Rozdział 5

16.8K 586 66
                                    

LUKE

Odkąd James został zabrany przez policję, czas dłuży mi się niesamowicie. A fakt, że mamy aktualnie wakacyjną przerwę w zajęciach wcale tego nie ułatwia. Cały dzień siedzę w domu i rozmyślam, co powinienem robić, jak zająć czymś myśli, czym się zająć. Tyle że nic nie przynosi zamierzonego rezultatu – czas wcale szybciej nie płynie.

Całe szczęście już za miesiąc zaczynają się zajęcia na uniwersytecie. Być może dzięki temu uda mi się jakoś nad sobą zapanować i zająć czymś umysł.

Nie zrozumcie mnie źle. To wciąż mój przyjaciel i wciąż się o niego martwię. Ale siedzeniem i ciągłym zastanawianiem się co u niego, nie pomogę ani jemu ani sobie. Co najwyżej mogę doprowadzić się do poważnych problemów, zarówno z samym sobą jak i z otaczającym mnie społeczeństwem.

James obchodzi dziś urodziny. Pierwsze z dala ode mnie, swoich rodziców i znajomych. Choć nigdy nie był przekonany do wyprawiania imprez z tej okazji, lubił spędzać ten czas z bliskimi.

Udało mi się dogadać z Davisem, żeby na dziś załatwił mi widzenie. Jego wtyki tylko ułatwiają sprawę, ponieważ gdyby nie to, nie mógłbym tak często go widywać ani wybierać sobie terminu, który mi odpowiada. Z góry zostałby mi on narzucony i albo przyjdę albo nie.

Po porannej toalecie schodzę do kuchni, gdzie zastaję Kate pijącą herbatę.

- Hej – witam się przyjaźnie.
- Hej.

Ostatnio Kate jest bardzo dziwna. Zachowuje się jak swój cień, a nie żywa osoba. Co bardziej mnie martwi, stała się taka dopiero kilka dni temu. Po powrocie ze szpitala nie było z nią aż tak źle. Nie wiem czy to tylko chwilowy epizod czy stała zmiana. I chyba to najbardziej mnie martwi.

- Co dziś robisz? – pytam, gdy wyciągam z szafki ulubiony kubek i talerz.

Dziewczyna wzrusza ramionami.

- Nie wiem. Może pójdę do sklepu po pieczywo.
- Super – uśmiecham się.

To już sukces skoro w ogóle o tym pomyślała. Od kilku dni Kate nawet na chwilę nie wychyliła nosa na dwór.

- Kate... – zaczynam delikatnie
- Hm? – pyta, gdy skupia swoją uwagę na mojej osobie.
- Jadę dziś do Jamesa. Ma urodziny i tak pomyślałem, że może chcesz jechać ze mną?

Kate wpatruje się we mnie bez słowa przez dobre kilkanaście sekund. Przez chwilę mam wrażenie jakby nie usłyszała tego, co powiedziałem.

- Ja... nie dam rady, Luke. Przepraszam.

Z jednej strony jest mi przykro, że tak szybko odrzuciła Jamesa i nie chce go widywać. Z drugiej zaś rozumiem jej postępowanie. Ona też cierpi przez całą tą sytuację.

- Na pewno? – dopytuję.
- Chyba tak...

Kiwam potakująco głową. Nie zamierzam jej do niczego zmuszać. To musi być jej własna decyzja. Zostaje mi łudzić się, że może postanowi inaczej, gdy pozostawię jej otwartą furtkę.

- Gdybyś zmieniła zdanie to... wyjeżdżam spod domu o pierwszej.

Szatynka kiwa potakująco głową i ponownie pogrąża się w swoich myślach. A przynajmniej tak mi się wydaje, ponieważ wygląda jakby nad czymś intensywnie rozmyślała.

Po śniadaniu, tradycyjnie, idę do salonu, kładę się na kanapie i włączam telewizor. Tak naprawdę wcale nie mam ochoty na oglądanie, ale to pozwala mi wyłączyć myślenie, co w obecnej sytuacji jest na wagę złota.

*

Chwilę przed trzynastą, Kate schodzi na dół i wchodzi do salonu, po czym zajmuje miejsce na kanapie naprzeciw mnie.

- Ja... nie dam rady jechać, ale napisałam do niego list. Przekażesz mu to? – pyta niepewnie.

No cóż, lepsze to niż nic.

- Jasne – uśmiecham się życzliwie.
- Przepraszam, Luke.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co. Masz prawo czuć się niegotowa na spotkanie, a ja nie mam prawa na ciebie naciskać czy się o to złościć - zapewniam troskliwie, posyłając jej kolejny ciepły uśmiech.

*

Chwilę po drugiej dojeżdżam na miejsce, a zaraz potem przekraczam próg więzienia, do którego przeniesiono Jamesa z tymczasowego aresztu.

Standardowo przechodzę wszystkie kontrole bezpieczeństwa, podpisuję odpowiednie papierki aż wreszcie jestem gotowy na spotkanie.

Czekam w sali widzeń aż strażnik wreszcie przyprowadzi Jamesa, jednocześnie ściskając w dłoni kopertę z listem od Kate. Niesamowicie korci mnie, żeby do niego zajrzeć, ale to byłoby wbrew moim zasadom. Nie mógłbym z czystym sumieniem czytać nieswojej korespondencji. Wystarczy, że strażnicy otworzyli i przejrzeli kopertę, zanim pozwolili mi to wnieść.

W końcu w pokoju pojawia się James. Wygląda okropnie. Jego policzki są zapadnięte, zarost zdecydowanie zbyt długi i niewypielęgnowany, a do niedawna wesołe, pełne życia oczy puste, a jednocześnie przepełnione smutkiem i cierpieniem. To nie jest ten sam James, który krzątał się po naszym domu, gdy wszystko było jeszcze w jak najlepszym porządku.

Siada naprzeciw mnie i w końcu skupia na mnie swoją uwagę.

- Cześć – mówię z uśmiechem.

Może jeśli będę mieć dobry nastrój to jemu też się udzieli.

- Hej – odpowiada cicho.

Takiego Jamesa nigdy nie widziałem. Nigdy nie był tak złamany i pogubiony. To miejsce zdecydowanie mu nie służy.

- Uśmiechu trochę. Dziś twoje urodziny. Wszystkiego najlepszego, stary.
- Ta...
- James, no. Jest jak jest, ale załamaniem się nic nie wskórasz. No już, chłopie.

James tylko kiwa lekko głową. Jest gorzej niż myślałem. Życie uszło z niego w mgnieniu oka.

- Okej... Nie chcesz ze mną rozmawiać, ale mam coś dla ciebie.

James przypatruje mi się uważnie, kiedy kładę lekko zdezelowaną i pomiętą kopertę na stole.

- To od Kate.

Widzę w oczach przyjaciela lekki, ledwo zauważalny błysk. Jakby przez milisekundę coś w nim odżyło.

- Nie czuła się na siłach, żeby przyjść. Ale pewnie napisała ci to wszystko w liście.
- Dzięki.

James chwyta kopertę i chowa ją w dłoniach pod stołem. Mam świadomość jak ważny jest dla niego ten przedmiot, choć dla każdego innego człowieka byłby bezwartościowy.

- Co u ciebie tak poza tym? – zagaduję.
- Luke, nie żartuj.

Wzdycham ciężko. Naprawdę się staram i próbuję, ale nic mi nie wychodzi.

- Okej... – przyznaję. – Po prostu nie wiem co mówić.
- Najlepiej nic. Nie mam ochoty na żadne rozmowy.

Kiwam potakująco głową. Może ma rację. Może to nie jest odpowiedni czas.

Kiedy myślę nad tym, co powinienem powiedzieć, strażnik pilnujący Jamesa, podnosi się z krzesła w rogu pokoju i oznajmuję, że widzenie dobiegło końca.

James potulnie wstaje z krzesełka, pozwala skuć sobie nadgarstki, a potem daje wyprowadzić się z celi. Źle się z nim dzieje...

*************************
Jeśli podobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - z dala od Ciebie | ZAKOŃCZONEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant