieś wędrować.
– Do cholery jasnej, gdzie ty mnie niesiesz?! – piszczę, bijąc mężczyznę pięściami po plecach.
– Już! Kocico waleczna, już się puszczam! – śmieje się w głos i stawia mnie na trawie.
Chybocze się przez chwilę, próbują złapać równowagę po wędrówce głową w dół, ale zaczyna kręcić mi się w głowie na tyle, że prawie upadam. W ostatniej chwili, przed upadkiem chronią mnie silne ramiona Davisa. Bierze mnie na ręce, a ja mimowolnie łamie go za szyję i zamykam oczy.
– Wszystko w porządku? – pyta zdezorientowany.
Milczę przez chwilę, łapiąc oddech, po czym odzywam się do zdenerwowanego mężczyzny.
– Tak, już jest ok. – odpowiadam spokojnie, a Davis ostrożnie stawia mnie na trawie plecami do ściany budynku.
Kiedy mężczyzna zauważa, że uśmiecham się do niego zadziornie i stoję już stabilnie, przypiera mnie do ściany i wpija się w moje usta. Jego dłonie dotykają mojej twarzy, jest taki delikatny i sprawia, że się przy nim rozpływam. Schodzi dłońmi niżej i nagle zdecydowanym ruchem łapie mnie za pośladki, składając mokre pocałunki w załamaniu szyi. Zawieszam swoje długie nogi na jego biodrach i odpływam. Zaczynam błądzić dłońmi po jego umięśnionej klatce piersiowej, a mężczyzna delikatnie, guzik, po guziczku rozpina moją bluzkę.
– Zaczekaj. – szepczę rozgrzana.
– Ale na co, maleństwo? – mruczy mi do ucha.
– Tak tutaj? Wariacie napalony! – krzyczę do niego, a ten stawia mnie na nogi.
– Jedziemy do mnie czy do ciebie? – pyta rozpalony, kiedy ja próbuję doprowadzić się do porządku.
– Muszę załatwić najpierw jedną sprawę. – wypalam.
– Akurat teraz? – pyta smutny i układa usta w podkówkę.
– Nie czaruj czarusiu, tylko mnie podrzuć. – śmieję się i całuje mężczyznę w policzek.
– Eeee... tylko tyle? Stać cię na więcej maleństwo. – mówi zadziornie, na co ja odpowiadam całusem w usta.
– No dobrze, już trochę lepiej. To gdzie mam zawieźć jaśnie panią? – pyta .
– Do mojego ojca. – odpowiadam i ruszam w stronę wejścia do budynku, ciągnąc za sobą blondaska.
Wsiadamy na motocykl, przytulam się do Davisa i z piskiem opon ruszamy w drogę. Wiatr rozwiewa moje i tak już bardzo rozczochrane przez mężczyznę włosy, a ja zastanawiam się jak zacząć rozmowę z tatą i w jaki sposób osiągnąć to czego chce. Co? Przecież ja zawsze mam to czego chcę! To musi się udać!
YOU ARE READING
Racing Girl - ZAKOŃCZONA
RomanceLexie to córka bezwzględnego, włoskiego mafiosa. Od zawsze miała wszystko, co tylko sobie wymarzyła. Mężczyźni po prostu przeszkadzali jej w życiu, więc stosunek dziewczyny do nich był co najmniej olewczy do momentu, aż poznaje Davis'a. On jako jedy...