Rozdział 8.

203 16 2
                                    

Dziewczyna, gdy usłyszała te słowa momentalnie puściła mnie, podbiegła do miejsca, gdzie wcześniej siedzieliśmy, chwyciła swoją torebkę, a następnie pobiegła do drzwi, które prowadziły do środka budynku.

-Jessica, przepraszam. -Krzyknąłem udając się w pościg za dziewczyną.

Znajdując się w środku, gdzie panowała zupełna ciemność, a jedyne co było słychać to kroki blondynki, miałem dziwne wrażenie, że straciłem ją. Jednak nie miałem zamiaru się poddać, nadal biegałem ciemnymi korytarzami.

-Ja tak nie umiem. - Odkrzyknęła.

Po słowach dziewczyny zapadła kompletna cisza. Po chwili usłyszałem, że ktoś odtworzył, a następnie zamknął drzwi z wielkim tupetem. Nagle światło rozprzestrzeniło się po korytarzach i salach.

Byłem na siebie cholernie zły, miałem do siebie ogromny żal. Wszystko jak zawsze spieprzę. Po kilku minutach wyszedłem z studia. Na dworze robiło się już ciemno, jednak życie miejskie nadal tętniło życiem. Szczerze? Miałem dość. Straciłem taką okazję. Może i straciłem osobę na której zaczyna mi zależeć? A może zachowuje się jak gówniarz i tak naprawdę sam nie wiem co robię.


Gdy wróciłem do hotelu w pokoju było zupełnie ciemno, więc po cichu dostałem się do swojego łóżka. Rzuciłem telefon na poduszkę. W pewnym momencie odwróciłem się w stronę, skąd dobiegały różne dźwięki. Na łóżku siedział Felix trzymając w dłoniach swój telefon.

-Co zjebałeś? -Zapytał

-Nic.

-Nie kłam.

-A ty przypadkiem nie miałeś dać mi spokoju?

-"Mi"? A nie "nam"? O, naprawdę musiałeś coś zjebać.

-Dzięki stary, umiesz pocieszyć swojego kumpla. - Rzuciłem zdejmując bluzkę, a następnie kładąc się na łóżku.

Byłem szczęśliwy, że nic nie odpowiedział nie chciałem z nim rozmawiać, na pewno nie dzisiaj. Po krótkim rozmyślaniu postanowiłem napisać do dziewczyny.


"Przepraszam."


Mimo że nie miałem nadziej na to, że odpisze mi, czekałem. Czekałem 20 minut, po upływie tego czasu głośno westchnąłem i przewróciłem się na bok.


*** Lucy's POV***


-Siema. - Krzyknął Omar, gdy weszliśmy do środka.

-Hej. -Odkrzyknęłam. 

Po chwili chłopcy poszli się przebrać, a ja usiadłam przy Jessice, która siedziała na parapecie z głową opartą o okno. 

-Gadałam wczoraj z Braianem. Zgadnij ile nagród zdobyli.

-Na ile możliwych? - Zapytała z zmuszonym uśmiechem na twarzy.

-Na 15.

-12? 

-11. Ale i tak jestem z niego cholernie dumna. 

Dziewczyna odpowiedziała ponownym uśmiechem, który był na siłę.

-Chłopcy pytają się czy zrobimy projekty na nowe koszulki.

-Lucy, daj spokój. - Powiedziała zrezygnowanym głosem, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.

-Chachi, o co chodzi?

Wiem, że nie lubiła, gdy tak się do niej mówiło, ale ona jest taką prawdziwą „muachachita”. Jest to słówko  z hiszpańskiego, które oznacza "małą dziewczynkę". Do śmierci jej najstarszego brata,jej mama tak na nią mówiła. 

-Chodzi o to, że to ty powinnaś dla nich projektować, nie my. To jest twój chłopak i twoja szansa, nie nasza. Powinnaś to jak najszybciej zrozumieć. - Powiedziała, po czym wybiegła z sali.

Głośno westchnęłam, a następnie spojrzałam na drzwi od pokoju, chłopcy stali przy drzwiach. W pewnym momencie w pościg za nią udał się Oscar, z jednej strony nie zdziwiło mnie to, ale jednak myślałam, że nie nie odważy się na to. W pomieszczeniu zapadła zupełna cisza. 

-Czy tylko ja nie wiem o co chodzi? - Zapytałam wstając z parapety, a następnie ocierając dłonie o spodnie.

-Chodź. - Wyszeptał Felix.

Schowałam dłonie w kieszeni,a następnie poszłam za chłopakiem. Wyszliśmy z sali, chłopak dokładnie zamknął drzwi. 

-No, bo Oscar i Jess podobają się sobie. - Wyszeptał.

-No co ty? W ogóle tego nie widać, naprawdę. Nobla za to, że umieją się świetnie ukrywać. - Powiedziałam z sarkazmem z nadzieją, że chłopak to zrozumiał.

-Dasz mi dokończyć czy nie?

-Dobra, mów. 

-No i oni wczoraj gdzieś poszli, nie pytaj gdzie bo nie wiem, i Oscar coś spieprzył. 

-Ale co? 

-Jezu, kobieto, nie wiem. Skąd mam to wiedzieć?

-No może dlatego, że jesteś jego kumplem. 

-A dlaczego ty też nic nie wiesz? Podobno jesteś jej przyjaciółką.


*Oscar's POV*


Gdy wybiegałem z sali nie myślałem o tym o co będą pytać, po prostu to zrobiłem. Siedziała na dachu z podkurczonym nogami, a wiatr rozwiewał jej lekko kręcone włosy na każdą możliwą stronę. 

-Jessica, możemy pogadać? -Zapytałem.

Nic nie odpowiedziała.

Usiadłem przy niej, patrzyłem przed siebie, jednak co chwila spoglądałem na dziewczynę.

-Przepraszam. - Wyszeptałem.

-To ja przepraszam, zachowałam się jak kompletna kretynka.

Dziewczyna spojrzała na mnie i zaczęła ocierać swoje łzy. Przysunąłem się bliżej niej, a ona położyła głowę ona moim ramieniu. 

-Czyli już wszystko ok? Będziesz mi odpisywać na sms'y?

-Zastanowię się. - Zaśmiała się.

Siedzieliśmy jeszcze na dachu przez kilka minut, aż do momentu kiedy rozmowę przerwał nam Omara wpadając i krzycząc, że jest próba, a my się przytulamy. 

-Już idziemy. - Krzyknęła Jessica łapiąc mnie za rękę, a następnie ciągnąc w stronę wyjścia. 


W czasie, gdy Lucy przełączała piosenki, podeszła do mnie Jessica.

-Chodź weźmiemy tych debili i pójdziemy gdzieś razem.

-Jesteś chora.

-Nie, jestem zakochana.

Give Me LoveWhere stories live. Discover now