45. Rozkaz!

2.8K 100 12
                                    

Sapnęłaś głośno, budząc się nagle z nieprzyjemnego snu. Byłaś zlana potem i cała się trzęsłaś.
- Obudziła się – usłyszałaś czyjś szorstki głos. Co?! Przecież byłaś z Buckim. Otwarłaś oczy, mrugając szybko, bo oślepiło cię rażące światło potężnej żarówki wiszącej u sufitu.
- Bucky? – szepnęłaś, rozglądając się po jakiejś pustej piwnicy. Byłaś też coraz bardziej zrozpaczona i przerażona, wiedząc już, co się stało. Wiedziałaś, że najpewniej po niego przyszli. Byłaś jednak skrępowana i nie mogłaś się dostatecznie rozejrzeć.
- Oh, nie martw się, twój partner też tu z nami jest! – powiedział nieznany ci mężczyzna, podchodząc do ciebie z wrednym uśmiechem i obracając cię na krześle biurowym. Za sobą dostrzegłaś zemdlonego James'a, przykutego do fotela do indoktrynacji.
- Nie! – wrzasnęłaś, szarpiąc się dziko, w nadziei, że być może uda ci się jakoś uwolnić. – Zostawcie go!!!
W odpowiedzi mężczyzna wymierzył ci tylko siarczysty policzek, który natychmiast wycisnął ci łzy z oczu. Załkałaś cicho, starając się nie myśleć o tym, co może się stać. Tak bardzo się bałaś...
- Ocućcie go! – padł kolejny rozkaz. Przerażona patrzyłaś, jak twojego ukochanego oblewają zimną wodą. Jak z początku zaskoczony, w końcu zaczyna walczyć, by tylko uchronić cię przed krzywdą. Jego wrzaski wrzynały ci się w uszy i serce niczym bezlitosny nóż. Po policzkach spływały ci łzy bezradności.
- Wypuśćcie ją! Nie jest wam potrzebna!
- Mylisz się, Soldát, ależ twoja słodka partnerka jest tu kluczowym elementem i zaraz się o tym przekonasz – powiedział ten sam, który cię uderzył. Zauważyłaś, że Bucky patrzył na niego z mieszaniną strachu i pogardy. On również doskonale wiedział, że planują znów go przemienić i nie mógł nic z tym zrobić. Mógł tylko krzyczeć chrapliwie i zapewniać jej raz za razem, że kocha cię najmocniej na świecie i że zawsze będzie cię pamiętać. Ale wiedziałaś, że to nie prawda, że za chwilę ci go odbiorą. Te czarne myśli, których z całych sił starałaś się pozbyć, stały się najgorszą prawdą, gdy dociśnięto James'a do fotela. Rozpoczęła się bolesna indoktrynacja. Kolejne impulsy elektryczne wpijały się bezlitośnie w mózg twego ukochanego, pozbawiając go całego człowieczeństwa i wspomnień, do wtóru jego wrzasków bólu i dziewięciu słów-kluczy wypowiadanych z mściwą satysfakcją przez głównodowodzącego tą całą szopką. Po kilku minutach James opadł nieco, dysząc ciężko. W jego oczach nie widziałaś już tych wesołych iskierek miłości, które pojawiały się zawsze, gdy patrzył na ciebie. To nie był już twój Bucky. Znów, wbrew sobie stał się Zimowym Żołnierzem.
- Bucky – jęknęłaś cicho w nadziei, że być może została w nim, choć część dawnego Jamesa. Gdy to zrobiłaś, w pomieszczeniu poniósł się szyderczy śmiech zebranych tam mężczyzn.
- Nie jest już twoim Buckim, ty sabaka...
- James... skarbie – nie dawałaś za wygraną, lecz on nawet na ciebie nie spojrzał. Nie pamiętał cię...
- Soldát, misja! – warknął dowódca, podnosząc cię brutalnie za włosy i ciskając do stóp wciąż siedzącego Jamesa. – Jest dla ciebie zagrożeniem... Zlikwiduj ją.
Z przerażeniem cofnęłaś się na czworakach, gdy wstał. Jego wzrok był tak zimny, całkowicie wyprany z wszelkich uczuć... Podszedł do ciebie szybko, lewą dłonią łapiąc cię za gardło. Jęknęłaś z natychmiastowego braku powietrza.
- James... - chrypnęłaś, walcząc o choć odrobinę powietrza. – To ja... Twoja T.i. ... James, będziesz... ojcem...
Jego palce zacisnęły się jeszcze mocniej na twojej szyi. Zamknęłaś oczy, a po twoich policzkach spłynęły ostatnie w twoim życiu łzy, gdy zmiażdżył ci krtań, by w chwilę później przerwać twój rdzeń kręgowy...

Marvel one shots |ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz