Prolog

1.4K 48 20
                                    

- Szkoda Melka, że musisz już jechać. Impreza się dopiero rozkręca, a Marcin oka od ciebie nie mógł dzisiaj oderwać. Wcale się nie zdziwię, jeśli właśnie teraz zmierza do kibla, żeby zrobić sobie dobrze. Stał mu cały czas. Widziałam. Mam tylko nadzieję, że nie zrobi tego nad moim nowym, marmurowym zlewem – Olga udała, że wymiotuje.

- Ty naprawdę musiałaś mu patrzeć na rozporek? – Odpowiedź na to pytanie była oczywista.

Amelia przytuliła kuzynkę i wsiadła do samochodu. Wzmiankę o Marcinie zignorowała. Przy każdej nadarzającej się okazji, Olga próbowała swatać ją ze swoimi kolegami, uważając, że w taki sposób zrobi jej dobrze. I poniekąd miała rację, bo zapewne skończyłoby się to palcówką, minetką i seksem, czyli z zasady przyjemnym spędzeniem czasu. Tyle tylko, że Amelia miała swoje powody ku temu, aby ograniczać kontakty z męską częścią populacji, do absolutnego minimum.

- Daj znać, jak dojedziesz do domu, i ucałuj babcię.

- Ucałuję.

Przekręciła kluczyk, dwukrotnie, bo jej wysłużony fiacik Panda potrzebował niekiedy nieco dłużej pomyśleć, nim włączył się do ulicznego ruchu. Zegarek na desce rozdzielczej wskazywał na godzinę dwudziestą pierwszą, czyli jak na weekend przystało, było bardzo wcześnie. Oczywiście dla tych, którzy dopiero zaczynali imprezować. Amelia nie miała jednak ochoty na sobotnie szaleństwa, za to na gorącą kąpiel i wsadzenia nosa w książkę, a i owszem. I właśnie w taki sposób chciała spędzić resztę wieczoru. Wcześniej złożyła kurtuazyjną wizytę swojej kuzynce, która organizowała trzydzieste urodziny męża. Mela uznała, że pojedzie do Olgi i Łukasza, posiedzi u nich godzinkę i wymówi się bólem głowy, ucha, brwi, paznokci, sutka, łechtaczki, no czegokolwiek. Była w tej komfortowej sytuacji, że mogła mówić, że czuje się źle i wszyscy jej wierzyli. I to nie dlatego, że potrafiła w sposób wyjątkowo przekonywujący kłamać, a dlatego, że chorowała na epilepsję i cała rodzina obchodziła się z nią jak z jajkiem.

Co niekiedy było mocno wkurwiające, a niekiedy znowu zbawienne.

Choroba była co prawda od czterech lat nieaktywna, ale przecież jej epi kumpela zawsze mogła wpaść z niezapowiedzianą wizytą i od tego czasu pojawiać się już systematycznie. Do dwudziestego pierwszego roku życia, Amelia miewała regularne napady, co miało ogromny wpływ na jej psychikę i światopogląd. Otarła się nawet o myśli samobójcze, kiedy to atak dopadł ją w środku autobusu, którym jechała razem z mamą. Ludzie, którzy byli tam obecni, bali się tego co zobaczyli, a ich świadomość odnośnie epileptyków była znikoma. Tego dnia, poobijana i z rozciętym łukiem brwiowym, gdyż uderzyła głową w najbardziej ostry kant, jaki znajdował się w całym autobusie, co było kolejnym potwierdzeniem dla jej życiowego pecha, tego dnia wszystko straciło dla niej sens. Gdy wróciła do domu, zaczęła przeglądać Internet w poszukiwaniu najlepszych sposobów na odebranie sobie życia. Los chciał, że trafiła na pewien wirtualny dziennik, pisany przez matkę chłopca chorego na epilepsję. Mały Damian miał obecnie dwanaście wiosen i chorował od ośmiu lat, czyli ponad pół życia spędził w towarzystwie padaczki. Gdy Mela skończyła czytać, zalała się łzami, uświadamiając sobie, że jego matka chorowała razem z nim. Może nie fizycznie, ale psychicznie już tak.

Podobnie było z jej własną rodziną.

A ona, durna, chciała dołożyć im jeszcze więcej cierpienia.

Dopóki Amelia nie trafiła na tego bloga, żyła w ciągłym strachu przed kompromitacją i ludzkim gadaniem. Bała się, że napad nastąpi w szkole, w sklepie, podczas jazdy rowerem, na podwórku, w trakcie kąpieli. Bali się o to również jej najbliżsi, którzy, gdyby tylko mogli, pełniliby wartę honorową przy łóżku Amelii. I Mela na to bez mała pozwoliła, gdyż mama ze strachu o swoje dziecko, wstawiła do jej pokoju fotel do spania, chcąc czuwać nad córką w dzień i w nocy.

Po przeczytaniu tych wszystkich przemyśleń, spisanych przez mamę małego Damiana, Amelia uzmysłowiła sobie, gdzie popełniła błąd i dlaczego tak ciężko się jej funkcjonuje. To właśnie wtedy postanowiła, że ona, oraz jej epi przyjaciółka, muszą rozpocząć nowe, lepsze życie. Aby do tego doszło, należało wyzbyć się strachu, tym samym zaakceptować życie z epilepsją.

Kolejnym etapem, było oswojenie choroby.

Oczywiście nieco trudniej przyszło jej wyperswadowanie najbliższym nieustannej opieki i przekonanie ich do tego, że ona jest w stanie radzić sobie w wielu kwestiach sama. Pomógł jej w tym wrodzony upór. Małymi kroczkami, ale doszła do upragnionego celu. I jakoś tak się stało, że niedługo później ataki ustały, tym samym wszystko zaczęło wskazywać na to, że Amelia i jej epilepsja dogadywały się bardzo dobrze, nie wchodząc sobie przy okazji w drogę.

Gdy od ostatniego napadu minęły nieco ponad dwa lata, Mela mogła nawet wystarać się o prawa jazdy. Co prawda gorzej było z wyegzekwowaniem u najbliższych własnego auta, bo przecież i jej mama i tata i młodszy brat, byli święcie przekonani, że ledwo wyjedzie z domu, wpadnie w trans, uderzy w pierwsze napotkane drzewo i się zabije. O przypadkowym przechodniu, którego na pewno przy okazji również pozbawi życia, słyszała już ze sto tysięcy razy. I pewnie uległaby tym nadopiekuńczym szantażom i siedziała z tyłkiem na jednym miejscu, gdyby nie babcia Janka, która, mimo swych prawie osiemdziesięciu lat, wykazywała się nad wyraz młodzieńczym hartem ducha i takim samym uporem. To właśnie ona wymusiła na swoim zięciu, zakup auta dla wnuczki, tym samym umożliwiając jej względnie normalne funkcjonowania. Koniec końców, Amelia stała się posiadaczką podstarzałego fiata Pandy, który, mimo tego, że rzęził czasem niemiłosiernie, jeszcze nigdy jej nie zawiódł.

Dbała o auto, dbała o siebie, badała się regularnie, przyjmowała leki i cieszyła tym swoim nudnym życiem bez padaczki, ale za to z prawem jazdy.

- Lampa nad progiem i krzesło i drzwi, wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał. Woda i ogień, powtarza wciąż mi, że mnie ktoś pokochał dziś - Z głośnika samochodowego radia wydobyła się tak dobrze znana melodia, którą Amelia nuciła sobie pod nosem.

To akurat mogła robić, chociaż niekoniecznie umiała.

– O kurwa! – Wykrzyknęła nagle, wciskając hamulec w podłogę.

Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a serce zaczęło bić bardzo szybko. 

_______________________________________

Dzień dobry 🖤
Dziś krótko, ale obiecuję, że kolejne rozdziały będą dłuższe ❤️

WolffWhere stories live. Discover now