*I* Złote dni i złote noce

1.6K 105 78
                                    

Wzrok Tadeusza błądził pomiędzy naściennym zegarem, a stojącym przy tablicy Jankiem, który akurat rozwiązywał jakiś matematyczny przykład. Do końca lekcji i zarazem szkoły została już niecała minuta. Tik, tak. Tik, tak.- nucił w głowie. Po kilku sekundach rozległ się charakterystyczny dźwięk dzwonka. Usta uczniów uformowały się w radosne uśmiechy. Od zapisanej kredą tablicy odwrócił się brunet, ukazując wszystkim swoją zadowoloną twarz. Twarz, na której widok Zośka zawsze czuł coś dziwnego. Coś w okolicy serca. Lubił to coś, ale nie potrafił tego w żaden sposób nazwać ani określić.

- Dobrze kochani, to koniec na dziś. Do zobaczenia na jutrzejszym apelu.- oznajmił dźwięcznie belfer. Niewysoki, łysy mężczyzna, wielki pasjonat nauk ścisłych. Rudy był jego ulubionym uczniem. Bo w końcu Bytnar  był prawdziwym matematycznym geniuszem i dumą Batorego. Młodzież spakowała swoje rzeczy i zaczęła opuszczać klasę. Janek i Tadek szli obok siebie milcząc. Byli w zadumie. Skończyli szkołę, ale co teraz? Czy zostać w Warszawie? Czy iść na studia oraz jak tak, to na jakie? Co teraz z ich przyjaźnią i harcerstwem? Zadawali sobie wiele ważnych pytań. Po chwili dołączyli do nich Aleksy i Kazik, skacząc na ich plecy, za co zostali zganieni przez Zawadzkiego. Zjechali po balustradzie schodów, co było w ich szkole tradycją. Zrobił to nawet Zośka mimo, iż uznawał to za dziecinadę. Potem opuścili budynek. Szli przed siebie. Niby wracali do swoich domów, ale jednak nogi ich tam wcale nie prowadziły. Ostatecznie skończyli nad Wisłą. Spędzili tam całe popołudnie, brodząc w wodzie i leżąc na plaży, żartując i gadając w nieskończoność.  Janek jak zawsze zdominował dialog. Głośno mówił i gestykulował żywo. Tadek uważał  jego gesty za interesujące, a zarazem zabawne i urocze. Miał on zupełnie inny typ ekspresji od tej tadkowej. Bowiem Tadek nie ruszał się za bardzo, mówił tylko gdy musiał i jego ton głosu był raczej wyrównany. Nie ściszał go ani nie podnosił, w przeciwieństwie do Rudego, który robił to notorycznie. Zawadzki łapał się co chwila na wpatrywaniu się w przyjaciela, na co reagował kilkukrotnym, pośpiesznym mruganiem i znajdywaniem innego obiektu zainteresowań na najbliższe kilka sekund, aby po ich minięciu  znów wgapiać się w oblicze Janeczka. Sam  nie wiedział o co mu chodziło. To było dla niego nowe uczucie. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego.

***

Drzewa, krzaki, pola, drzewa, krzaki, pola, drzewa, krzaki, pola. Szatyn opierał się czołem o szybę w pociągu i lustrował wzrokiem mijane przedmioty, tworzące monotonny krajobraz. Do jego uszu docierał szum pojazdu i śmiech kolegów z drużyny. Nagle poczuł ciężar na swoim barku, odwrócił głowę i zobaczył opartego  o niego bruneta. Tadek uśmiechnął się pod nosem zadowolony  i powrócił do  okna. Nawet nie zauważył gdy byli już na miejscu.

- Janek. Jaaneek.- szturchnął go w ramie, próbując wybudzić chłopaka ze snu, który był rzeczywiście mocny. Rudy słynny był między innymi z tego, że był ogromnym śpiochem i gdy już oddawał się w objęcia Morfeusza to spał jak zabity.  -Jesteśmy już. - Bytnar otworzył ciemne oczęta i mlasnął niezadowolony. No bo jakim prawem ktoś go budził?

- Nawet pospać nie dadzą.- burknął i wstał z fotela. Harcerze wysiedli z pociągu. Przez chwilę szli przez jakąś wieś, ale potem rozpoczęli wędrówkę po górskim szlaku. Prowadził on przez lasy i polany więc podsumować go można było jako zróżnicowany oraz piękny.  Maszerowali rytmicznie, śpiewając donośnie różne harcerskie piosenki. Zatrzymali się przy potoku, gdzie woda była głębsza i można było do niej wejść. Drużyna porozkładała swoje rzeczy na brzegu i część z chłopców wskoczyła ochoczo do zbiornika. Tadek był jedną z tych osób, które zostały na lądzie. Mimo tego, że nauczył się pływać już kilka lat temu, to nadal nie lubił wody i raczej nigdy nie wykorzystywał nabytej umiejętności.  

Zanim zaśniemy na zawsze |Rośka|Zakończone Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum