twelve

1.4K 153 123
                                    

Pierwszy dzień listopada zapowiadał się deszczowy i mroźny, co nie sprzyjało za bardzo wyjściu na papierosa przez ciepłolubnego Japończyka. Yuta postanowił więc zagościć do jednego ze swoich nowych przyjaciół, gdyż pozostała dwójka leżała w ich pokoju, starając się dojść do siebie na tyle, aby móc poprawnie funkcjonować po dużej ilości wypitego zeszłej nocy alkoholu.

Stanął więc przed znaną mu już pięćdziesiątką ósemką i bez wahania zapukał do drzwi, budząc tym samym jednego ze wtulonych w siebie Koreańczyków zamieszkujących to pomieszczenie.

Jednakże nie dostał na to żadnego odzewu, a zza mahoniowych drzwi nie usłyszał nawet najmniejszego dźwięku. Zapukał więc raz kolejny, czekając jeszcze chwilę czy nastąpi jakakolwiek odpowiedź ze strony lokatora.

Tym razem również nie dostał żadnej najmniejszej reakcji, co skłoniło go do pomyślenia o tym, iż albo nikogo nie ma, albo Choi nadal słodko śpi. Westchnąwszy więc oddalił się od drzwi, wracając do swoich skacowanych kolegów. 

Brunet mruknął do siebie coś pod nosem i poprawił się pod pościelą, aby było mu wygodniej. Zdał sobie jednak sprawę, że nie leży on sam, co przyprawiło go o nie mały zawał. Otworzył natychmiast oczy, podnosząc się na tyle, aby móc zobaczyć intruza spoczywającego w jego łóżku. 

Zauważywszy czarnowłosego chłopaka, odetchnął z ulgą przypominając sobie zeszłą noc, a uśmiech nie mógł zejść z jego twarzy. 

Aczkolwiek zniknął on, wszakże Wooyoung mógł nie pamiętać nic, co się wydarzyło między nimi. Mógł odrzucić go po raz kolejny i złamać mu serce. W końcu od samego przyjazdu do akademika strzelał do niego piorunami z oczu. 

Jung wreszcie przysunął się bliżej, wtulając swoją twarz w niezdjęty jeszcze kostium starszego. Stęknął, czując alkohol i papierosy zmieszane z pachnącą lawendą i stokrotkami perfumą Sana.

— Dzień dobry? — zapytał zupełnie jakby sam siebie, a swoją niewinnością zaskoczył drugiego.

— Cześć — odpowiedział mu Choi, biorąc w rękę swój telefon leżący gdzieś pod poduszką.

— Która jest godzina? — przetarł dłońmi oczy, po czym podniósł się do siadu i przeciągnął porządnie. Starszy natomiast zmrużył oczy od ostrego światła ekranu, aby móc przyjrzeć się godzinie.

— Prawie trzynasta — następnie zamilkł na chwilę, próbując dostatecznie połączyć fakty z wczorajszego wieczora, jak i tego poranka — Pamiętasz cokolwiek z wczoraj?

— Nie wszystko — odparł szczerze — Po tym, jak wypiłem piątego drinka, pamiętam wszystko jak przez mgłę.

— Oh, czyli pamiętasz jak się... no wiesz. Pamiętasz, jak się całowaliśmy? — napomknął San, uciekając wzrokiem.

— Pamiętam.

— Żałujesz? — ton jego głosu zabrzmiał tak obojętnie, jak wtedy, gdy Jung wyjechał.

— Nie.

— Czyli, że wszystko, co wtedy mówiłeś, że tęskniłeś za mną i w ogóle, to było szczere i w pełni świadome? — serce zaczęło bić mu tak szybko, że miał wrażenie, iż zaraz wyskoczy mu z piersi. Wooyoung nie żałował całowania go.

— Na to wychodzi — czy to już wystarczająco szczera rozmowa, aby popchnąć naszą relację do przodu — pomyśleli sobie.

— San, czy my... czy między nami doszło do czegoś jeszcze?


— Nie wiem — odrzekł. Jednakże nie zdawał sobie sprawy z tej jednej niezdarnie napisanej w środku nocy wiadomości do Hongjoonga.


3:56


s.sannie: przs0pajem sir z wpoyongiem

___________
krótki rozdział, żeby was nie trzymać w niepewności hihi 🤭

DEFINITION OF LOVE | woosan[2] ✔Where stories live. Discover now