Rozdział 16.1

2.2K 88 3
                                    


— Wychodzę! — krzyknęłam do ojca, który właśnie wychodził z salonu.

— Gdzie!? — Ze złością wykrzywił usta.

— A gdzie, kurwa, mogę wyjść o tej porze? — Założyłam kurtkę. — Wrócę rano.

Mężczyzna prychnął. Spojrzałam na niego zaskoczona, że nie usłyszałam żadnego wrednego komentarza. Robert nie tylko przez ostatnie dni stracił gdzieś swój zapał, ale i znacznie się postarzał. Przygarbiona sylwetka i wory pod oczami było najwyraźniej spowodowane problemami, które tak nagle pojawiły się w progu domu i wywróciło naszym życiem do góry nogami. Myślałam, że będę mu współczuć, ale czułam mściwą satysfakcję, że w końcu się doigrał. Jednak radość szybko minęła, gdy uświadomiłam sobie, że nie tylko on odpokutuje swoje życiowe wybory, ale również ja zostałam w to wciągnięta jako jego córka i także musiałam udźwignąć konsekwencje takiego życia.

Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Nerwowym ruchem zabrałam z półki wełnianą czapkę (niegdyś bordowa, w tej chwili brzydko brunatna z nitkami wystającymi na wszystkie strony) i wsadziłam do kieszeni z myślą, że może się w przyszłości przydać, jeśli pogoda się zepsuje.

— Pa!

— Uważaj na siebie!

— Co ty pierdolisz!? — Naskoczyłam na niego, chyba będąc bardziej zaskoczona jego troskliwym tonem niż wściekła, że po takim czasie przypomniał sobie, że ma jeszcze córkę. — Mam uważać na siebie? Jakbyś nie zauważył robię to od paru lat i to bez twojej zasranej pomocy.

Tata oparł się o framugę drzwi. Na jego twarzy nie pojawiła się uraza, która by świadczyła o tym, że przejął się moimi słowami. Był obojętni, nie ruszyło go moje oskarżenie, a w jego oczach nie było widać żadnego ojcowskiego ciepła.

— Sasza, jesteś moją córką.

Pokręciłam głową zażenowana swoją nikłą nadzieją, że ojciec w końcu otrząśnie się z żałoby i nareszcie się mną zaopiekuję. Robert nadal był tym samym człowiekiem, którego znałam. Zimnym, bezdusznym draniem, który wciąż uważał, że śmierć Anastazji była moją winą.

Nie miałam sił, aby zmienić jego osąd. Był cholerne uparty i przekonany o swojej nieomylności, co dodatkowo utrudniało całą sprawę.

Smutnym wzrokiem spojrzałam na ojca, który oczekiwał mojej reakcji. Jednak jego postawa przeczyła temu, że chciał tu ze mną być. Jego własne słowa były kłamstwem, które jeszcze bardziej niszczyła naszą nikłą relację.

— Trochę za późno, żeby udawać ojca — rzekłam do niego beznamiętne.

Wybiegłam z domu. Atmosfera w domu z każdym dniem gęstniała, przeszkadzając w dalszym egzystowaniu.

Zanim się spostrzegłam byłam już na miejscu. Byłam tak zatopiona w myślach, że tego nie zauważyłam. Jeśli będę nadal tak roztrzepana to zgubię swoją głowę, pomyślałam z przekąsem. Weszłam do środka i po przywitaniu się z Rickiem skierowałam się do kuchni. Nie chciałam nikogo widzieć. A tym bardziej rozmawiać. A kuchnia sam raz się do tego nadawała. Naczynia głosu nie mają, więc nie mają czym mnie denerwować.

Rzuciłam kurtkę w kąt pomieszczenia i zabrałam się do roboty. Metodyczność pracy sprawiła, że mój umysł się oczyścił. Nie myślałam o szkole i domu. Dwóch miejscach, gdzie odczuwałam ciągłe nieprzyjemne napięcie i przymus ukrywania prawdziwej siebie.

Czasami żałowałam, że należałam do świata nadprzyrodzonego i dzieliłam umysł z wilczycą.

Nie żałujesz! — zaprzeczyła wilczyc zbulwersowania moimi myślami.

PragnienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz