-2-

86 3 10
                                    

W środę całkiem poważnie zaczęła rozważać propozycję  Clarie odnośnie rzucenia szkoły. Od początku tygodnia cała społeczność huczała od plotek na temat filmiku wyświetlonego na urodzinach Kate. Pojawiały się różne wersje tego co się wydarzyło. Z tego co słyszałam najbardziej szaloną opowieścią było to, że One Direction osobiście pojawili się na urodzinach dziewczyny. Wzdrygnęłam się na samą myśl o takim scenariuszu.

Jednak bez względu na to w jaki sposób ludzie to przestawiali, miałam wrażenie, że nie było innego tematu. Kate zdecydowanie to podsycała, chodząc po szkole napuszona jak paw i opowiadając wszystkim, jak to ona osobiście zna chłopaków i, że filmik w ogóle jej nie zdziwił. 

Nie zesraj się.

- Słyszałaś, że podobno spędza z nimi wakacje na Karaibach? - usłyszałam za sobą podekscytowane szepty. Pewnie znowu jakieś pierwszaki wymieniały się najnowszymi pogłoskami. To się zaczynało robić śmieszne. Nie mogłam się doczekać, aż temat ucichnie i będę mogła wrócić do udawania, że ktoś taki jak Harry Styles nie istnieje. 

- A podobno święta spędzała w domu Harrego w Londynie - pisnął inny głos. Tego było już zdecydowanie za dużo. 

Ze złością zatrzasnęłam drzwiczki swojej szafki, przy której stałam. Chwyciłam swoją torebkę z podłogi i zdecydowanym krokiem odeszłam, mijając po drodze dwie dziewczyny, które przed chwilą plotkowały. Spojrzały na mnie zdziwione, a kiedy się oddalałam usłyszałam epitety takie jak "dziwna" i "zazdrosna". Mogły mnie w dupę pocałować, bo nic nie wiedziały. Żyły tylko plotkami rozpowiadanymi przez zdesperowaną atencjuszkę. 

Byłam dzisiaj zdana jedynie na sobie, ponieważ Clarie się rozchorowała. Nie było to nic poważnego, ale stwierdziła, że lepiej będzie, jak na jeden dzień sobie odpuści. Oczywiście było mi przykro, że źle się czuła, ale z drugiej strony miło było trochę od niej odpocząć. Od sobotniej imprezy wszędzie za mną chodziła, zachowując się jak nabuzowany buldog i warcząc na każdego kto śmiał w naszej obecności wspomnieć o wydarzeniach z tamtego wieczora. Było to miłe, ale na dłuższą metę męczące.

Zbiegłam po schodach wejściowych i udałam się na przystanek, żeby pojechać do pracy. Niestety to nie był mój szczęśliwy dzień i tłok w autobusie był taki, że ledwo udało mi się do niego wejść. Droga też strasznie się dłużyła, ponieważ nie mogłam nawet wyciągnąć telefonu z kieszeni, nie narażając przy tym życia swojego i innych pasażerów. Nie mówiąc już o tym, że wszelkie użycie słuchawek wiązałoby się z ich zerwaniem.

W końcu jednak udało mi się dojechać do celu w jednym kawałku. Po wyjściu zaciągnęłam się mocno powietrzem, którego w autobusie zdecydowanie brakowało. Nawet wciągnięcie samych spalin było ulgą, a jako mieszkanka stolicy byłam do tego przyzwyczajona.

Ruszyłam powoli chodnikiem. Nie byłam spóźniona, więc niespecjalnie się spieszyłam. Spokojnie mijałam kolejnych ludzi, przyglądając im się. Większość nie miała takiego luksusu jak ja i strasznie pędziła. Co najmniej trzy osoby potrąciły mnie nawet potem nie przepraszając. Nie przejęłam się tym specjalnie. Tak wyglądało życie w wielkim mieście. 

Udało mi się dojść do księgarni w jednym kawałku. Bardzo zdziwił mnie fakt, że tabliczka nie drzwiach informowała, że sklep jest zamknięty. Nie zdarzało się to często, więc  postanowiłam zadzwonić dzwonkiem obok drzwi, aby dowiedzieć się o co chodzi. Już po chwili pokazała się za szybą zdziwiona twarz pani Margaret. Jednak szybko otworzyła drzwi i wpuściła mnie do środku. 

- Czy wszystko dobrze, pani Margaret? - spytałam, starając sobie przypomnieć czy właścicielka mówiła mi coś o dzisiejszym zamknięciu. Nic mi nie przychodziło na myśl.

Twisted PL | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz