They aren't that bad

481 22 0
                                    


Kanna wyszła zaraz za dziećmi z igloo, oczywiście Sokka i Katara popędzili przodem przedzierając się zaspami na skróty, a nie wyżłobionymi tunelami. Kobieta odetchnęła widząc swojego syna krzątającego się po statku. Zmarszczyła lekko brwi gdy Hakoda podszedł do osiemnastolatka, chyba Rohana, oczy niestety już nie tak młode by dojrzeć i wziął z jego rąk małe zawiniątko w zbyt dużej kurtce. Dziecko, od razu skojarzyła kobieta gdy zobaczyła jak zawiniątko oplata ręce wokół szyi jej syna.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Dzieci biegły na spotkanie tacie, kompletnie nie zwróciły uwagi na osobę, którą Hakoda trzyma na rękach. Wpadły w ramię taty ściskając mocno jego prawą rękę. Często mężczyzna wracał ze statku trzymając jakieś pakunki. Toteż dopiero po chwili, gdy padły pierwsze przywitania i pierwsze uściski, Sokka stanął przed swoim tatą z zamiarem pochwalenia się jak daleko potrafi rzucić bumerangiem i zauważył że worek z rzeczami,który lewą ręką trzyma Hakoda to w rzeczywistości trzęsące się dziecko. Chłopiec przekręcił głowę i wskazał palcem
- Kto to? - Katara oderwała głowę od ramienia Hakody i spojrzała na prawo, idealnie by ujrzeć piwne tęczówki nieśmiało wpatrujące się w nią, które po chwili znów schowały się w ramieniu jej taty.
- Chyba się nas boi - wyszeptała tacie do ucha. Hakoda uśmiechnął się serdecznie.
- To jest Zuko, opowiem wam wszystko i go przedstawię jak wejdziemy do środka - Wódz wstał trzymając jedną ręką Zuko a drugą Katarę, dziewczynka lekko trzymała się taty cały czas wpatrując niebieskie oczka w przybysza. Sokka w tym czasie skrzyżował ręce i ruszył przodem.
- To chłopiec prawda? - Powiedział poważnie.
- Tak, i to niewiele starszy od ciebie - Syn Hakody podskoczył na wieść że wreszcie będzie miał kolegę w jego wieku. Stwierdźmy, Katara to dziewczyna, woli bawić się lalkami i innymi babskimi rzeczami a troje starszych chłopaków mieszkających niedaleko usilnie trenuje by w końcu wyruszyć wraz z Hakodą na morze. Sokka lubił potrenować, rzucanie bumerangiem czy tropienie, ale to się szybko nudzi, od zawsze brakowało mu kogoś kto za nim nadąży, a nie jak Katara będzie jęczeć by zwolnił. W progu Hakoda przywitał się ze swoją matką, która jak dziecku pogładziła rozwichrzone włosy. Wszyscy weszli do głównego i największego pomieszczenia igloo, całe usłane było w miękkich futrach i ciepłych niebieskich kocach z poduszkami do siedzenia. Po środku było palenisko a na około lodowe półki na przedmioty. Salon robił często za miejsce gdzie radzili wszyscy członkowie plemienia. Na wprost rozchodziły się dwa przejścia. Jedno do sypialni Kanny, która była też składzikiem i miała przejście do spiżarni oraz drugie, które prowadziło do sypialni Hakody i jego dzieci. Sokka natychmiast wpadł do swojej sypialni buszując w poszukiwaniu zabawek, które ostatnio sam wyrzeźbił i które chciał koniecznie pokazać tacie i nowemu chłopakowi. Kanna w tym czasie przygotowywała kolację. Hakoda postawił Katarę na ziemi, dziewczynka cały czas trzymała kurtkę taty jednak z zaciekawieniem obserwowała przybysza. Wódz przyklęknął i posadził na kolanie Zuko uważając by nie naruszyć jego lewej nogi. Chłopiec wtulał się w Hakodę, nagle usłyszał nad sobą spokojny głos.
- Zuko, chciałbym Ci przedstawić Katarę, moją córkę - Wódz trzymał uspokajająco rękę na plecach dziecka, drugą odsłonił kaptur ukazując kruczoczarne włosy i biały opatrunek. Katarze zabłysły oczy.
- Masz ładne włosy, będę mogła je uczesać? - Zuko spojrzał delikatnie na dziewczynkę, wyglądała podobnie do Hakody, jednak oczy były duże, okrągłe a buzia pucułowata.
- NIE POZWALAJ JEJ - Krzyknął Sokka w progu trzymając drewniane zabawki - Zrobi Ci babskie uczesanie!
- Wcale nie! - Zaprotestowała Katara.
- Ten mały krzykacz to Sokka, mój starszy syn - Zuko obrócił się by dojrzeć małą kopię Hakody. Chłopak gdy dostrzegł jasną skórę i piwne oczy zatrzymał się na chwile i zwrócił do swojego taty.
- Tato, on wygląda jak...- Hakoda pokiwał głową. Kanna lekko się obejrzała dostrzegając ślicznego i przerażonego chłopca z Narodu Ognia. Nie uszedł jej uwadze opatrunek na szyi oraz usztywniona noga, zmarszczyła lekko brwi po czym poszła do swojej sypialni.
- Ale nie jest niebezpieczny, zostanie u nas przez jakiś czas - Sokka patrzył przez chwilę nieufnie, gdy dostrzegł jak Zuko stają świeczki w oczach i obraca się by ukryć twarz z powrotem w ramionach Hakody. Ta czynność bardzo skonfundowała siedmiolatka, przecież Naród Ognia jest nieustraszony, brutalny, więc dlaczego ten chłopiec płacze i ukrywa się w rękach jego taty, wodza Plemienia Wody, w ramionach jego wroga? To było dziwne.
- Zuko? - Chłopiec nie zareagował - Zrobisz nam krzywdę? - Zapytał Sokka coraz bardziej zbliżając się do Hakody. Dobrze pamiętał jak trzy lata temu inwazja żołnierzy ognia zabiła jego mamę, ale ufał swojemu tacie jak nikomu innemu. Jeżeli Tata mówił że nie jest groźny... Zuko pokręcił głową nie odrywając się od wodza. Młodszy chłopiec uśmiechnął się szeroko i podszedł już dostatecznie blisko by pokazać własnoręcznie zrobionych wojowników plemienia wody i wilki. Figurki z drewna były niekształtne i lekko chropowate, ale i tak Sokka był dumny że sam je wykonał - Chcesz się pobawić? - Zuko zdziwiony obejrzał się, nim jednak otworzył usta, do pomieszczenia weszła Kanna trzymając coś materiałowego w rękach.
- Najpierw kolacja moi wojownicy, Kataro mogłabyś podać wszystko? - Dziewczynka energicznie pokiwała głową.
- Już babciu, zobaczysz jakie dobre mamy jedzenie! To na statku na pewno było niesmaczne - Dziewczynka szybko zrzuciła kurtkę i pobiegła po puste miski na gotujący się pośrodku na palenisku gulasz i już nałożone na talerzyki ryby.
- Dziś niestety nie będzie foki, ale zobaczysz, NIC JEJ NIE PRZEBIJE! - Ożywił się Sokka gdy przypomniał sobie że przecież jedzenie czeka. Zuko przypomniał sobie jego pierwsze potrawy po tym jak Hakoda go uratował, to były najlepsze potrawy jakie jadł od dłuższego czasu.
- Sokka rozbierz się z tej kurtki - pouczyła spokojnie Kanna. Chłopiec odsunął się i zdjął puchowe odzienie - i odłóż na miejsce! - Sokka przewrócił oczami i zgarnął swoją i Katary kurtkę - Zuko, choć założymy coś co na ciebie pasuje a i Hakoda musi się rozebrać.
- Zuko, to moja mama, Kanna. Nie zrobi Ci krzywdy, pójdziesz z nią? - Zuko pociągnął lekko nosem i pokiwał głową. Stara kobieta wyciągnęła ręce, odkładając materiał obok i zabrała małego księcia z rąk swojego syna.
- Jakiś ty lekki - skwitowała przyjaźnie - Nie karmili cię na tym statku? Dasz radę chwilę stanąć na jednej nodze? - Zuko pokiwał nieśmiało głową. Kanna postawiła dziecko przed sobą asekuracyjnie trzymając go pod pachę. Książę złapał rękę Kanny gdy się zachwiał, natychmiast cofnął dłoń.
- Przepraszam - wyszeptał. Kobieta popatrzyła na chłopca.
- O proszę, a jednak umiesz mówić. Trzymaj się, nie chcemy byś przecież upadł - Kanna uśmiechnęła się i wzięła delikatnie rękę Zuko i ułożyła na swojej. Chłopiec spuścił oczy. Kobieta szybko zdjęła puchową, ewidentnie za dużą kurtkę z dziecka. Za duża tunika odsłaniała cały opatrunek ciągnący się od końca żuchwy, zachodzący lekko na policzek, przez całą szyję, zahaczając o bark i cały obojczyk. Katara z Sokką też to zauważyli, Sokka otwierał już usta gdy dostrzegł wzrok Hakody. Mężczyzna uśmiechnął się i pokręcił głową. Dzieci natychmiast zrozumiały, by nie pytać. Kanna ściągnęła tunikę, starała się nie patrzeć na pozostałości po siniakach i mniejszych rankach, chwilę później założyła chłopcu za małe ubrania Sokki, pasowały idealnie. Na sobie miał niebieski sweter a na to niebieską bluzkę z kapturem z szerokimi rękawami kończącymi się przed łokciami, białe futerko wykańczało rękawy, kaptur i stanowiło ozdobnik na dekolcie. Kanna sprawnym ruchem zdjęła usztywnienie nogi. Delikatnie założyła Zuko spodnie, i skarpety. Gdy wszystko było na miejscu ponownie usztywniła piszczel i kostkę chłopca. Po chwili Zuko stał w nowych pasujących ubraniach, ciepłych i bardzo miękkich. Książę dotknął lekko nowych ubrań, po czym sięgnął po kaptur i zaciągnął na głowę.
- O nie skarbie, w domu nie chodzi się w kapturze - Kanna delikatnie złapała za kaptur i spojrzała dziecku w oczy - Masz śliczne włosy, nie chowaj ich - odsłoniła głowę Zuko.
- Są nierówne i w-widać m-moją szyj - wyjąkał.
- To je jutro wyrównamy - przerwała delikatnie.
- Skończyłam! - zawiadomiła Katara, Hakoda wyszedł ze swojej sypialni. Odetchnął gdy założył świeże ubranie pachnące domem, a nie wojną. Uśmiechnął się gdy dostrzegł Zuko stojącego obok Kanny. Czarne włosy lekko opadały mu na oczy, które coraz śmielej krążyły po pomieszczeniu.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda żywo konwersował ze swoimi dziećmi i matką coraz obserwując Zuko, który w skupieniu pałaszował posiłek, Kanna co jakiś czas upominała go by zwolnił
- Z takim apetytem nie muszę się martwić - rzuciła w pewnym momencie. Po kolacji Sokka w końcu pokazał swoje figurki. Książę na początku nieśmiało oglądał i słuchał podekscytowanego chłopca, po czym zaczął ostrożnie zadawać pytania. Katara z kolei obserwowała chłopców wtulona w Hakodę.
- Możesz mu pokazać swoje zabawki jeśli chcesz - zaproponował tata. Dziewczynka pokręciła głową.
- Jutro, myślisz że się obrazi jak mu wplotę niebieskie koraliki, takie jak twoje, we włosy?
- Musisz go zapytać.
- Co mu się stało? - Wyszeptała do ucha Hakody.
- Znaleźliśmy go na środku oceanu, bardzo źli ludzie go skrzywdzili.
- Ci sami co zabrali mamę?
- Podobni, nie mogliśmy go zostawić bez pomocy.
- Zostanie u nas?
- Musimy ustalić z plemieniem co się z nim stanie, jak na razie będzie tutaj.
- Nie może zostać? Sokka miałby wreszcie przyjaciela. Togo, Balto i Fox znowu mu dokuczali... - Hakoda odetchnął, te dzieciaki. Jeszcze długo nie wpuści ich na statek.
- Zajmę się tym, tymczasem chyba czas spać - Hakoda podał Kannie pudełeczko z ziołami - Rozrobisz? - poprosił.
- Co to jest? - Powąchała zioła - Mały ma koszmary? - Zapytała tak by dzieci nie usłyszały. Hakoda kiwnął głową - No dzieciaki, rozbieramy się i do łóżek. Zrobie wam jeszcze coś ciepłego - Kanna wzięła pakunek, sięgnęła po trzy czarki i nastawiła wodę. Hakoda w tym czasie pomógł Zuko, Socce i Katarze się rozebrać. Dzieci zostały w skarpetach, spodniach i swetrach. Stara kobieta podeszła do dzieci i wręczyła im czarki, Sokka i Katara dostali herbaty z alg morskich słodzonych miodem, który przywiózł Hakoda z przedostatniej wyprawy, Zuko dostał zioła również osłodzone. Lewą rękę trzymał na ramieniu wodza a prawą duszkiem wypił napar. Przygotował się na lekko gorzkawy smak, toteż zdziwił się gdy herbata miała słodki smak, który bardzo mu posmakował.
- Nie poparzyłeś się? - Zapytała Katara widząc jak szybko Zuko łyknął gorącą herbatę.
- Nie było aż tak gorące - powiedział już trochę śmielej mały książę. Hakoda zaniósł Zuko na posłanie przygotowane przez Kannę. Dzieci miały posłania obok siebie, Katara zaklepała sobie miejsce na środku i wsunęła się pod ciepłe futra. Sokka wzruszył ramionami.
- Skoro chce, jest jeszcze dzieckiem - powiedział poważnie siedmiolatek. Księże praktycznie spał w rękach Hakody, który zaśmiał się na reakcję swojego syna. Po chwili cała trójka spała twardo, Sokka lekko pochrapując.
- Jesteś mi winien wyjaśnienia Synu - powiedziała poważnie Kanna, lekko się uśmiechając. Hakoda lekko się skrzywił. Matki zawsze są straszne, nieważne ile ma się lat, nigdy nie chce się im podpaść.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- A więc książę - podsumowała Kanna, przymykając oczy z frustracji. Również nie mogła pojąć jak można było tak skrzywdzić dziecko - i do tego mag. Wioska wie?
- Atka i Bato wiedzą, reszta zna tylko jego pochodzenie.
- Trzeba ich zawiadomić i przesądzić w końcu co z nim zrobimy. Dziecko z takimi przeżyciami nie może co chwila zmieniać miejsca zamieszkania i ludzi go otaczających. Najbardziej ze wszystkich potrzebuje spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
- Jutro zwołam radę i tak jest kilka kwestii do ustalenia.
- Zrób porządek z tymi gówniarzami - Hakoda zaśmiał się, jego matka zawsze była bezpośrednia - Balto, Fox i Togo, rozbestwili się przez te dwa tygodnie.
- Już mi Katara wspominała, porozmawiam z ich rodzicami, jak nic nie da, osobiście ze mną odbędą rozmowę - Kanna pokiwała głową w aprobacie.
- Jest jeszcze coś - Hakoda spojrzał na matkę - Zuko jest magiem pod błogosławieństwem Agni. Może nie przeżyć nocy polarnej - Hakoda wstrzymał oddech.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- Zapytam spokojnie jeszcze raz - Iroh stał nad jednym z marynarzy okrętu, którym płynął Zuko. Wilkopsy znalazły na nim skrawek ubrania księcia - Gdzie jest Książę Zuko? - Spokojny głos i spojrzenie Księcia Koronnego kłóciło się z miejscem i atmosferą w jakiej przebywali. Dwaj żołnierze gotowi byli natychmiast zabić oficera, który związany próbował się wybronić.
- Na naszym statku nie było Księcia! T-to jakieś nieporozumienie!
- Oficerze Olee, nie chcesz chyba żebym się zdenerwował. Chce tylko znaleźć mojego ukochanego bratanka. Dlatego powiedz mi co on robił na twoim statku - Spojrzenie Iroh wypalało coraz bardziej przerażonego oficera. Olee zadrgała warga i w końcu wydusił.
- To książę Ozai, kazał nam zabrać księcia i wyrzucić na wodach między terytorialnych, ale nie zrobiliśmy tego. Pewnej nocy, jak byliśmy jeszcze na terytorium Narodu Ognia, książę i jedna z szalup ratunkowych zniknęły... Więc nie wiem gdzie jest Książę Zuko, WYBACZ MI PANIE - Oficer zniżył głowę. Iroh uderzył pięściami o stół i wyszedł z pomieszczenia. Za drzwiami czekał Lu Ten.
- Dowiedziałeś się czegoś ojcze?
- Po za tym że Zuko może być wszędzie i równie dobrze nie żyć? - Iroh odetchnął głęboko - Jak na razie miejmy nadzieję że Agni się nim zaopiekowała. Czekają nas długie i trudne poszukiwania...
- Znajdziemy Zuko, nie wyobrażam sobie by było inaczej - Książę Koronny patrzył przez chwilę za swojego jedynego syna.
- Oh, mój synu - Objął pierworodnego - Ja z kolei nie wyobrażam sobie że mógłbym Cię stracić, a Zuko znajdziemy. Ja już się o to postaram.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakodę przebudził cichy szloch. Wstał nieświadomie i objął Zuko. Gdy trwał w uścisku z małym księciem, który złapał za ramiona wodza, nawet się nie budząc, dopadło go małe deja vi. Taką samą sytuację przeżywał z Sokką, który też miał koszmary po śmierci Kayi. Tym razem już świadomie trzymał od tyłu Zuko opiekuńczo gładząc go prawym ramieniu
- Shhhh, jesteś bezpieczny, już nikt Cię nie skrzywdzi. Shh - szeptał. Po chwili mały żeglarz przestał szlochać, uspokoił się i na powrót zapadł w głęboki sen. Ułożył chłopca na powrót na poduszce i wrócił na swoje posłanie, które było tuż nad głowami dzieci. Nim zapadł w sen usłyszał głos Sokki.
- Dużo przeszedł prawda? - Zapytał po cichu chłopiec by nie budzić swojej siostry i nowego kolegi.
- Więcej niż ktokolwiek z nas.
- Kto mu to zrobił, znaczy wiesz, tą ranę na szyi? - W tym momencie Katara obróciła się nadal śpiąc i złapała za rękę Zuko. Dzieci nieświadomie zacisnęły ręce. Sokka i Hakoda chwilę obserwowali czy dzieciaki się nie obudzą.
- Bardzo zły człowiek Sokka, jeśli Zuko zechce, sam Ci o tym opowie.
- On panuje nad ogniem prawda?
- Skąd wiesz? - Wódz zmarszczył brwi, nie usłyszał by Zuko o tym mówił, ani by jakkolwiek zapanował nad ogniem.
- Widziałem jak ogień w palenisku reaguje gdy tu weszliście. Zuko się bał i ogień gasł, a kiedy pokazywałem mu zabawi palił się mocniej.
- Zuko jest magiem ognia, tak jak Katara magiem wody. Spędził z nami sporo czasu, nigdy nie przejawił chęci skrzywdzenia nas, więc nie bój się - Sokka pokręcił głową.
- Nie boję się, on nie zachowuje się jak Naród Ognia, jesteś pewien że jest stamtąd?
- Na sto procent.
- Może Naród Ognia nie jest taki zły... - Chłopiec ziewnął przeciągle.
- W każdej nacji są źli i dobrzy ludzie. Idź spać synku - Hakoda zmierzwił włosy swojego syna i odczekał chwilę aż Sokka ułożył się w posłaniu.
- Zostanie u nas prawda? - Szepnął już prawie śpiąc. Hakoda nie odpowiedział. Westchnął jedynie. Nadal nie wiedział co zrobić z małym księciem. Przez myśl przeszło mu że chciałby się zająć chłopcem, chciałby żeby Zuko z nim został. Jednak myśl o zbliżającej się nocy polarnej przyprawiła wojownika o dreszcze. Jeśli chłopiec tu zostanie, być może czeka go śmierć. To dziecko już zdecydowanie za dużo wycierpiało.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- Co zrobisz teraz Agni? - Zapytał chłodno La - Nie zobaczysz swojego syna bardzo długo, o ile w ogóle.
- La! - Zganiła Tui. Agni spuściła głowę i smutno się uśmiechnęła.
- Zuko to silne dziecko, poradzi sobie. Po za tym teraz ma ludzi, którzy o niego zadbają.
- O ile zadbają, jeszcze nie zdecydowali - Wytkną duch oceanu.
- La, przestań - Księżyc objęła od tyłu swojego ukochanego - Nie przyprawiaj więcej zmartwień Agni - La nic nie odpowiedział. Był zły, wręcz wściekły na Agni i jej lud.
- Tui, wiem że prosiłam o wiele. Gdy zniknę z bieguna południowego, zajmij się Zuko.
- Wiesz że zrobię dla Ciebie wszystko siostro.
- Oczywiście - prychnął La.
- I za to, wam niezmiernie dziękuję - Agni pokłoniła się duchom księżyca i oceanu.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now