30. Część pierwsza: Mieliśmy ten sam cel.

495 41 162
                                    

Hej. Wiem, długo mnie nie było, za co bardzo przepraszam. Miałam bardzo mało czasu, jak i zanik weny. Jednak fajnie było wrócić do tej historii i wreszcie skończyłam rozdział. Mam nadzieję, że nie pogubicie się w fabule, w razie czego przypomnijcie sobie chociaż poprzedni. Myślę, że po nowym roku chociaż w weekendy będę miała więcej czasu na pisanie.

Tymczasem łapcie ten przedsmak powrotu Ronnicowych rozdziałów.

***

„Nie można szukać zemsty i nazywać ją sprawiedliwością." ( Cassandra Clare, Mechaniczna księżniczka. )

Moje życie powoli zmieniało się w żałosny dramat. Nie mam pojęcia, czym zawiniłam i dlaczego akurat mnie to spotkało. Byłam złą osobą? Przecież nie wyrządzałam nikomu krzywdy, szanowałam innych. Byłam tylko zwykłym człowiekiem, który potrzebował szczęścia i odrobiny spokoju. Jednak los bezczelnie ze mnie zadrwił i zaczął bezustannie podkładać niewidoczne przeszkody pod nogi. A każdy kolejny upadek ulatniał moje wciąż tlące się nadzieje na lepsze jutro. Nie wiedziałam już, którą stronę powinnam obrać. Choć uparcie dążyłam do światła, było to trudne. Ogarniał mnie mrok. Nie wiedziałam komu ufać, a kogo się bać. Pozory zbyt wiele razy mnie zmyliły. Nawet nie mogłam być pewna, czy moi przyjaciele nadal nimi byli.

Dlatego na drżących nogach skierowałam się za moją - miałam taką nadzieję - przyjaciółką. Zimne dreszcze przechodziły przez moje ciało, a dłonie zaczęły się pocić ze stresu. Tak bardzo chciałam, żebyśmy się dogadały. Wyjaśniły wszystko i żeby było tak, jak wcześniej. Niepewnie spojrzałam na Sophie, która usadowiła się na swoim łóżku. Z posępną miną wpatrywała się w jakiś nieznany mi punkt przed siebie. Wyglądała źle. Rzadko widziałam ją w takim wydaniu. Wyglądała na zmęczoną. Strudzona twarz nie miała ani grama makijażu, a podkrążone oczy wskazywały, że nie sypiała zbyt dobrze. Przeniosła znudzone spojrzenie na mnie, a z moich ust wydostało się ciche tchnienie. Coś mi się wydawało, że nie będzie to wizyta z korzyścią dla mnie.

- Słucham. Mów. - Jej głos, jak i mina wydawały się takie wyprute z jakichkolwiek emocji, lub sprawnie je ukrywała.

Spojrzałam w jej błękitne tęczówki, które nie lśniły żadnym blaskiem. Stały się matowe i było mi z tego powodu niezmiernie przykro. Zagryzłam wnętrze policzka i podeszłam w jej stronę. Usiadłam na skraju łóżka, uprzednio odkładając na nią torebkę. Swoje dłonie położyłam na kolanach, a głowę obróciłam lekko w jej stronę. Stres zawładnął moim ciałem, ale musiałam się w końcu odezwać. Nie przyszłam tam przecież milczeć.

Boże, naprawdę chciałam, by mi wybaczyła.

- Przepraszam, Soph - mruknęłam cicho i wypuściłam nagromadzone powietrze z płuc. Sophie nic nie odpowiedziała, dalej wpatrywała się przed siebie, nawet na mnie nie spoglądając. - Jestem okropna, wiem. Powinnam była bardziej się tobą interesować. Zaniedbałam cię. Zachowałam się egoistycznie i za to cię przepraszam.

Blondynka dalej nie reagowała, podrygiwała jedną nogą, a dłonie miała złączone razem.

- Sophie - ponaglałam ją. - Powiedz coś.

Czułam się w tamtym momencie jak skończona idiotka. Miałam cudowną przyjaciółkę, która odkąd pojawiła się w moim życiu, zawsze przy mnie była. Początkowo, gdy przeniosła się do naszej szkoły, nie była zbyt dostępna, raczej miała dystans, ale kiedy się przekonała do mnie i Margo, to oddała się w pełni. Tak przynajmniej mi się wydawało. A ja to wszystko spieprzyłam. Po całości.

- Soph - szepnęłam i dotknęłam swoją dłonią jej. Była taka delikatna i chłodna. Blondynka na ten gest się ożywiła. Odwróciła nagle swoją głowę i spojrzała na mnie z mocą.

Nigdy nie żałuj: Upadek z nieba / ZAKOŃCZONE Onde histórias criam vida. Descubra agora