Naburmuszona jechałam samochodem razem z Baltazarem, Alexem i Cassie. Siedziałam z tyłu przy oknie, mając po swojej lewej stronie omegi. Oparłam czoło o szybę i obserwowałam drzewa, które właśnie mijaliśmy. Milczałam, pomimo usilnych starań Baltazara w włączenia mnie w rozmowę. Chłopak dopiero po piętnastu minutach odpuścił i pozwolił mi zatopić się w myślach.
Wtedy, kiedy wieczorem do mnie przyszli, dowiedziałam się wielu rzeczy o mojej rasie. A mianowicie to, że osoby, które we krwi mają połowę lub ćwierć genu wilka wykazywały niebywałą szybkość i siłę w stosunku do ludzi. W dodatku emocje mogły być widoczne dla postronnych obserwatorów pod postacią intensywnością tęczówek. U jednych stawały się o toń jaśniejsze, upodobniając je do wilczych ślepy, natomiast u drugich barwa oczu ciemniała się, jak w moim przypadku. Było to uwarunkowanie kodem genetycznym, ale nie zagłębialiśmy się w ten temat., dlaczego u niepełnokrwistych kolor tęczówek był tak różnorodnych. Brakowało nam specjalistycznej wiedzy jak i chęci na roztrząsanie tego.
Również nie obyło się bez spięcia pomiędzy mną a Johnem. Na samo wspomnienie kłótni uśmiechnęłam się z przekąsem. Ceniłam te krótkie, gwałtownie wymiany zdań, dzięki którym pozbywałam się gromadzącego się we mnie napięcia, ale tym razem było inaczej. Według Elisabeth, spowodowane to było naszymi pozycjami. Chłopak był betą, a ja coś na pograniczu delty i bety, więc instynkty brały w górę i czułam potrzebę pokazania mu kto jest lepszym wilkiem, co nie było dobry sposobem na osiągnięcie celu. W końcu John się wściekł. Jeszcze przez dłuższy okres czasu, od interwencji Eli, czułam na języku gorzki smak upokorzenia. Bękarcki, wilczy pomiot. Zdanie, które pozostawiło po sobie niesmak i urazie.
Prychnęłam pod nosem, ignorując pytające spojrzenie Cassie, której najbardziej z całej trójki okazywała zmartwienie. Przez odbicie w szybie widziałam, jak chciała coś powiedzieć, ale zastygła w bezruchu, po czym spuściła głowę. Zabrakło jej odwagi. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, zwłaszcza w obecności obcego wilka. Za to, poczułam jak jej dłoń nakryła moją i ucisnęła ją w geście pocieszenia. Oddałam ten gest i zabrałam dłoń.
Nawet późniejsze informacje nie wprawiały mnie w zachwyt. Po prostu były to suche fakty, mające na celu zaspokojenie mojej ciekawości. Na przykład to, że niektórzy niepełnokrwiści mogli wysuwać wilcze kły czy też to, że ich przeciwnikami o wyższą pozycję były nie tylko półwilkołaki, ale również pełnokrwiści. Norma. Dopiero, gdy usłyszałam, że w watasze ważną rolę odkrywają niepełnokrwiści, zdumiałam się. Baltazar wyjaśnił mi, że to właśnie oni stanowili główną ochronę podczas pełni. Kiedy zapytałam przed czym, Elisabeth spojrzała przez okno i szukając czegoś w ciemności, powiedział:
— Przed ludźmi... Przed nami... Chronią naszą tajemnicę.
Zrozumienie przyszło naturalne.
— Daleko jeszcze? — wymamrotałam, ale czuły słuch wilkołaka siedzącego za kierownicą, wychwycił go. Lekko odwrócił głowę i zerknął na mnie.
— Jeszcze godzina.
Z irytacją wypuściłam powietrze z płuc. Przez resztę tygodnia namawiali mnie, abym razem z nimi pojechała do ich watahy, której od rozpoczęcia szkoły nie widzieli. Na początku odmawiałam, ale z czasem mój upór malał, choć całkowicie nie zniknął. Jednak w końcu nadszedł taki moment, że zapłaciłam za to. Elisabeth użyła na mnie głosu alfy, więc nie miałam wyjścia i się zgodziłam na ten wyjazd. Na szczęście blondynka nie próbowała go wykorzystać na zmianie decyzji dotyczącej przynależności do jej watahy. I z tego, czego się dowiedziałam byłoby to złamanie ich wilczego prawa, które wyraźne mówiło, że alfa nie może wpływać na autonomie obcego czy samotnego wilka.
CZYTASZ
Pragnienie
WerewolfSasza nie zna obrazu szczęśliwej rodziny. Ona i jej ojciec są znani w miasteczku, a zwłaszcza w jednym szemranym barze. Sasza, jako córka alkoholika, boryka się nie tylko z problemami dorastającej nastolatki, ale także problemami jej wilczej natury...