[27] DAR DO AUTO DESTRUKCJI

247 16 1
                                    

CZYTASZ? ZOSTAW GWIAZDKĘ I KOMENTARZ, BEDZIE MI NIEZMIERNIE MIŁO!

>>>>>>>>>>>>>>

Obudziłam się, mając na powiekach widok przewiercającego wzroku i smak Jasona na wagach. Wzdrygnęłam się, widząc nad sobą puszysty pyszczek Ade, która zdążyła wylizać cały czubek mojego nosa.

- Złaź – mruknęłam, próbując zrzucić kota.

- Jednak nie masz hipotermii – z głębi pokoju ozwał się wesołkowaty, męski głos.

Obróciłam głowę, dostrzegając ucieszonego Gabriela, siedzącego w wiklinowym krześle, na którego oparciu przycupnęła Giana.

- Hipotermii? – zmarszczyłam brwi, stękając, gdy po próbie podniesienia całą moją nogę przeszył głuchy ból.

- Rudzielec z przerażeniem otulał cię, gdy odleciałaś w jego ramionach – westchnęła Giana, patrząc po mnie ze współczuciem. Jej brat uniósł się, nawet na chwilę nie pozbywając się głupawego uśmieszku.

- Ostatnio często odlatujesz – parsknął Gabe, wskakując na łóżko.

Spojrzałam na niego pytająco, krzywiąc się.

- O czym mówisz?

Giana podeszła do brata, uderzając go w tył głowy otwartą dłonią.

- Ty i twój niewyparzony język – warknęła, po chwili zwracając na mnie wzrok – mając gorączkę ostatnio, nazwałaś naszą mamę swoją, gdy przyszła sprawdzić jak bardzo rozgrzana jesteś

- Nieźle dałaś do pieca, chodziła struta następne dni – wtrącił Gabe, ponownie dostając uderzenie od siostry.

- Zamkniesz się wreszcie? – zamachnęła się Giana, patrząc po bracie jak po małym, nieposłusznym szczeniaku.

Zawiesiłam się, przypominając sen o mamie. Czyli to była Yvonne...

- Claire – poczułam dotyk Giany, która uśmiechnęła się delikatnie – wieczorem spotykamy się u Kaia, wrócił, przyjdziesz?

Kiwnęłam ospale, nadal myślami będąc daleko stąd.

- Swoją drogą, miałaś szczęście – stuknął mnie palcem w czoło Gabe – nie skręciłaś kostki, jedynie nadwyrężyłaś

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, nieświadomie przyciągając do siebie Ade, która zamruczała, wpinając się w moją koszulkę.

***

- Kule idealnie pasują do tych zwiewnych spodni – mruknął prześmiewczo Gabe, mrugając do mnie, gdy niezdarnie schodziłam po schodach.

- Lubisz patrzeć na moje cierpienie, prawda? – zdmuchnęłam zirytowana kosmyk z czoła, poważnie rozważając sturlanie się na sam dół.

Parsknął śmiechem, po chwili pomagając mi zejść.

- Gdzie Giana? – spytałam, widząc tylko jego w salonie.

- Poszła już z Jasonem do Kaia – odparł, wrzucając telefon i portfel do tylnej kieszeni spodni.

Zagryzłam wargę. Giana poszła z Jasonem?

- A Jason... - odchrząknęłam, udając obojętność – podoba się Gianie?

- Zapewne, sam jestem zdziwiony, że lubuje w rudzielcach

- Mhm – ponownie zagryzłam wargę, nie chcąc powiedzieć o kilka słów za dużo.

Sama droga do domu Kaia zajęła nam ponad piętnaście minut, bo Gabe nie kwapił się, by mi pomóc, aby nie pomiąć swojej koszuli, a jak się okazało; ja i kule nie zaprzyjaźniliśmy się nawet trochę. Odczułam ulgę, gdy weszliśmy na wilgotny trawnik, usłany w rozmawiających ludziach. Wewnątrz było równie tłoczno, jednak ujrzeliśmy pomiędzy ludźmi kolorowe włosy Amadeusa, zmierzając w kierunku kanap. Uśmiechnęłam się, gdy uchwyciłam jego wzrok. Pomachał mi, również odpowiadając uniesieniem.

▪️ DEATH VALLEY ▪️ Jason Blossom✔️Tempat di mana cerita hidup. Terokai sekarang