La

553 24 0
                                    

Cała załoga, czyli w sumie wszyscy mężczyźni zdolni do walki w wiosce zebrali się w największej kajucie pod pokładem - gabinecie Hakody. Jako ostatni dołączył Atka, gdy tylko zamknął drzwi za sobą, rozpoczęła się debata.
- To, co z nim zrobimy? - Dopytał jeden z wojowników o imieniu Denahi.
- Kim on jest w ogóle?
- Zanim wam powiem kim jest, co byście z nim zorbili? - Hakoda splótł ręce i oparł się wygodnie. W pomieszczeniu nastała cisza, załoga wymieniała między sobą spojrzenia. Nikt nie chciał mieć krwi dziecka na rękach - No właśnie, sytuacja patowa.
- Na pewno nie zostawilibyśmy go na śmierć.
- To w końcu dziecko, ile on może mieć lat? 6? 7? Nie jest niczemu winne.
- Ale pochodzi z Narodu Ognia.
- To cywil. To przywódcy i ich żołnierze są winni tylu śmierci.
- To wnuk władcy ognia - odezwał się w końcu Hakoda. Nastała nerwowa atmosfera - Jego własny ojciec skazał go na śmierć.
- Ja wiedziałem że to bestie... - mruknął Sitka opierając się o swojego brata, Atkę.
- Włada ogniem?
- Tego nie wiem, był zbyt roztrzęsiony na dalsze pytania.
- Więc się obudził...
- A myślałeś że skąd wódz wie te informacje? Zgadywał?!
- Amruq, Rohan - zganił Hakoda dwóch najmłodszych podwładnych. Osiemnastolatkowie spuścili głowy - Czyli nie mamy wyboru. Dzieciak zostaje z nami jak na razie - Załoga mruknęła niezadowolona. Nie podobało im się widmo mania w wiosce wnuka władcy ognia, który może się okazać magiem, lecz nikt nie miał lepszego pomysłu. Alternatywą była Kyoshi, lecz potrzeba było kilkunastu dni żeglugi by się na nią dostać zahaczając o dom, opróżniając i tak mizerną spiżarnię, po za tym nie było pewne czy mieszkańce Kyoshi wogóle go przyjmą. Znani byli z obojętności na otaczający ich świat.
- Nie ma wyjścia, co jeśli okaże się jednak niebezpieczny? - Hakoda przymknął oczy i pomyślał przez chwilę.
- Wtedy go zabije - na chłodny ton wielu wojów obróciło się z przestrachem. To dlatego Hakoda był wodzem. Wyrozumiały, stanowczy o miękkim sercu, jednocześnie potrafiący zabijać z zimną krwią swoich wrogów - nie sądzę by jednak był groźny, nawet jeśli okaże się magiem. Za dużo strachu jest w jego oczach - załoga pokiwała głowami. Bato skrzyżował ręce.
- Dobra, a u kogo on zostanie? - zapytał.
- O ile przeżyje - poprawił Atka - Nadal ma gorączkę, nie tak wysoką, ale jednak. Z kolei rana ciągle jest zakażona. W każdej chwili może się pogorszyć - Wódz wypuścił powietrze, pewnym było że nikt nie zechce się nim zaopiekować.
- Zabiorę go do siebie.
- To będzie dobre rozwiązanie - pokiwał głową Bato - Wszystkie kobiety albo mają małe dzieci albo są w ciąży, nie będą mieć czasu na zajęcie się tym biednym dzieckiem.
Mężczyźni wspólnie zgodzili się na takie rozwiązanie. Nadal znalazło się kilka nieprzychylnych spojrzeń, jednak wystarczyło im że dziecko będzie pod opieką wodza. To wystarczy.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Azula kręciła się bez celu po pałacu starając się omijać ojca szerokim łukiem. Nie chciała mu podpaść, mimo że Ozai zawsze była dla niej dobry. Cały czas rozmyślała o Zuko. Gdy go zabrano, dostrzegła jak ten pałac jest pusty. Nie ma już komu dokuczać, czy z kogo się śmiać. W końcu błądząc w obłokach potknęła się o swojego grubego wuja, który wrócił z kolejnej akcji poszukiwawczej małego księcia. Iroh złapał dziewczynkę ochraniając ją przed upadkiem.
- Przepraszam księżniczko - wuj serdecznie się uśmiechnął. Azula popatrzyła na niego spod byka - Coś się stało Azulo? Tęsknisz za bartem? - Dopytał. Od czasu zaginięcia Zuko widział że Azula chodzi przybita, unika własnego ojca i nerwowo reaguje na każdego żołnierza. Księżniczka pokręciła głową.
- Nie, kto by za nim tęsknił! Po prostu... - Urwała, jej warga zadrżała. Iroh zmarszczył brwi i uklęknął obok. Nigdy nie widział by Azula płakała.
- Nie martw się znajdziemy go - Księżniczka pokręciła głową.
- Zuko już nie wróci, on go zabił - wyrzuciła z siebie i poczuła ogromną ulgę.
- Kto? - Przeraził się stryj. Dziewczynka zacisnęła usta, powiedziała za dużo - możesz mi powiedzieć, co się wydarzyło tej nocy? Azula - powiedział stanowczo - Co się stało z Zuko? - Azuli pociekły łzy.
- Tata go zranił, spalił mu szyję - wydukała na jednym wdechu - s-strażnik go zabrał. Zuko płakał i krzyczał a-ale - pociągnęła nosem i zaczęła trzeć oczy odganiając łzy, symbol słabości - Tata nic nie zrobił. On go zabił t-tak jak-k ma-a-amę
- Ursa zginęła przez przypadek - Iroh spokojnie wyjaśnił przypominając sobie feralny wypadek sprzed kilku lat.
- Nie, było tak samo - jęknęła Azula. Iroh zmarł. Zacisnął pięści i spojrzał na korytarz prowadzący do sali tronowej.
- Spójrz na mnie - poprosił spokojnie Azulę - Nikomu o tym nie mów. Nikomu! Znajde twojego brata, nie martw się - Książe koronny wstał i pospiesznie udał się do swego ojca zostawiając małą księżniczkę samą. Azula szybko wytarła resztki łez. Szczęśliwa, że wreszcie komuś powiedziała co się wydarzyło, pobiegła czym prędzej do komnaty Zuko. Wyjęła spod łóżka maskę niebieskiego ducha, po czym ukryła ją skrzętnie w swoim pokoju. Jeśli ojciec zniszczy wszystko co należało do jej brata, ostatnie się chociaż ta jedna rzecz, którą lubił najbardziej. Jak stryj Iroh przyprowadzi Zuko, to odda mu maskę od matki. Tylko niech wróci. Azula mu nie daruje jeśli nie wróci. Nie wybaczy jeśli okaże się tak słaby by zginąć. Nie wybaczy jeśli Zuko zostawił ją by spotkać się z ich matką.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- Och Agni, coś ty zrobił bracie - szepnął Iroh żwawo zmierzając do sali tronowej. Tam stary Azulon odprawiał kolejną delegację. Gdy ujrzał najstarszego syna ożywił się.
- Mój synu, widzę że wróciłeś, lecz po minie zgaduję że nie odnalazłeś księcia?
- Nie ojcze, aczkolwiek dowiedziałem się czegoś... - Azulon zmarszczył brwi.
- Przygotuj herbatę, porozmawiamy na osobności - Iroh ukłonił się nisko i wyszedł. Przebranie się ze zbroi i przygotowanie herbaty jaśminowej nie zajęło mu długo. Jego ojciec od zawsze lubił herbatę swego najstarszego syna. Jakoś inaczej smakowała niż ta przygotowana przez służbę. Iroh ustawił dwie czarki na niskim stoliku oraz imbryk z herbatą. Odczekał chwilę nim do komnaty wszedł Azulon. Obaj zajęli miejsca na wygodnych poduszkach przy stole. Iroh nalał herbaty do czarek. Pierwszy łyk upili w ciszy, delektując się smakiem.
- A więc, co odkryłeś? - Zaczął Azulon.
- Ojcze czy wiedziałeś że Ozai nastaje na życie swojego pierworodnego? - Azulon zmarszczył brwi.
- Widziałem że nie pała do niego miłością i zawsze mówił o nim ze wzgardą, ale żeby chcieć go zabić... Twierdzisz, że to on stoi za uprowadzeniem własnego syna? To poważne oskarżenie.
- Mam dowód, ojcze
- Nie będę cię okłamywać, Ozai przyszedł do mnie kilka dni temu z prośbą by to on odziedziczył tron - Iroh przymknął oczy. Znał swojego brata aż za dobrze, wcale się nie zdziwił że wysunął swoją kandydaturę na następnego władcę ognia - Nie jestem głupcem, dobrze wiem że pod jego rządami Naród Ognia upadnie. Zaproponował że w zamian poświęci coś cennego. Nie sądziłem że może to być jego pierworodny i to jeszcze pobłogosławiony przez duchy - Azulon wściekły odstawił czarkę na stół. Iroh spokojnie dolał gorącej herbaty.
- Więc i ty zauważyłeś - skomentował lekko Iroh. Władca Ognia pokiwał głową.
- Agni się nim opiekuje, szczęśliwe dziecko, urodzone pod nieszczęśliwą gwiazdą...
Książe pokiwał głową
- Znał zaawansowane tańce ognia nim zaczął podstawy. Ma talent, który za każdym razem gasił Ozai stawiając Azulę na piedestale
- Dziewczynka ma naturalną iskrę, on ma w sobie Agni. Potężne rodzeństwo.
- Ozai nie mógł tego nie zauważyć...
- Nie znam przyczyn jego nienawiści. Zapewne znów wysunie swoją kandydaturę. Niewiele życia mi zostało w takim wypadku - Azulon przymknął oczy. Iroh lekko zatrzęsła się dłoń - Strzeż swego syna Iroh, znajdź Zuko i obalcie Ozaia gdy będzie trzeba.
- Kto po tobie ma zasiąść na tronie ojcze? I co z Azulą, nie można jej zostawić w szponach Ozaia - Azulon wpatrywał się w czarkę.
-Chcesz być Władcą Ognia? - Iroh uśmiechnął się ciepło - Tak też myślałem mój spokojny duchu. Od mojego najstarszego wnuka dawno usłyszałem, że będzie uczył walki mieczem jak Piandao, a nie rządził całą nacją. Tylko Zuko jest pewnym następcą. Co do Azuli. Od dawna zastanawiałem się czy nie wysłać jej do prywatnej akademii ognia, dorastały z dala od ojca, jednak nie jak na księżniczkę przystało. Ciężki temat, równie dobrze mógłbym ja oddać tobie pod opiekę, jednak Ozai od razu wyczułby podstęp. Jak na razie nic zorbić nie możemy, oby i nad nią Agni czuwała - Ojciec i syn unieśli czarki ku górze i poprosili Agni o sprzyjający los.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Zuko wiercił się w łóżku i oddychał spazmatycznie. Było mu gorąco, za gorąco. Dokładnie tak jak wtedy gdy jego ojciec wysunął dłoń i pojawił się płomień...
- Zuko - ktoś potrząsnął lekko jego ramiona. Książę obudził się natychmiast z urwanym krzykiem - Shh, już spokojnie, to tylko sen - Gdy dostrzegł Hakodę mimowolnie uniósł się i wczepił w tunikę mężczyzny. Wódz obiął go jedną ręką, drugą zaczął poklepywać księcia po plecach - to tylko sen, jesteś bezpieczny - zapewniał.
- To nie był sen. To się wydarzyło naprawdę. Uniósł dłoń i-i-i - ręka nieświadomie chciała dotknąć szyi.
- Nie dotykaj Zuko. To już minęło, teraz jesteś ze mną na statku i tak jak obiecałem, obudziłeś się tam gdzie zasnąłeś - Hakoda uśmiechnął się pokrzepiająco. Zuko rozejrzał się wokół. Faktycznie, nie był w zimnej i brudnej celi, ani w łódce na środku niczego. Był na statku, w ciepłym łóżku, nic go nie bolało, a tuż obok coś niesamowicie dobrze pachniało oraz był tu Hakoda. Pierwszy od tak dawna człowiek, który na niego nie krzyczy, pyta czy wszystko w porządku i nie odpycha gdy wtula się w jego tors - Widzisz? Nic Ci się nie stanie.
- Dlaczego mi pomagasz? - Zuko zapytał nieśmiało, gdy dostrzegł że cały czas kurczowo ściska ubrania Hakody, cofnął natychmiast ręce - przepraszam.
- Nie masz za co - Wódz przejechał dłonią po prawym ramieniu dziecka w geście otuchy - Nie jesteśmy potworami by zostawić dziecko bez pomocy.
- Jestem waszym wrogiem...
- A jesteś? - Zapytał Hakoda. Zuko uniósł oczy. Piwne i niebieskie tęczówki długo na siebie patrzyły. W końcu chłopiec ponownie opuścił głowę.
- Jestem magiem, mogę was skrzywdzić - wyczekiwał reakcji Hakody na wieść o jego magii jak na wyrok. Teraz był pewien, zginie. Miał jedynie nadzieję że Plemię Wody zrobi to szybko, żeby nie bolało. Zacisnął oczy gdy wódz wykonał ruch. Zamiast bólu poczuł jak na jego rękach ląduje coś drewnianego. Uchylił powieki i ze zdziwieniem odkrył miskę pełną jakiegoś białego, gęstego płynu.
- Mleko z ryżem i mięsem foki. Atka powiedział że możesz zjeść już coś porządniejszego. Dasz radę sam? - Zuko z niedowierzaniem popatrzył na Hakodę i po chwili pokiwał głową. Pierwsze kęsy pochłoną na tyle szybko że Hakoda musiał mu zatrzymywać rękę by mógł przełknąć poprzedni kęs. Przy końcu mięśnie ręki odmawiały posłuszeństwa, zaczęły się trząść i Zuko nie mógł utrzymać sam łyżki. Ostatnich kilka kęsów zjadł z pomocą wodza.
- Dziękuję - wyszeptał niepewnie mały książę.
- Nie ma za co, odpocznij. Za dwa dni dopłyniemy do mojej wioski, musisz mieć siłę na zabawę z moimi dziećmi, szczególnie z Sokką - Zuko słyszał te słowa jak przez mgłę. Sokka? To syn Hakody?
- Nie polubią mnie - wymamrotał prawie śpiąc - jestem wr...
- Shh, idź spać. Wszystko się ułoży - Mężczyzna złapał delikatnie za ramiona dziecka i ułożył go na poduszce. Zuko wiercił się przez chwilę, próbując znaleźć wygodną pozycję. W końcu zasnął leżąc na plecach, głowa opadła lekko na prawo, tuż obok, na poduszce spoczęła mała zabandażowana ręka zaciśnięta w pięść. Hakoda obserwował chwilę księcia. Patrząc na biel opatrunku na jego szyi i rękach nie mógł pojąć jak można było tak potraktować dziecko. Jak mógł własny ojciec, tak go skrzywdzić.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Do kajuty po cichu wszedł Bato. Hakoda obrócił się i wstał po chwili. Bracia krwi zbliżyli się do siebie.
- Cóż, mogę stwierdzić że wygląda lepiej - skomentował po cichu zastępca Hakody, tak aby nie obudzić Zuko.
- Fizycznie lepiej - odetchnął wódz.
- A psychicznie? - Bato skrzyżował ręce i spojrzał z cieniem współczucia na tego "małego demona".
- Jest cały czas wystraszony, nieufny. Gdy mi powiedział że włada ogniem zacisnął oczy jakby czekał na śmierć - na te słowa Bato lekko rozszerzył oczy, "a więc mag" pomyślał - Mimo to nieświadomie lgnie do dotyku i bliskości.
- Sądziłem że Naród Ognia dba o swoje dzieci, jak brzmiała propaganda? "To przyszłość świata", czy jakoś tak - zaśmiał się Bato a i Hakodzie uniosły się kąciki ust - Mniejsza o to, obowiązki Cię wzywają Wodzu - Bart krwi nonszalancko wypowiedział ostatnie zdanie. Od kiedy Hakoda przejął władzę po swoim ojcu, Bato często się z niego śmiał, lecz tylko jak byli we dwoje. Przy innych nigdy nie podważał jego decyzji. Hakoda zaśmiał się i wyszedł z kajuty ostatni raz zerkając na Zuko.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Poza incydentem z Zuko nic więcej się nie wydarzyło podczas rejsu. Życie na pokładzie toczyło się spokojnie, każdy nie mógł się doczekać powrotu do domu, będąc pod coraz większą euforią że wracają bezpiecznie. Nie można jednak tracić czujności. Skupieni pozostaną aż do końca wyprawy.
- Wodzu, lina trzymająca żagiel pękła przed chwilą. Denahi mówi że zaraz zerwie się wiatr, naprawiać teraz czy poczekać? - Zakomunikował Amruq.
- Niech Denahi oceni czy zdążycie, jeśli tak, to naprawiać, jeśli nie, zdejmijcie żagiel. Bez popisów - zagroził palcem Hakoda. Osiemnastolatek zaśmiał się głupawo i pokiwał głową.
- TAK JEST! - Amruq i Rohan jako najmłodsi często się nudzili, toteż do narwanych młodych głów nierzadko wpadały głupie pomysły na urozmaicenie sobie dnia. Nie raz wyławiano jednego czy drugiego z wody.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Nastała noc, na pokładzie pozostało jedynie dwoje członków załogi, których zadaniem było pilnowanie czy nie zbliża się niebezpieczeństwo. Hakoda przechadzał się pod pokładem sprawdzając, czy wszystko jest w porządku nim skieruje się do swojej kajuty. Już miał naciskac klamkę swojego pokoju gdy z końca korytarza zawołał go Rohan.
- Wodzu! - dobiegł do Hakody, i wziął głęboki oddech nim wysapał - Z tym dzieciakiem nie jest najlepiej. Atka kazał mi cię zawołać. Młody wpadł chyba w panikę - Hakoda kiwnął głową.
- Już idę, a ty spać
- Ta jes - Machnął ręką Rohan i ziewnął lekko. Mężczyzna odwrócił się na pięcie i ruszył do małej kajuty robiącej za prowizoryczny szpital na statku. Przed drzwiami usłyszał żałosny płacz i spokojny głos Atki.
- No już, spokojnie. Zrobisz sobie krzywdę - Hakoda otworzył drzwi i ujrzał Zuko kulącego się w kącie obok łóżka i kilka kroków dalej klęczącego Atkę, starającego się uspokoić chłopca. Zuko skulił się cały, wystawała jedynie usztywniona noga, którą co jakiś czas książe próbował podciągnąć. Na dźwięk otwieranych drzwi Atka odetchnął a Zuko jeszcze bardziej się skulił wbijając palce w ramiona.
- Miał koszmar i spadł z łóżka - wyjaśnił pobieżnie - Nie da mi się dotknąć a już widzę że trzeba poprawić opatrunki - Hakoda kiwnął głową i spokojnie zbliżył się do dziecka. Nie dotykał go, usiadł obok, zostawiając pustą drogę do drzwi. Atka w tym czasie podszedł do stołu przy okienniku, by przygotować napar na uspokojenie, trochę leków i nowe opatrunki.
- Zuko - powiedział spokojnie Hakoda - Wszystko w porządku? To był tylko sen.
- Przepraszam - wysapał książę - Przepraszam że się darłem, ja nie chciałem, j-ja - Zuko wbił mocniej głowę w ramiona.
- Kto ci tak powiedział? Nawet jeśli byś krzyczał, czy głośno płakał, nic się nie stało. Jesteś dzieckiem, masz do tego prawo.
- Prze-prze-przeprasza-a-a-am, nie rób mi krzywdy. B-będe, będę - Chłopiec zaczął się hiperwentylować.
- Zuko - Hakoda powiedział poważnie, nie zmieniając łagodnego tonu - Oddychaj chłopaku - Wódz złapał za ramiona Zuko i uniósł jego głowę, oczy dziecka były zamglone a i Zuko powoli tracił kontakt z otoczeniem - Oddychaj razem ze mną. Wdech - Hakoda ostentacyjnie nabrał powietrza, książę po chwili zrobił to samo - I wydech - Obaj powtarzali przez jakiś czas tę czynność. Wódz co chwila musiał przypominać chłopcu by robił to co on, lecz po kilku minutach Zuko całkiem trzeźwo spojrzał na Hakodę - Już lepiej? - Chłopcu znów zaszkliły się oczy, wbił twarz w klatkę piersiową Hakody i znów zaczął przepraszać. Mężczyzna objął dziecko, po czym podniósł Zuko i zaczął chodzić po kajucie poklepując plecy dziecka. Chłopiec wczepił się w szyję wodza powoli się uspokajając.
- Shh, już dobrze - Hakoda chodził w tą i z powrotem - Shh, to był tylko sen.
- Z-zanim, z-zanim zbliżył rękę - zaczął cicho mały żeglarz. Wódz przystanął na chwilę, by po chwili znów leciutko kiwać się na boki poklepując plecy chłopca - o-on krzyknął, czy-czy musisz się tak drzeć. J-ja, J-ja - jąkał się.
- Czy coś ci zrobił nim podpalił ci szyję?
- Ściął włosy - Zuko poleciały kolejne łzy. Hakoda teraz zrozumiał dlaczego piękne czarne włosy dziecka są tak nierówne - Z-zabrał mi h-honor. T-tak się traktuje z-zdrajców - Atka obrócił się dając znak Hakodzie że wszystko gotowe. Mężczyzna usiadł na łóżku obracając Zuko tak że ten siedział na jednym jego kolanie, prawa ręka wylądowała w zagłębieniu ramienia Hakody a lewa trzymała kurczowo niebieską tunikę na piersi.
- Nikt nie może ci zabrać czegoś niematerialnego - wyjaśnił cierpliwie Atka podchodząc z czarką, którą wręczył swojemu wodzowi.
- Atka ma racje, honoru nie można odebrać, a już szczególnie dzieciom.
- Ile ty w ogóle masz lat? - Rzucił lekarz.
- Osiem - Zuko usilnie patrzył w podłogę.
- Chcę tylko powiedzieć że osoba, osoby, które ci to zrobiły to potwory - Szepnął chłopcu do ucha Hakoda. Zuko pokiwał głową dalej patrząc w dół. Dopiero teraz zauważył że ma na sobie inne ubrania. Dotknął je delikatnie. Niebieska tunika wiązana błękitną szarfą w pasie i ciemnogranatowe widocznie za duże spodnie, które dla dorosłego mężczyzny były krótkimi spodenkami były czymś zupełnie innym niż to co nosił do tej pory, jednak ostatnio nic nie było takie samo i Zuko było z tym dobrze. Hakoda z Atką wymienili lekko rozbawione spojrzenia.
- Przebrałem Cię pierwszego dnia jak tu trafiłeś. Twoje ubrania były brudne i podarte, ale nadal je mam jeśli byś chciał - Zuko energicznie pokręcił głową i natychmiast syknął z bólu. Rana na szyi zapiekła niemiłosiernie. Chciał dotknąć, lecz Hakoda go uprzedził i wcisnął mu w dłoń czarkę, cały czas ją podtrzymując.
- Do dna Zuko - Chłopiec swoimi piwnymi oczami spojrzał na mężczyznę, ufał mu. Nie wierzył że to się stanie, ale zaufał Hakodzie. Zbliżył czarkę do ust i paroma łykami opróżnił zawartość - Dobry chłopiec - podbudował Hakoda.
- Zaraz przestanie boleć - pocieszył Atka zbliżając się z miseczką z maścią i bandażem - pokażesz mi ręce? - Zuko wtulił się bardziej w wodza, który delikatnie złapał jego lewą dłoń i podał Atce, nie zabierając ręki.
- Nic ci się nie stanie Zuko, Atka chce Ci pomóc - Chłopiec zacisnął oczy ale nie zabrał ręki. Lekarz powoli odwinął bandaż z nadgarstka, nałożył maść i solidnie zabandażował ponownie. Nim Zuko się zorientował, obie ręce miał fachowo opatrzone i obejrzaną nogę, ledwie poczuł jak poprawia mu się usztywnienie na lewej nodze.
- Teraz szyja, dasz radę czy może chcesz pójść spać? - Zapytał rzeczowo Atka.
- Dam radę - szepnął.
- Dzielny chłopak - Hakoda wysunął chłopca odrobinę tak, by opierając głowę, dziecko wystawiło lewą stronę szyi. Poczuł jak Zuko kurczowo obiema rękami ściska jego ubranie. Atka odwinął opatrunek. Obaj dorośli milczeli. Hakoda wpatrywał się z przerażeniem na ranę, Atka widząc ją codziennie skupiał się by jak najlepiej opatrzeć szyję dziecka. Zuko drgał przy każdym dotyku.
- J-jest źle? - Zapytał, tak niewinnie, tak żałośnie. Hakodzie doszczętnie pękło serce.
- Coraz lepiej się goi, ale nie będę Cię okłamywać Zuko. Zostanie blizna, dość rozległa - Chłopiec przymknął oczy, pojedyńcze łzy znów pociekły po porcelanowych policzkach. Atka skończył równie szybko. Odsunął się wycierając ręce z maści - może cię przez chwilę swędzieć, ale nie drap! - Zuko pokiwał głową unosząc dłonie by wytrzeć oczy.
- Jeśli chcesz to możesz płakać - zapewnił Hakoda przysuwając dziecko do piersi.
- Łzy są oznaką słabości - szepnął - i tak jestem już słaby, nie chcę być bardziej.
- Zuko, kto ci to powiedział? - Hakoda wziął głęboki oddech, "co to dziecko ma wbite do głowy?".
- Azula, ojciec...
- Azula?
- Moja młodsza siostra...
- Płacz nie jest słabością, tym bardziej gdy jest się małym. Nawet dorośli płaczą, a wierz mi, są najsilniejszymi mężczyznami jakich znam, im też zdarza się płakać i to nie oznacza że są słabi. To znaczy że nie są pustymi potworami, którzy nie mają uczuć. Płacz często wręcz pomaga. A ty - spojrzał chłopcu w oczy - Jesteś najsilniejszym dzieckiem jakiego znam. Nikt nie byłby w stanie przeżyć tego co ty. Dałeś radę, więcej masz siłę by iść do przodu, mylę się? - Zuko milczał przez chwilę po czym wtulił się w Hakodę co jakiś czas pociągając nosem. Wódz otoczył go ramionami i trwał tak dopóki Zuko nie zasnął. Zuko zachowuje się jak Sokka, chce być silny, uznaje łzy za słabość a sam nie potrafi ich powstrzymać.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda wziął Zuko na ręce i wyszedł na pokład. Chłopiec zmrużył oczy gdy słońce go oślepiło. Wielu członków załogi obróciło się by zobaczyć wyłowionego przed tygodniem rozbitka.
- Dziś wieczorem dopłyniemy do wioski - powiedział Hakoda poprawiając kaptur dziecka by było mu ciepło.
- A więc to nasz mały żeglarz? - powiedział Amruq mijając Hakodę. Chłopak niósł skrzynię z wyłowionymi rybami. Załoga by wykorzystać czas na morzu w międzyczasie łowiła ryby dla wioski. Zuko patrzył chwilę na młodego chłopaka z wilczym koczkiem na głowie i podłużną blizną przechodzącą przez oko. Osiemnastolatek uśmiechnął się i ruszył dalej na drugi koniec statku. Nim Hakoda ruszył dalej podszedł do niego Sitka.
- Wodzu jest kilka spraw - Hakoda pokiwał głową.
- Odniosę tylko Zuko
- Rohan wyplata sieci - rzucił od niechcenia Bato.
- Zuko, pomożesz Rohanowi z sieciami? - Chłopiec popatrzył niedowierzająco, po czym kiwnął lekko głową. Hakoda zaniósł dziecko do drugiego osiemnastolatka i posadził go na skrzyni obok.
- Cześć Zuko - powiedział Rohan nie odrywając wzroku z wyplatanej sieci.
- Popilnujesz go?
- Rozkaz, plotłeś kiedyś sieci? Wiesz jak się to robi? - Zuko zaprzeczył. Kaptur chłopca opadł na kark i ukazał okolicznym opatrunek na szyi. Chłopiec natychmiast zgarnął za duży kaptur i zarzucił na włosy. Hakoda uśmiechnął się współczująco.
- Niedługo wrócę, nic Ci nie grozi - zapewnił po czym ruszył do Sitki. Za sobą usłyszał jak Rohan przysuwa się do małego żeglarza i zaczyna tłumaczyć pierwszy węzeł.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Rohan trzymał Zuko na rękach gdy cumowali. Hakoda miał za dużo spraw by teraz zająć się Zuko a popołudniowe wyplatanie sieci sprawiło, że to osiemnastoletni Rohan jako trzeci zyskał zaufanie Zuko. Gdy rozwinięto trap, Hakoda przejął chłopca z rąk młodego wojownika.
- Leć do matki, niech zobaczy że nic Ci nie jest - Zaśmiał się wódz. Schodząc ze statku.
- Oczywiście. Do zobaczenia Zuko - pomachał chłopcu, na co malc nieśmiało uniósł rękę chowając twarz w puchowej kurtce Hakody.
- Witaj w naszej wiosce, wiem że nie robi wrażenia. Ostatnie najazdy trochę nas przetrzebiły ale dajemy radę. Ten dom na środku to mój, tam zamieszkasz jak na razie - Hakoda wskazał na największe igloo pośrodku osady otoczonej murem z lodu. Z igloo wybiegło dwoje dzieci.
- TATA!

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now