Rozdział 1

1.4K 65 26
                                    

Karolina przytuliła zaczerwieniony od płaczu policzek do autobusowej szyby. Upokorzenie jakiego doświadczyła w szkole sprawiło, że straciła chęć do życia. I jeśli jeszcze rano miała zamiar postawić się rodzicom i powiedzieć, że ona do żadnego wujostwa na wieś nie pojedzie, tak po powrocie z rozdania świadectw było jej już naprawdę wszystko jedno. Matka nawet się nie zapytała jak było, ojciec tolerował ją chyba tylko dlatego, że tak wypadało. Karolina spakowała się w dwie walizki i jedną sportową torbę, omiatając po raz ostatni swój pokój smutnym wzrokiem.

Jej przystań. Jej królestwo. Już nie czuła się tutaj bezpiecznie. Tak między Bogiem a prawdą, już nigdzie nie czuła się bezpiecznie. Z głębokim westchnieniem spojrzała na swoje łóżko, na drewniane biurko, przy którym tworzyła fantazyjne obrazy, na ulubiony fotel, na półkę z książkami. W odruchu bezwarunkowej miłości jaką darzyła ten mebel oraz jego zawartość, wyciągnęła dłoń, aby zabrać ze sobą kilka książek, ale szybko zmieniła zdanie.

Zamknęła drzwi i zeszła na dół. Mama siedziała w kuchni, paliła papierosa.

- Mamo, ja... - zaczęła, ale tak naprawdę nie bardzo wiedziała, co mogłaby jeszcze powiedzieć. Szczerze wątpiła w to, aby nagle udało się jej przekonać rodzicielkę do swojej niewinności. Pokręciła głową z rezygnacją i wyszła z domu.

Matka równocześnie z wypuszczeniem z płuc chmury dymu, odetchnęła z ulgą. Gdy usłyszała jak Robert, jej mąż, wyjeżdża z podwórka, wstała i kilkukrotnie przemierzyła całą długość kuchni. A potem, jak to miała w zwyczaju od mniej więcej miesiąca, to znaczy od dnia w którym spadła na nią ta niewyobrażalna tragedia, obdzwoniła wszystkie swoje bliższe i dalsze koleżanki i głosem pełnym kłamliwego cierpienia oznajmiła, że Karolina została odwieziona na leczenie do zakładu psychiatrycznego. Jak na razie na całe dwa miesiące wakacji, a co będzie później, to się okaże. Był to naturalnie wierutny blef, jednak Alicja zdecydowanie bardziej wolała aby ludzie jej współczuli, aniżeli wytykali palcami za grzechy córki. W swych cierpiętniczych wynurzeniach pytała, co ona takiego złego uczyniła, że los ją tak strasznie pokarał? A pytała tylko dlatego, żeby koleżanki jej współczuły i mówiły wszystkim, że przecież ta Ala to taka dobra kobieta jest, taka miła, zawsze się uśmiechnie, pogada. Tylko ta jej córka. No kto by pomyślał, że takie podłe dziewuszysko z niej wyrośnie?

Gdy już skończyła obdzwaniać wszystkie Halinki, Beatki i Grażynki, zmusiła się do wykonania jeszcze jednego telefonu. Tym razem do swojej młodszej siostry. To właśnie do Anny i jej męża, Borysa, została wysłana Karola. Ta ich dziura była oddalona od Kalisza o ponad czterysta kilometrów, a że główni zainteresowani mieszkali bez mała w środku lasu, znaczyło to, że jej córka spędzi najbliższe dwa miesiące na totalnym zadupiu. Natomiast ona, Alicja, zrobi wszystko, ale to wszystko, aby po powrocie ludzie postrzegali Karolinę jako nieszkodliwą wariatkę.

Nie robiła tego z troski o dobro własnego dziecka. Kierowały nią egoistyczne pobudki.

