1.

1.6K 49 8
                                    

JASON


Spędziłem w szpitalu kilka dni ze względu na córeczkę. Nie mogłem pozwolić, żeby cały czas zajmowali się nią obcy ludzie. Potrzebowała rodziców, a miała tylko mnie. I to ja powinienem się nią zajmować.

Stephanie, urodziła się zdrowa, ale lekarze chcieli jeszcze dokładnie ją zbadać, zanim wyjdziemy do domu. Też wolałem się upewnić, że mojemu dziecku nic nie zagrażało. Dopytywałem tysiące razy lekarza, na co szczególnie powinienem zwrócić uwagę przy niemowlaku, co powinno mnie zaniepokoić, kiedy zjawić się w szpitalu. Cierpliwie udzielał mi odpowiedzi, które starałem się spamiętać. Pomocna pielęgniarka spisała dla mnie wszystkie zalecenia doktora, żebym o niczym nie zapomniał. Nadal nie byłem pewny, czy dam sobie radę sam z dwójką małych dzieci, które potrzebowały mamy. Jednak nie miałem wyjścia.

Mimo pomocy sióstr przy Stelli wracałem do domu na noc, żeby upewnić się, że mojej małej dziewczynce nic nie brakowało. Tuliłem ją wtedy do siebie, nawet gdy już spała, żeby ukoić swój ból po stracie żony. Miałem nadzieję, że Stella wyczuwała moją obecność. Nie chciałem myśleć, że córeczka czuła się odrzucona przeze mnie. W żadnym wypadku! Kochałem ją cały czas tak samo. Po prostu potrzebowałem czasu, żeby oswoić się ze stratą Suzanne na tyle, żeby wrócić do swojego dziecka i zająć się nim jak należało.

Jednego dnia Jane nie wytrzymała i przyjechała do szpitala ze mną. Obawiałem się, że rozpłakałaby się, gdybym jej odmówił. Wstała wcześniej byle tylko zdążyć, zanim wyjdę z domu. Nie mogłem odmówić jej zobaczenia bratanicy na żywo po raz pierwszy. Jane zachwycała się maleństwem od pierwszej chwili, gdy stanęła przy jego łóżeczku. Tuliła Stephanie do siebie i nie pozwoliła jej sobie zabrać nawet na chwilę. Była gotowa ją przewinąć i nakarmić. Mała miała kilka osób, które ją kochały. Nie zastąpimy jej mamusi, ale obiecałem sobie, że dostanie dużo miłości ode mnie i od moich sióstr. Z czasem przyzwyczaimy się do tego, że zostaliśmy sami.

Clementine codziennie opiekowała się maleńką Stephanie. Była pielęgniarką, która zajmowała się nią od chwili, gdy przyszła na świat. Nawet nie zauważyłem, żeby przez chwilę była znudzona albo zła, że potrzebowaliśmy jej częściej niż inni rodzice. Czasami rozmawialiśmy. Głównie o mojej córeczce. Dziewczyna dzieliła się ze mną nowinkami na temat Stephanie, gdy mnie akurat przy niej nie było, a ja zachwycałem się każdym uśmiechem maleństwa. Przy Clementine nie musiałem udawać, bo doskonale znała moją sytuację. Jednak ani razu nie pokazała, że było jej mnie żal albo że uważała, że nie dam sobie rady z niemowlakiem. Nawet nie czepiała się mnie, gdy źle trzymałem dziecko na rękach albo podczas kąpieli. Dyskretnie sugerowała wtedy, że powinienem się poprawić, żeby Stephanie było wygodniej.

–Jest silna. - Uśmiechnęła się do mnie pielęgniarka, gdy zapinałem córeczkę w foteliku.

Dziewczyna była przy mojej córce cały czas. Miło, że interesowało ją dobro obcego dla niej dziecka. Nie wychodziła z sali mimo mojej obecności. Nie przeszkadzało mi to. Czasami miałem się do kogo odezwać. Rozmawialiśmy na temat postępów Stephanie od dnia jej narodzin. Byłem już ojcem, ale do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wielkie znaczenie dla malucha miały drobne gesty. Obecność rodziców sprawiała, że dziecko czuło się bezpiecznie, mniej płakało i na ogół było spokojne. Teraz zrozumiałem, dlaczego Stella odkąd pojawiła się w moim domu, mniej płakała. Moja żona dała jej poczucie bezpieczeństwa i sprawiła, że dziewczynka czuła się kochana. Miałem nadzieję, że przy mnie nadal będzie się taka czuła, bo kochałem ją bardzo mocno i ani przez chwilę nie przeszkadzało mi to, że nie byłem jej biologicznym ojcem.

Szczęśliwe zakończenie. ( Seria Długa Droga dodatek) [ ZAKOŃCZONA ]जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें