Rozdział 12

2.5K 114 3
                                    

Naburmuszona jechałam samochodem razem z Baltazarem, Alexem i Cassie. Siedziałam z tyłu przy oknie, mając po swojej lewej stronie omegi. Oparłam czoło o szybę i obserwowałam drzewa, które właśnie mijaliśmy. Milczałam, pomimo usilnych starań Baltazara w włączenia mnie w rozmowę. Chłopak dopiero po piętnastu minutach odpuścił i pozwolił mi zatopić się w myślach.

Wtedy, kiedy wieczorem do mnie przyszli, dowiedziałam się wielu rzeczy o mojej rasie. A mianowicie to, że osoby, które we krwi mają połowę lub ćwierć genu wilka wykazywały niebywałą szybkość i siłę w stosunku do ludzi. W dodatku emocje mogły być widoczne dla postronnych obserwatorów pod postacią intensywnością tęczówek. U jednych stawały się o toń jaśniejsze, upodobniając je do wilczych ślepy, natomiast u drugich barwa oczu ciemniała się, jak w moim przypadku. Było to uwarunkowanie kodem genetycznym, ale nie zagłębialiśmy się w ten temat., dlaczego u niepełnokrwistych kolor tęczówek był tak różnorodnych. Brakowało nam specjalistycznej wiedzy jak i chęci na roztrząsanie tego.

Również nie obyło się bez spięcia pomiędzy mną a Johnem. Na samo wspomnienie kłótni uśmiechnęłam się z przekąsem. Ceniłam te krótkie, gwałtownie wymiany zdań, dzięki którym pozbywałam się gromadzącego się we mnie napięcia, ale tym razem było inaczej. Według Elisabeth, spowodowane to było naszymi pozycjami. Chłopak był betą, a ja coś na pograniczu delty i bety, więc instynkty brały w górę i czułam potrzebę pokazania mu kto jest lepszym wilkiem, co nie było dobry sposobem na osiągnięcie celu. W końcu John się wściekł. Jeszcze przez dłuższy okres czasu, od interwencji Eli, czułam na języku gorzki smak upokorzenia. Bękarcki, wilczy pomiot. Zdanie, które pozostawiło po sobie niesmak i urazie.

Prychnęłam pod nosem, ignorując pytające spojrzenie Cassie, której najbardziej z całej trójki okazywała zmartwienie. Przez odbicie w szybie widziałam, jak chciała coś powiedzieć, ale zastygła w bezruchu, po czym spuściła głowę. Zabrakło jej odwagi. Nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, zwłaszcza w obecności obcego wilka. Za to, poczułam jak jej dłoń nakryła moją i ucisnęła ją w geście pocieszenia. Oddałam ten gest i zabrałam dłoń.

Nawet późniejsze informacje nie wprawiały mnie w zachwyt. Po prostu były to suche fakty, mające na celu zaspokojenie mojej ciekawości. Na przykład to, że niektórzy niepełnokrwiści mogli wysuwać wilcze kły czy też to, że ich przeciwnikami o wyższą pozycję były nie tylko półwilkołaki, ale również pełnokrwiści. Norma. Dopiero, gdy usłyszałam, że w watasze ważną rolę odkrywają niepełnokrwiści, zdumiałam się. Baltazar wyjaśnił mi, że to właśnie oni stanowili główną ochronę podczas pełni. Kiedy zapytałam przed czym, Elisabeth spojrzała przez okno i szukając czegoś w ciemności, powiedział:

— Przed ludźmi... Przed nami... Chronią naszą tajemnicę.

Zrozumienie przyszło naturalne.

— Daleko jeszcze? — wymamrotałam, ale czuły słuch wilkołaka siedzącego za kierownicą, wychwycił go. Lekko odwrócił głowę i zerknął na mnie.

— Jeszcze godzina.

Z irytacją wypuściłam powietrze z płuc. Przez resztę tygodnia namawiali mnie, abym razem z nimi pojechała do ich watahy, której od rozpoczęcia szkoły nie widzieli. Na początku odmawiałam, ale z czasem mój upór malał, choć całkowicie nie zniknął. Jednak w końcu nadszedł taki moment, że zapłaciłam za to. Elisabeth użyła na mnie głosu alfy, więc nie miałam wyjścia i się zgodziłam na ten wyjazd. Na szczęście blondynka nie próbowała go wykorzystać na zmianie decyzji dotyczącej przynależności do jej watahy. I z tego, czego się dowiedziałam byłoby to złamanie ich wilczego prawa, które wyraźne mówiło, że alfa nie może wpływać na autonomie obcego czy samotnego wilka.

PragnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz