Rozdział 41

13.3K 518 113
                                    

Wyznanie

KATE

James stoi przede mną ubrany w idealnie dopasowany, czarny garnitur i wpatruje się we mnie intensywnym, ciemnym spojrzeniem. Muszę przyznać, że jestem zaskoczona, bo kompletnie się go tu nie spodziewałam. Dopiero, gdy puszcza mój nadgarstek dostrzegam, że trzyma w dłoniach ogromny bukiet bladoróżowych róż. Na mojej twarzy pojawia się niekontrolowany uśmiech.

- E... cześć... – mówi cicho.

O, proszę. Akurat u Jamesa nieśmiałość czy niepewność prawie się nie zdarza. Zawsze jest takim dumnym i pewnym siebie mężczyzną, dającym wszystkim do zrozumienia, że nic go nie ruszy i to on jest numerem jeden.

- Cześć...
- Na swoją obronę powiem tyle, że Kelsey mnie zmusiła do spiskowania, chciałem zrobić to wszystko sam, bez jej pomocy - wypala nerwowo.

Śmieję się cicho. No tak. Akurat tego mogłabym się po niej spodziewać.

- Uwierz, że mnie też zmusiła do grania w jej grę... Zresztą naściemniała, że mam pomóc jej coś zanieść i że tu czeka, no ale jak widać nikogo oprócz nas tu nie ma.

James uśmiecha się szeroko na te słowa.

- Twoja przyjaciółka powinna być jakimś szpiegiem czy kimś... Niezła jest.
- Może już nim jest, kto wie.

James podchodzi bliżej i podaje mi kwiaty.

- Proszę, to dla ciebie. Miałem dać ci je wcześniej no i w innym miejscu, ale pracowałem dziś do późna i tak wyszło.
- Dziękuję... są śliczne... Skoro Kelsey aż tak się wczuła w ten dzień to chodź, zobaczysz co przygotowała razem z samorządem, ja byłam w szoku. W sumie to dalej jestem.

*

Siedzimy z Jamesem przy jednym ze stolików i od kilkunastu minut pogrążamy się w rozmowie o niczym. Nie sądziłam, że tak szybko na nowo złapiemy kontakt, oczywiście nie licząc poszczególnych ekscesów...

Nagle znikąd pojawia się Kelsey.

- Dzień dobry, gołąbeczki. Jak się bawicie?

Moje policzki od razu czerwienieją.

- Spadaj – warczę.

Kelsey śmieje się głośno.

- No co? Chyba jesteś zadowolona, co?

Najgorsze, że ma rację. Jestem. Gdyby nie ona, zapewne teraz siedziałabym już w akademiku i szykowała się do spania.

Ku mojemu zaskoczeniu Kelsey podchodzi do Jamesa, nachyla się nad nim i szepcze mu coś do ucha jednocześnie posyłając mi złośliwe spojrzenie. Przez chwilę mam ogromny mętlik w głowie. Co tu się właśnie stało? Przyjaciółka jednak tak szybko jak się pojawiła, zniknęła.

- Co jest? – pytam zdezorientowana.
- Nic – James brzmi normalnie, jakby przed chwilą nic dziwnego nie miało miejsca.
- Co ona ci tam szeptała?
- Nic – uśmiecha się do mnie.

No powiedzcie sami, przecież to nienormalne zachowanie! Od razu mam w głowie masę pomysłów, o czym mogła szeptać. Może to coś o mnie? Albo o nim?

James nagle wstaje i wyciąga do mnie dłoń.

- Chodź ze mną.
- Dokąd?
- Zobaczysz.

Moja dezorientacja w tym momencie sięga zenitu. Co oni oboje uknuli?

Mimo wszystko wstaję i pozwalam Jamesowi złapać się za dłoń i poprowadzić w kierunku wyjścia z sali.

Mężczyzna podaje mi płaszczyk i pomaga go założyć, a chwilę później wychodzimy na zewnątrz.

- Odwróć się – mówi nagle.
- Po co?
- Oh Katie, nie zadawaj tylu pytań, okej? Odwróć się, proszę...

Wzdycham z rezygnacją. Ma rację, po co pytam skoro logiczne jest, że mi nie odpowie. Potulnie odwracam się tyłem do niego, by po kilku sekundach poczuć materiał znajdujący się na moich zamkniętych powiekach.

- Na chwilę – James odzywa się w idealnym momencie, jakby czytał mi w myślach.

Kiwam potakująco głową i pozwalam mu się poprowadzić dalej. W pewnym momencie czuję, że pod nogami nie mam już twardego betonu, a jakąś trawę albo ziemię. James zatrzymuje się na chwilę. Staram się wyłapać charakterystyczne dźwięki żeby choć w małym stopniu wiedzieć, gdzie jestem, jednak jest tak cicho, że nie słyszę nawet oddechu mężczyzny. Nagle czuję, że mnie podnosi, na co nieco się wzdrygam. Muszę przestać się tak wszystkiego bać.

- Spokojnie – zapewnia. – Trzymam cię.

Idzie jeszcze dobre kilkadziesiąt metrów aż wreszcie stawia mnie na ziemi. Znów na czymś twardym. Czuję jak jego dłonie rozwiązują opaskę z tyłu mojej głowy.

Gdy ją ściąga i mówi, że mogę patrzeć, pewnie otwieram oczy.

Nie mam pojęcia gdzie jestem, ale to najcudowniejsze miejsce w jakim mogłam się znaleźć. Stoimy przed małą, drewnianą altanką oświetloną sznurem klimatycznych lampek w kształcie małych żarówek. Całość wygląda naprawdę przepięknie, a jednocześnie tak skromnie i minimalistycznie.

- Chodź. Tu można usiąść – mówi z rozbawieniem James.

Nawet nie protestuję. Idę za nim, by po chwili zająć miejsce obok niego na jednej z drewnianych ławek.

- Podoba ci się? – pyta nagle.
- Jest pięknie – wyznaję zgodnie z prawdą. – Ale... co my tu robimy?
- Ja... – waha się przez chwilę. – Chciałbym z tobą porozmawiać...

Chcę coś powiedzieć, jednak James przykłada palec do moich ust, nie pozwalając mi na to.

- Poczekaj... zaraz powiesz, dobrze?

Kiwam potakująco głową.

James chwyta mnie delikatnie za dłoń i chowa ją w swoje.

- Posłuchaj... Ja... chciałbym ci tyle powiedzieć, nawet układałem to w głowie, ale...

*************

Jeśli spodobał Ci się ten rozdział lub jesteś ciekaw dalszych losów bohaterów - zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki!

Do następnego :)

Tajemniczy Współlokator - z dala od Ciebie | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now