2.

7 1 0
                                    

Val cofnął się. To niemożliwe. Jak on się tu dostał tak szybko? 

Mężczyzna stał naprzeciw niego zupełnie nieruchomo, jakby go wykuto z kamienia. 

Chłopak układał w głowie plan. Mógłby pobiec przed siebie, ale mało prawdopodobne, żeby ktoś kto umie niezauważenie przedostać się z lasu do wsi, mimo że nie ma innej drogi niż główna, dał mu przejść po prostu obok. 

Do wioski wolał nie zawracać. Poza tym i tak nie zbiegł by daleko. 

Pozostawało mu tylko czekać na rozwój wypadków.
-K-kim jesteś? - zapytał drżącym głosem.

-W imieniu Czarnego Okręgu, nakazujemy ci poddanie się, istoto - odparł tamten mrożącym krew w żyłach głosem.

Zabandażowany powoli ruszył naprzód.
-Nie rozumiem o co chodzi - zająknął się Val.

-Masz się poddać, a może unikniesz cierpienia i wiecznego bólu.

Val cofał się, ledwo opanowując skurcze żołądka ze strachu.

W krzakach rozległ się szelest. Czarna postać w ułamku sekundy dobyła sztyletu i z zabójczą precyzją przeszyła gardło kotu chowającemu się w ciemności.
-Masz ostatnią szansę, Valerianie Hewo.

Na dźwięk tych słów Val zdrętwiał. Nikt, za wyjątkiem ciotki nie znał jego pełnego imienia i nazwiska. Dalej cofał się. Nagle natrafił piętą na kamień i stracił równowagę.

Postać zbliżała się bardziej i bardziej, aż nagle…

Rozległ się odgłos uderzenia i bestia zachwiała się. Zabandażowany cień odwrócił się i sparował kolejne uderzenie. Warcząc głucho ruszył w bok. Wraz z napastnikiem krążyli, mierząc się nawzajem wzrokiem. Czarny ruszył pierwszy. Zamachnął się mieczem. Przeciwnik uchylił się i postawiwszy krok do tyłu zmiarkował cios. Jednak zabandażowany nie dał się zwieść. Niemal tanecznym krokiem obaj walczący posuwali się naprzód.

Val siedział na skraju drogi, z łomoczącym sercem przyglądając się walczącym. Pewna część jego duszy dygotała ze strachu, jednakże inna dawno zapomniana, podziwiała walczące postaci. 

Prędkość ataków i obron sprawiała, że wyglądały jak niewielkie tornado. Wzbijając kurz z drogi cięli i odskakiwały. Cień atakował z zabójczą precyzją, jednak przeciwnik przewyższał go gracją. Wyglądali jakby płynęli w powietrzu. 

Nagle Val przypomniał sobie, że musi oddychać.

Nieznany wojownik zyskał przewagę. Potwór zachwiał się i wtedy ten rzucił się na niego. Potoczyli się po ziemi. Kaptur zsunął się z jego głowy.

Chłopakowi na skraju drogi opadła szczęka. 

Z zabandażowanym czarnym stworem walczyła jego ciotka Diana. Potem zauważył coś jeszcze. Zamiast miecza miała patelnię.
-Val, biegnij do domu - syknęła.

-Ale…

-Biegnij, powiedziałam. Już!

I chłopak jak ostatni tchórz, zwiał, zostawiając walczących za sobą.

SIERP KSIĘŻYCAHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin