***
Trzej mężczyźni siedzieli w obskurnym barze. Jeden z nich ubrany był w idealnie skrojony garnitur. Popijał czarną kawę. Obserwował pozostałych przenikliwym spojrzeniem. W lewej kieszeni miał drogi telefon - praktycznie jedyne jego narzędzie, które mogło zapewnić mu bezpieczeństwo w jego obecnej sytuacji. Miał się czego obawiać przebywając w takim towarzystwie, jednak był to człowiek nie znający strachu. Siedział spokojnie i czekał.
Drugi z nich miał ciemne włosy. Z głębokiej kieszeni jego płaszcza wystawała różdżka. On tym bardziej nie miał powodów do obaw, jednak obserwował dwójkę mężczyzn z równą dozą koncentracji uważnie obserwować każdy ich ruch.
Trzeci swoją postawią sprawiał jakby wrażenie jakby mu na niczym nie zależało. Ubrany był najdziwniej z pozostałych - na kolorowo, a na twarzy miał dużo makijażu. Ostentacyjnie położył rękę przy pasku. Przymocowany był do niego pistolet.
Łączył ich jeden cel i jednoczyły wspólne idee. Każdy z nich był w tej chwili bezpieczny, jednak żaden z nich nie ufał pozostałym. Wpatrywali się w siebie w milczeniu, po czym niezręczną ciszę przerwał trzeci mężczyzna.
- Jak długo jeszcze ten człowiek każde na siebie czekać - warknął. - Nie po to ściągnęliście mnie z Nowego Yorku, żebym teraz musiał czekać na jakiegoś ważniaka, który spóźnia się na umówione spotkanie.
- Będziesz czekał tyle ile będzie to wymagane - syknął mężczyzna z różdżką w w kieszeni. - Poza tym o ile dobrze pamiętam, to ty Arturze wyraziłeś chęć wzięcia udziału w tym planie.
- Obym tego nie pożałował.
- Moi drodzy - powiedział mężczyzna w garniturze popijając kawę. - Zanim się tu wszyscy pozabijamy... a zapewniam, że w tak doborowym towarzystwie to tylko kwestia dosłownie kilku niewłaściwych słów, czy nawet krzywych spojrzeń, pamiętajmy po co tu jesteśmy. Każdy z nas bez wyjątku jest indywidualistą. Pracujemy sami, wykorzystujemy innych ludzi do swoich celów i nie potrzebujemy nikogo, żeby wywołać chaos, zniszczenie i panikę. Zatem póki nie zjawią się wszyscy, ty Arturze będziesz czekał, a Riddle powstrzyma się od komentarzy. Przynajmniej do czasu, aż wszyscy się nie pojawią.
- Nie będzie mi rozkazywać jakiś londyński biznesmen.
- Nie jestem biznesmenem, tylko przestępcą-konsultantem. Mogłeś bardziej się przygotować, przed tym spotkaniem. Ja poczyniłem stosowne przygotowania i dowiedziałem się o tobie bardzo dużo. Na przykład to, że mamy ze sobą trochę wspólnego. Obydwoje nie cierpimy się nudzić, prawda?
Mężczyzna powoli przytaknął i dziwne się uśmiechnął. Wyglądało to upiornie, w połączeniu z jego makijażem.
Powstrzymali się od dalszych komentarzy. Chwilę później do pokoju weszła kobieta. Miała ciemne, lekko kręcone włosy i ubrana była na czarno. Już gdy weszła jej oczy skierowane były w kierunku jednego mężczyzny. Wpatrywała się w Toma z uwielbieniem. Na jej lewej ręce od razu rzucał się w oczy tatuaż śmierciożerców.
- Bellatriks, jak dobrze, że jesteś. Spokojnie, panowie, ona jest ode mnie - dodał, gdy zauważył poruszenie i to jak Artur sięgnął po broń.
Kobieta zaśmiała się dziwnie i usiadła obok Czarnego Pana.
- Gdybym wiedział, że ściągamy swoich popleczników przyprowadziłbym na to spotkanie całą japońską mafię - warknął Jim.
- Lepiej nie żartuj Jim, bo bardzo źle ci to wychodzi - prychnął Artur.
Moriarty przewrócił oczami i wziął duży łyk kawy.
- Wciąż nie wiem dlaczego zwracamy się do siebie po imieniu. Wszyscy mamy przecież swoje ksywki i to całkiem niezłe. Tak jest bezpieczniej - dodał. Nie podobało mu się, że obydwaj mężczyźni aż tyle wiedzą na jego temat. Moriarty odchrząknął. - No może prawie wszyscy.
![](https://img.wattpad.com/cover/145208189-288-k400412.jpg)
VOUS LISEZ
Sherlock Holmes w Hogwarcie
FanfictionMały Sherlock dostaje list... Podekscytowany, ale i troszkę niepewny śmiało rusza na spotkanie przygód. Spotyka na swojej drodze kogoś jeszcze. Kogo? Do jakiego domu trafi młody Sherlock? Czy uda mu się ukończyć szkołę i nie wpakować się wcześniej w...