Rozmowa sióstr była nieprzyzwoicie kurtuazyjna i zawierała w sobie krótkie informacje tyczące się tego, o której godzinie Anna powinna spodziewać się siostrzenicy. I o ile starszą z sióstr bardzo radowała to, że pozbyła się problemu, tak młodsza była wręcz wściekła. Nie, nie na swoją chrześnicę. Na jej durną matkę, która pozbywała się własnego dziecka jak jakiegoś śmiecia, a wszystko po to, aby podbudować swoje samopoczucie. Anna oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie przypomniała swej, do przesady idealnej siostrze, kilku grzeszków z lat młodości. Grzeszków, które wywołały na twarzy Alicji rumieniec wstydu i oburzony komentarz.

- Nie życzę sobie, żebyś umoralniała mnie w kwestii wychowania mojej córki.

- Chyba jednak sobie życzysz, skoro powierzasz mi nad nią opiekę. – Ania Medycka, z domu Paprocka, znana była z tego, że zawsze mówiła to, co jej na wątrobie leżało. Pokrewieństwo nie dawało nikomu alibi. – Skoro to ja mam być przez najbliższe dwa miesiące odpowiedzialna za twoje prawie dorosłe już dziecko, miej świadomość tego, że podejdę do tematu bardzo po mojemu. Jeśli jednak masz z tym jakikolwiek problem, to możesz już wyjeżdżać z domu i gonić autokar. Złapiesz go pewnie w okolicach Wrocławia i jeszcze sobie piękny magnesik przy okazji na lodówkę kupisz. Decyzja należy do ciebie.

Alicja już, już miała fuknąć na siostrę, ale w porę się opanowała. Głosem zimnym jak lód powiedziała:

- Podeślij mi proszę numer konta. Prześlę ci pieniądze na utrzymanie Karoliny.

- Karola jest moim gościem, a ty możesz te pieniądze przeznaczyć na terapeutę. Swojego. – nacisnęła czerwoną słuchawkę i zakończyła rozmowę.

Musiała się położyć. Rozmowa z siostrą, jak zwykle zresztą, dalece odbiegała od typowych, rodzinnych pogawędek, jakie z reguły spokrewnieni ze sobą ludzie odbywali. A wszystko dlatego, że Borys wybrał na żonę ją, nie Alicję.

- Znowu się pokłóciłyście? – Borys, wedle siostry swojej żony, współwinny całego zła, jakie występowało na tym świecie, wszedł do pokoju.

- Ja już nie pamiętam, kiedy my się nie kłóciłyśmy. Karolina powinna być o osiemnastej. – Ania wtuliła się w ramię męża, który to, doskonale wyczuwając jej nastrój i potrzebę bliskości, przycupnął obok. – Z jednej strony tak bardzo się cieszę, że ona przyjeżdża. Ostatnio była tutaj chyba dziesięć lat temu. Ale jak sobie pomyślę o tym wszystkim co ją spotkało...kochanie, ja się o nią naprawdę martwię.

Małomówny zazwyczaj Borys, pocałował żonę w czoło i powiedział:

- Będzie dobrze. To mądra i rozsądna pannica jest. Podjadę jeszcze do leśniczówki, Daniel prosił mnie wczoraj, żebym mu pomógł w naprawie auta.

Pięć minut później wyszedł z domu, umysł Ani krążył natomiast wokół Karoliny. Zapewne gdyby w tym momencie miała podgląd na żywo, na to, jakie myśli kłębiły się w osiemnastoletniej głowie jej siostrzenicy, pierwsze co by teraz zrobiła, to pochowała wszystkie sznury i liny, jakie znajdowały się na terenie ich posesji.

Karolina im bliżej celu podróży się znajdowała, tym bardziej upewniała się w swojej decyzji. Dziś zapewne tego już nie zrobi, ale jutro...jutro skoro świt, wymknie się z domu wujostwa, zabierze ze sobą sznur i pójdzie do lasu.

Całe życie była przebojowa. Teraz jednak brakło jej odwagi do tego, aby mogła dalej żyć.

_______________________________________

Będzie mi niezmiernie miło, jeśli podzielicie się ze mną swoimi odczuciami ❤️

Las pachnący Pożądaniem (PREMIERA 31.05) Where stories live. Discover now