Kusiciel - Theodor i Hermiona (18+)

2K 55 9
                                    

No cóż... Po prostu kocham tę parę :)


- Świetna przemowa zamykająca, panie Nott.

Unoszę głowę znad protokołu swojej kolejnej rozprawy zwabiona brzmieniem znajomego nazwiska tylko po to by zobaczyć ciemnowłosego mężczyznę podającego dużą dłoń samemu Ministrowi Magii.

Mrugam, ledwo zauważalnie przełykam ślinę, bo z jakiegoś powodu czuję jej nadmiar zbierający się w ustach. Coś cudownie intensywnego przeszywa moje wnętrze, kiedy wspomniany wcześniej mężczyzna sięga do swojej służbowej szaty, żeby rozpiąć ją jednym ruchem i zsunąć z szerokich ramion.

- Ministrze. - Kiwa z szacunkiem, wsuwa materiał ubrania pod pachę, delikatnie unosi rękę by zerknąć na zegarek.

Z jakiegoś powodu nie mogę oderwać od niego spojrzenia, jest cholernie hipnotyzujący w swojej pozornej nonszalancji. Każdy jego gest zdaje się być ułożony, starannie przemyślany, wykalkulowany do ostatniej cennej sekundy.

Już chce odejść, gdy zatrzymuje go pełen słabo ukrytego szacunku głos jednego z ministerialnych prawników.

- Dobra robota, Nott.

Uśmiecha się uprzejmie, jego twarz rozpogadza się jakby napawał się kolejnym zwycięstwem, jakby celebrował podziw, delektował się nim w najprostszy możliwy sposób.

Nadal na niego patrzę, oczywiście przywołując całą swoją subtelność, pozwalam niesfornemu lokowi opaść na twarz by choć trochę ukrył moją fascynację, głód spojrzenia, niezdefiniowane pragnienie, które przejmuje wszystkie moje zmysły, gdy tylko on pojawia się obok.

Bo Theodor Nott robi na mnie zdecydowanie niepokojące wrażenie.

- Merlinie, co za towar... - Słyszę nagle rozmarzony głos swojej asystentki i unoszę brew w zdziwieniu.

Ona nie kryje zachwytu, bezwstydnie gapi się na niego, czuję irracjonalną zazdrość, chociaż to kompletnie nie ma sensu.

Powracam oczami do dokumentu, próbuję się skupić na nadchodzącym zadaniu, ale rozedrgane wnętrze nie może scalić się z powrotem w składną całość. Znowu unoszę głowę, przygryzam wargę w zamyśleniu, mrugam gwałtownie, bo on zbliża się w moją stronę.

Nie wiem gdzie mam podziać wzrok, serce przyspiesza delikatnie w swoim systematycznym biciu, oddech chce wyrwać się spod kontroli, ale resztką rozumu przywołuję go do porządku.

- Drogie panie... - Wita się elegancko, na chwilę zatrzymuje swoje bystre granatowe oczy na mojej twarzy. Modlę się, żeby nie spłonąć rumieńcem, żeby się nie zdradzić, żeby nie pokazać, że jestem taka jak wszystkie. Totalnie oczarowana i zgubiona jego piekielnym urokiem.

- Nott. - Mruczę, dreszcz ekscytacji przeszywa moje ciało, duszę, umysł.

- Powodzenia na rozprawie, Granger. - Czuję się mała pod wpływem siły jego spojrzenia, onieśmiela mnie, odbiera logiczne myślenie.

- Dziękuję, panie prokuratorze. - Cedzę, wykrzywiam wargi w niewinnym uśmiechu, nieświadomie prostuję się, żeby ukazać całą swoją sylwetkę w jak najlepszym świetle.

Nie umyka mi błysk, jakiś drapieżny ognik, który pojawia się na chwilę w jego wzroku. Coś lepkiego i niesamowicie gęstego zajmuje moje wnętrze. Nad tym akurat nie potrafię zapanować.

A potem odchodzi pozostawiając po sobie mgiełkę oszałamiającego zapachu, który z łatwością wytrąca bezbronną ofiarę z resztek jej kruchej równowagi.

Zabawa w One ShotsWhere stories live. Discover now