4. To koniec, Hernandez

1.1K 138 62
                                    

ZACHĘCAM DO KOMENTOWANIA, DAJE TO MOTYWACJĘ! <3

Byłam podekscytowana dzisiejszym dniem. Kolejny mecz i kolejna okazja do wykazania się jako cheerleaderka. Miałyśmy świetny układ i byłam z nas naprawdę dumna. Przez ostatni tydzień naprawdę ciężko trenowałyśmy i dawałyśmy z siebie wszystko, aby teraz, przez kolejne kilka minut, wykazać się przed widownią, która przyszła tu tylko dla sportu.

To był naprawdę ważny mecz w tym sezonie. Miał zakwalifikować szkolną drużynę futbolu amerykańskiego do zawodów stanowych. Przez ostatnie trzy lata nasza szkoła zdobywała puchar i tak miało być i tym razem. Wygrana byłaby ogromną szansą dla osób, które chciałyby wykonywać ten sport zawodowo i naprawdę liczyłam, że im się uda.

Ostatnia klasa była naprawdę ciężka. To rok, w którym musieliśmy się wyjątkowo wykazać. Musieliśmy zrezygnować z niektórych rzeczy na potrzebę innych. Ale jeśli wygram zawody regionalne w cheerleadingu, to będzie warto. Mogłabym trenować dniami i nocami, aby nasz układ był dopracowany do ostatniego ruchu kitką.

Miałam już mnóstwo pomysłów na choreografię i na kolejnej próbie chciałabym przedstawić je swojej trenerce i innym gimnastyczkom. To będzie ciężka droga, ale wiedziałam, że się nie poddamy i damy radę. Zakwalifikowałyśmy się do tych zawodów, co wcale nie było takie łatwe. To była już połowa sukcesu.

Był tylko jeden problem. Myśli w mojej głowie zaprzątał Clarence Joshua, o którym myślałam bez przerwy od tygodnia. Nie miałam pojęcia, czy znowu był w związku z Kendall Chapman, ale za to wiedziałam, że między naszą dwójką nic nie będzie. To było niedorzeczne, że w ogóle o czymś takim pomyślałam.

Ale jedyną, słuszną opcją, abym w końcu o nim zapomniała, była konfrontacja z nim. Nie rozmawiałam z nim od tygodnia i pewnie dlatego ciągle chodził mi po głowie. Dlatego więc teraz znajdowałam się pod męską szatnią i opierałam się o ścianę, czekając, aż grupa zawodników wyjdzie z tego pomieszczenia.

Nie czekałam długo. Zaledwie po pięciu minutach grupa chłopaków wyszła gęsiego z szatni. Clarence wyszedł jako ostatni i nawet nie zorientował się, że tam stałam. Na ustach miał uśmiech, tak jak reszta drużyny. Pewnie przed chwilą, jako kapitan, powiedział chłopakom motywujące do działania słowa. Zawsze tak robił przed meczem.

W tym się różnił od swojego brata. Emmanuel mówił takie rzeczy tylko po to, aby w oczach trenera być dobrym kapitanem. Clarence natomiast zawsze robił to szczerze.

Głośno westchnęłam i odbiłam się od ściany. Zrobiłam dwa duże kroki w kierunku Hernandeza i chwyciłam go za nadgarstek, aby ten się zatrzymał. Od razu, nieco zaskoczony odwrócił się w moim kierunku.

— Co ty tutaj robisz, Celeste? — zapytał, marszcząc ze zdziwienia brwi. Przez chwilę mu nie odpowiadałam, bo chyba sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Chciałam, aby wyleciał z mojej głowy, ale to chyba było niemożliwe.

— Chciałam ci życzyć powodzenia — powiedziałam po chwili ciszy. Wymyślony miałam całkiem inny tekst, który chciałam powiedzieć. Miałam zapytać, jak było między nim a Kendall, ale chyba stchórzyłam.

— Przyszłaś tu tylko po to, żeby życzyć mi powodzenia? — zapytał rozbawiony. Nie przemyślałam tego. Cheerleaderki zawsze robiły to chwilę przed meczem.

— To źle? — Mogłam znaleźć inny sposób na wyrzucenie go ze swoich myśli. Ta rozmowa tylko pogorszy sprawę.

— Nie, to miłe — przyznał uśmiechnięty. A chwilę później zrobił dokładnie to samo, co tydzień temu, przed imprezą Jacksona. Po prostu przybliżył się do mnie, złożył delikatnego buziaka na moim czole i biegiem ruszył za swoją drużyną.

Rule Number One ✔Where stories live. Discover now