5.

12 1 0
                                    

Val wszedł do lasu. Mimo iż słońce stało wysoko na niebie, między drzewami zalegał chłodny cień. Konary trzeszczały głucho na wietrze.

Gdyby znalazł się w tym samym miejscu z torbą na ramieniu tydzień wcześniej, prawie na pewno aż rwałby się do przodu. Na poszukiwanie przygód i wrażeń. Jednakże po wydarzeniach ostatnich dwóch dni, jakoś mu się nie spieszyło. Świat, po którym stąpał okazał się być surowy i niebezpieczny. Dziecięce poczucie bezpieczeństwa opuściło go na dobre.

Zapuszczał się głębiej w las, mając baczenie, żeby nie zejść z traktu. 

Coś mu mówiło, że na ścieżce jest o wiele mniejsze prawdopodobieństwo zostania rozszarpanym na strzępy.

Gdy po około godzinie zaczęły go boleć nogi, przysiadł na chwilę. 

Wyciągnął z torby bukłak z wodą i przytknął do ust.

Nagle usłyszał ciche skrzypienie. Zerwał się i spojrzał w las. Znowu skrzypienie. Jednakże nie dochodziło z lasu, a z drogi. Ktoś jechał w jego kierunku. Rozejrzał się w poszukiwaniu miejsca gdzie pozostałby niezauważony. Po namyśle stanął za najbliższym drzewem. Może dwa kroki od traktu nic go nie napadnie. 

Czekał, spoglądając w stronę z której dobiegał dźwięk.

Zza zamglonego zakrętu najpierw wyłoniły się ciemne rogi. A potem…

Wół ciągnący wóz z sianem.

Na koźle siedział starszy mężczyzna w słomianym kapeluszu, pogwizdując cicho. Pojazd skrzypiał i trzeszczał na wybojach i korzeniach wydeptanej drogi. Wół i przewoźnik wyglądali tak nieszkodliwie, że Val zdecydował się pozostać na widoku. 

Wyszedł z krzaków.
- Bogowie! - zakrzyknął mężczyzna. - Czym jesteś? Zbójcą, magiem, zmiennokształtnym? Nie mam pieniędzy. Możesz wziąć yyy…. Siano!

- Nie, proszę pana. Spokojnie - powiedział łagodnie Val. - Ja jestem zupełnie zwyczajnym podróżnym.

Potem zdał sobie sprawę, że uciekanie przed żadkimi zawziętymi nocnymi upiorami może wcale nie należeć do powszednich,  nawet jeśli jest się podróżnym.
- Wszyscy tak mówią - burknął staruszek. - Ale żaden z nich nie wyskakuje przy tym z krzaków. No więc dokąd zmierzasz?

- Do stolicy.

- Do stolicy? - zdumiał się mężczyzna. - A po co? 

- Eee szukać szczęścia? - to zabrzmiało bardzo jak kłamstwo.

- Nie znajdziesz szczęścia w stolicy. Po śmierci króla zapanował straszny bałagan.

Val przypomniał sobie dzień, gdy pół roku temu do jego wsi dotarła smutna wiadomość. Niektórzy nawet płakali. Potem w kościółku przy drodze odbyła się długa modlitwa do wszystkich bogów za pokój duszy zmarłego władcy. Chłopak nie znał się na polityce, ale w jego stronach żyło się dostatnio i spokojnie, więc przypuszczał, że król dobrze rządził. 
- Teraz jego prawie dorosły syn objął urząd - staruszek zmarszczył brwi. - Ma w prawdzie doradców, ale na rządzeniu rządzeniu to on się nie zna. W mieście nie ma porządnej straży, jest pełno złodziei i szubrawców. Ceny są wysokie, bo wszyscy chcą mieć z czego żyć. Zbiory ostatnio nie były tak obfite, jak się spodziewano.  

Jeszcze przez chwilę opowiadał, jak to beznadziejnie sprawował się młody król. Potem chyba zrozumiał co mówi i Val musiał mu przyrzec, że nie powie nikomu, co staruszek myśli o aktualnym władcy.
- Powinien też spojrzeć na trakty, takie jak ten. We wsiach daleko na granicy plątają się dziwne stwory. Na granicach zawsze było więcej wędrowców - zniżył głos do szeptu. - Słyszałem, że kilka wsi zostało ograbionych i spalonych do szczętu. Teraz ludzie boją się podróżować. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 07, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

SIERP KSIĘŻYCAWhere stories live. Discover now