25.『Miłość czyni z nas głupców, prawda, Tom?』

571 59 7
                                    

George i Ellie trzymali się kurczowo za ręce, gdy wychodzili na zrujnowany dziedziniec Hogwartu razem z resztą zmęczonych, brudnych, głodnych i zapłakanych uczniów, nauczycieli oraz członków Zakonu Feniksa

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

George i Ellie trzymali się kurczowo za ręce, gdy wychodzili na zrujnowany dziedziniec Hogwartu razem z resztą zmęczonych, brudnych, głodnych i zapłakanych uczniów, nauczycieli oraz członków Zakonu Feniksa.

Było bardzo wcześnie rano i Ellie nie chciała nawet myśleć o tym ile godzin temu jadła swój ostatni posiłek oraz ile czasu była na nogach bez snu. Szła z trudem, potykając się o każdy jeden drobny kamień na swojej drodze i z pewnością już dawno wywróciłaby się, gdyby nie George.

Nie mieli już sił, więc wizja kolejnego starcia ze Śmierciożercami wydawała się wręcz błoga. Każdy chciał już po prostu pójść spać - choćby na zawsze.

Na czele ich wrogów kroczył sam Lord Voldemort. Ellie jeszcze nigdy nie widziała go z aż takiego bliska i musiała przyznać, że nie spodziewała się aż tak obrzydliwego i paskudnego widoku.

Co on z sobą zrobił? Był przecież niegdyś takim samym człowiekiem jak oni wszyscy. Takim samym chłopcem jak Fred, George, Neville, Harry...

A teraz przypominał węża. Miał dwie szparki zamiast nosa, jego skóra była szarobiała, a na głowie nie widać było ani jednego włosa. Czarny Pan był szczupły i wysoki, a jego palce u dłoni charakteryzowały się nadzwyczajną długością. Ellie przeszedł dreszcz na sam ten widok i od razu ścisnęła rękę George'a mocniej.

Koło Voldemorta sunął wielki wąż - Nagini. Zaraz za nim szedł sam Hagrid, niosąc kogoś na rękach, więc wszyscy zgromadzeni patrzeli po sobie zaskoczeni, nie wiedząc o co chodzi, nerwowo oczekując aż w końcu Czarny Pan znajdzie się na dziedzińcu razem z nimi.

Czarnoksiężnik rozejrzał się po zrujnowanym placu i zrobił zbolałą minę, jakby sam żałował zniszczeń, które dotknęły jego dawną ukochaną szkołę. Nawet najwięksi złoczyńcy kochali Hogwart.

George i Ellie stali z prawie samego przodu, ale schowali się za plecami Rona, Hermiony i Pani Weasley, pragnąc pozostać jedynie obserwatorami. Tak przynajmniej myślał chłopak, który objął szatynkę mocno ramieniem, żeby dodać jej otuchy.

Ale Ellie nawet się nie bała. Teraz, gdy widziała Voldemorta dokładniej, strach ją opuścił. Bo chociaż wyglądał jeszcze gorzej niż się spodziewała to poczuła nagle ogromny... żal. Było jej go zwyczajnie szkoda.

- Kto to jest? - wypaliła nagle Ginny, która nie mogła oderwać wzroku od ciała, które niósł Hagrid. Szła z samego przodu, objęta ramieniem przez ojca, a po jej drugiej stronie stał Neville Longbottom, który trzymał kurczowo w ręku Tiarę Przydziału - Kogo niesie Hagrid? Neville, kto to jest? - powtarzała spanikowana dziewczyna.

- Harry Potter nie żyje! - krzyknął tryumfalnie Czarny Pan, a serca wszystkich zgromadzonych po stronie Hogwartu zamarły w piersi.

Tylko czy to miało jakiekolwiek znaczenie? I tak mieli się z nim zaraz zobaczyć po drugiej stronie. Ellie pociągnęła nosem i schowała twarz w brudnej koszuli George'a.

Living Legends ● Fred Weasley / George WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz