*III* (Nie)normalny

919 83 105
                                    

Nie mylił się. Jego kostka rzeczywiście została skręcona, więc biedaczyna przeleżał sobie w domu ponad miesiąc. Nie narzekał bo w końcu miał czas na książki i pisanie poezji, jednak tęsknił za chłopakami i harcerstwem. Owszem odwiedzali go. Raz Alek i Paweł, a najczęściej Zośka. Niestety nie mogli tego robić codziennie, ponieważ zajmowali się pracą i pierwszymi próbami walki z okupantem. Sam chciałby już coś robić, a jednak nie za bardzo mógł choćby ustać na dwóch nogach. Czuł się trochę żałośnie. Na szczęście jego kończyna miała się już lepiej i wróciła do dawnej sprawności. Dostał pierwszą akcje do wykonania. Wydawała się nie być niczym trudnym, ale mimo to chłopak nie mógł się doczekać i stresował się niemało. Po rozpaczy i szoku jakich doznał gdy ogłoszono wybuch wojny, narodziła się w nim wola walki. Ogromna chęć tłuczenia się o ojczyznę. Obserwował przez okno jak to się teraz wszystko pozmieniało. Był przerażony i jednocześnie zdeterminowany. Podobnie jak jego przyjaciele, chociaż oni zdążyli już zaznać miejskiego życia w piekle. Rudy siedząc w domu, oglądając to przez okno odczuł jedynie, że na obiad były głównie ziemniaki i cienka zupa jarzynowa. Czyli raczej nieurodzajne potrawy jak na inteligencką rodzinę, jaką byli Bytnarowie. Jego wspomnianą akcją było namalowanie kliku kotwiczek na murach. Spakował więc torbę, ukrył w niej puszkę farby i pędzel, a potem ruszył w miasto. Po kolej ozdabiał wyznaczone przez dowództwo ściany i zwiewał jak najszybciej potrafił. Tego popołudnia miał również tajne komplety prowadzone przez pana Zawadzkiego. To była jedyna dostępna forma dalszego kształcenie się, więc kto mógł to korzystał.

- O! Serwus, Tadek!- krzyknął przez ulicę, widząc swojego przyjaciela,który w  znacznym roztargnieniu, charakterystycznym dla siebie, sprężystym krokiem, przemierzał drogę. Szatyn odwrócił zaskoczony głowę i uśmiechnął się promiennie, jednak jego twarz i tak okalał jakiś dziwny smutek. Harcerz przebiegł przez szosę, czekając poprzednio aż wszystkie samochody i powozy konne przejadą. 

- Cześć, Janek.- uściskał kompana.

-Też wracasz z sabotażu?- zapytał dość donośnie, wyraźnie nie wyczuwając chwili. Niemal od razu spotkał się z uciszaniem ze strony Tadeusza.

-Nie możesz się tym tak głośno chwalić, Rudy. Przynajmniej nie tutaj. - szepnął wyraziście.

- Przepraszam...-mruknął, drapiąc się po tyle głowy. Postanowił przyjrzeć się teraz z pod byka twarzy swojego chyba przyjaciela. Była inna niż zwykle, jakby bardziej smętna. -Źle wyglądasz.

-Dzięki.- prychnął pod nosem, rozbawiony delikatnie.

- Coś  się stało, Tadziu?

- Później Ci powiem. Idziesz do nas, tak?- brunet pokiwał głową twierdząco. Napięcie w nim urosło. Cóż mogło stać się Zośce? Coś złego? Po jego minie, twierdzić można, że z całą pewnością tak. Zmartwił się w duchu.

 Po kilkunastu minutach spaceru dotarli do mieszkania Zawadzkich. Byli pierwsi, a do samych zajęć było jeszcze z pół godziny więc powędrowali do tadkowej sypialni. -  Musimy być cicho, mama śpi.

- Śpi?- zmarszczył dziwnie brwi, obserwując jak jego towarzysz chodzi w tą i z powrotem po pokoju. 

- T-tak. Ona jest chora, ma podobno najlepszą opiekę. Podobno...Wiesz, ja chyba nie ufam ojcu.- wydusił z siebie, po czym spoczął na łóżku obok Bytnara.

- Nie masz powodów. Będzie dobrze, Zocha.- objął go ramieniem i pogłaskał te jego.

- Może masz rację, ale i tak bardzo się martwię. Wiesz jak bardzo ją kocham.

- Wiem, wiem. Wyzdrowieje, spokojnie.

- Jak na wojnie.- prychnął w odpowiedzi, Rudy uśmiechnął się pod nosem. Lubił jak tak sobie powtarzali, a robili to często. Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.- Ktoś już jest. Wcześnie.- burknął i wstał aby otworzyć gościom, za nim powędrował niższy harcerz. Pod drzwiami ukazał się Alek i Basia. Rozpromieni jak zawsze. To była chyba najbardziej zakochana w sobie para w Warszawie, a przynajmniej tak twierdzili ich przyjaciele. Po kilku minutach zjawili się jeszcze Paweł, Monia i Hala z Dusią. Naturalnie, nie mogli wpaść całą bandą, bo to by było bardzo podejrzane i niebezpieczne.  Profesor Józef rozpoczął wykład. On był bardzo zapalonym i dobrym nauczycielem chemii, dlatego też uczniowie nadzwyczajnie go szanowali. Po skończeniu lekcji tradycyjnie mieli czas na potańczenie na hitlerowskiej fladze i porozmawianie na nieco przyjemniejsze tematy.  Za nim jednak jedna z dziewcząt zasiadła za pianinem, Tadek pobiegł sprawdzić czy jego mama śpi czy  też nie. Obudziła się. Można było rozpocząć bal. Hanka zagrała jakąś skoczną melodię, do której Aluś z ukochaną rzucili się do tańca. Zazwyczaj żwawo pląsał jeszcze król parkietu Rudy z przyjaciółką Tadeusza- Halą, ale ona była zbyt zajęta rozmową z Danką Bytnarową. 

Zanim zaśniemy na zawsze |Rośka|Zakończone Where stories live. Discover now