No i to ja rozumiem!

1.3K 101 79
                                    


Tydzień później, sobota

- Tikki, musimy wrócić do treningów - stanęłam na środku salonu.

- Mówisz serio? - Tikki wydawała się naprawdę mi nie wierzyć, ale nie dziwiło mnie to.

Jednak ostatnie dni dały mi dużo do zrozumienia. Przemyślałam sobie wszystko, ułożyłam w głowie i podjęłam pewne decyzje. Jedną z nich była właśnie ta. Pogodziłam się z tym, że będę musiała walczyć, dlatego powinnam się za siebie wziąć, bo obecnie moja skuteczność jest na bardzo niskim poziomie.

I przechodziłam jeszcze inne fazy w ostatnim czasie. Kiedy opuściłam tamten budynek, chyba nie do końca to wszystko do mnie dotarło. Potem czułam jedynie żal. Do Adriena, do świat, ale przed wszytkim do samej siebie. Znowu dałam się oszukać, pozwoliłam, aby ktoś przejął kontrolę nad moim życiem. I widziałam tego opłakane skutki.

Z czasem zawsze przychodzi swego rodzaju zrozumienie. Ja nie do końca wiedziałem jednak, z czym muszę się pogodzić. Przecież to Vivian zawsze stała na pierwszym miejscu, nie mogłam się z nią równać. To było od początku oczywiste, a ja ubzdurałam sobie jakieś głupoty.

I obiecałam siebie, że to był ostatni raz. Chociaż te słowa wydawały mi się głupie i bez znaczenia. Dlatego też postanowiłam, że muszę stać się samowystarczalna. Nie potrzebuję więcej mężczyzn w moim życiu, szczególnie Adriena. Wrócę do treningów, skontaktuje się z Fu, a potem namierzę te cholerną Taylor.

Sama.

Adrien od tamtego czasu próbował się ze mną skontaktować tylko raz. A potem przestał dzwonić, pisać. Zostałam sama, znowu.
Ale nie chciałam już więcej płakać, w końcu to wszystko było tak naprawdę moją winą. Wiedziałam jaki jest Adrien, mogłam się tego spodziewać.

- W obecnej sytuacji muszę liczyć tylko na siebie - odparłam, zapijając suwak swoich beżowych, nowo kupionych, botków na dosyć wysokim koturnie - gotowe.

- Gdzieś wychodzicie? - spojrzała na mnie zaciekawiona - ty i Luka?

- Tak - uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze - dzisiaj jest to otwarcie galerii sztuki, o którym ci mówiłam.

- A, ten znajomy Luki - mruknęła z tajemniczym uśmiechem a ja posłałam jej zdziwione spojrzenie.

Napewno nie miałam zamiaru przesiedzieć soboty w domu. Poza tym wiedziałam, że jeśli nie wyjdę z tego mieszkania, kolejny wieczór spędzę na rozmyślaniach.. I mimo, że powinnam teraz uważać, uznałam, że taki wypad z przyjacielem dobrze mi zrobi.

Poprawiłam jeszcze włosy i z uśmiechem wyszłam z mieszkania. Na parkingu czekał już na mnie Luka, dlatego z ulgą zajęłam przednie miejsce w samochodzie.

- Hej - mruknęłam, zapijając pas.

- Jak nastrój? - spojrzał na mnie kątem oka i wydawał mi się przy tym dziwnie zdenerwowany.

- Trzymam się jakoś, jak widzisz - westchnęłam - pisała do mnie Laura, będzie tutaj za tydzień.

- Za tydzień jest też twój pokaz, zapraszałaś ją?

- Nie - wzruszyłam ramionami - ale to i tak się dobrze składa.

- Kolejna okazja do świętowania, mi to nie przeszkadza - zaśmiał się - imprezy zawsze są dobre, na wszystko.

Uśmiechnęłam się pod nosem i resztę drogi spędziliśmy na luźnej pogawędce. O niczym, tak naprawdę. Luka zatrzymaj pojazd na parkingu a ja wysiadłem z niego, poprawiając czarny płaszcz. Wygładziłam rękami skórzane spodnie, chociaż nie wymagały tego, ale zrobiłam to z przyzwyczajenia.

You're my business Donde viven las historias. Descúbrelo ahora