Iroh

369 21 3
                                    


Dzieci obserwowały odpływający statek, który powoli znikał na horyzoncie. Gdy tylko zniknął czubek najwyższego masztu Katara zaniosła się płaczem i wtuliła w Kannę. Dziewczynka nienawidziła gdy Hakoda opuszczał na tak długo wioskę. Zawsze się bała że już więcej nie wróci. Sokka tak samo, choć starał się być dzielny. Zuko z kolei kompletnie nie wiedział co ze sobą zrobić. Nagle zniknęli wszyscy mężczyźni, których kochał i lubił. Został sam ze swoim rodzeństwem, babcią i kobietami. Nagle wioska stała się przerażająco duża i pusta. Zaczął tęsknić za wodzem, za Rohanem i Amruqiem oraz, co go trochę zdziwiło, za Atką. Nie przepadał za wizytami u niego, lecz gdy nagle go zabrakło, chciał jeszcze raz z Hakodą odwiedzić dom uzdrowiciela. Gdy Katara wydała z siebie żałosny płacz, chłopcy złapali za jej ramiona w geście otuchy.
- Wróci... - Powiedział Zuko łamiącym się głosem - Zawsze jak coś powie to tak jest. Więc wróci - Dziewczynka pokiwała głową i wtuliła się w babcię natychmiast jak ta ją podniosła.
- Chodźcie do domu, zrobię wam coś ciepłego, pobawicie się to i czas szybciej zleci - Nim wszyscy ruszyli do igloo, Kanna uniosła oczy ku górze i poprosiła Tui i La o bezpieczną podróż jej syna. Mimo że Hakoda wypływał z wojownikami często i regularnie, strach zawsze był ten sam. Pierwszą nocy cała trójka przepłaka, wtulając się w siebie. Za dnia kobiety wynajdywały im rozmaite zadania, by dzieci nie myślały o Hakodzie, lecz noce były trudne. Kanna starała się jak mogła, opowiadając im bajki. Przytulając gdy w środku nocy budził ją szloch, któregoś z dzieci.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

- STATEK NA HORYZONCIE! - Krzyknął Bato z bocianiego gniazda - NARÓD OGNIA!
- PRZYGOTOWAĆ SIĘ! DO BRONI! - Hakoda natychmiast wydał rozkazy. Nagle na całym statku zawrzało. Troje, już szesnastolatków, z przerażeniem i ekscytacją sięgnęli po swoje metalowe miecze, zakończone kulą, która w razie czego służyła jako maczuga. Sprawdzili pospiesznie zapięcia pasów na sobie, by wygodnie leżały, nie przeszkadzały i przede wszystkim utrzymały bumerang na plecach podczas walki. Trzeba im przyznać, cały dekalog przygotowania do walki odbębnili wzorowo. Dostali od Denahiego rozkaz wejścia na wyższy pokład i na rozkaz rzucali bumerangami. Dorośli chcieli dzieciaki trzymać z dala od walki tak długo jak się da. Obok nich stanął Amruq. Na jego plecach widniały świeżo naostrzone bumerangi oraz kilkanaście sztyletów. Chłopakowi kiepsko szła walka kontaktowa, ale trzeba mu było przyznać że trafiał w cel jak mało kto. Niechlubnie mógł się pochwalić kilkunastoma ofiarami, których zdjął jednym celnym rzutem. Togo, Balto i Fox mieli się go słuchać nie ważne co by się działo. Teraz, nie ważne się stały młodzieńcze bunty, czy niesnaski. Są na polu bitwy i mają się słuchać bardziej doświadczonych. Rohan wyjął swój miecz i stanął obok Kody, Denahiego, Ole i Sitki. Jako najsilniejsi wojownicy zawsze przyjmowali na siebie pierwszy impet natarcia. Dzięki nim, wojowników wody nazwano południowymi bestiami. Tuż obok czekał Bato, Atka, Keenay i jeszcze paru wojowników, gotowych w każdej chwili wspomóc pierwszą linię. Na całym pokładzie rozproszeni wojownicy przyjmowali pozycję by mieć jak najlepsze pole do walki czy rzutu. Hakoda stał pośrodku, blisko burty. W tym miejscu wszyscy go słyszeli, mógł swobodnie wydawać rozkazy i zmieniać położenie każdego wojownika. Formacja piekielnie silna, skuteczna i zabójcza. Statek Narodu Ognia zbliżał się dziwnie powoli. Zwykle taktyką pływających puszek było wykorzystanie impetu natarcia do całkowitego zniszczenia okrętu przeciwnika. Potem formalnością było podpalenie drewnianych statków, toteż przerażająca powolność oraz brak magów ognia na dziobie wprawił w konsternację załogę Hakody. Mimo to, wojownicy wody nie tracili czujności. Odpędzają ten statek z ich wód.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Gdy tylko statki były na tyle blisko że kapitanowie mogli porozmawiać, na dziób statku Narodu Ognia wyszedł Generał Iroh wraz ze swoim synem.
- Wojownicy, przybywamy na wasze wodu w pokoju - Zaczął donośnie książę. Hakoda zmarszczył brwi. Starsi wojownicy natychmiast rozpoznali Smoka Zachodu. Po pokładzie przeszedł szmer zdenerwowania. Wódz wyszedł na wyższy pokład by być na równej wysokości co Iroh.
- Czego tu chcesz? Nasze ziemie ograbiliście już doszczętnie. Nic tam nie znajdziecie, więc radzę zawrócić z kursu. Unikniemy rozlewu krwii - Iroh patrzył na Hakodę poważnym wzrokiem. Gdzieś już widział tego mężczyznę. Przeleciał swoimi oczami po uzbrojonych wojownikach. Pewne było że jeśli rozpocznie się walka, będą walczyć do samego końca. Nie poddadzą się.
- Jesteśmy tu z misją poszukiwawczą - Powiedział łagodnie Lu Ten - Poszukujemy Avatara i zaginionego księcia i spadkobiercę tronu Narodu Ognia, księcia Zuko - Hakoda zgrzytnął zębami. Wszystko co mówił chłopiec się potwierdziło. Jest księciem, więc ta rana na szyi jest sprawką Ozaia. Wojownicy natychmiast pojęli. Załogę Iroh przeszedł dreszcz. Wojownicy Plemienia Wody wyglądali jak wygłodniałe wilki, gotowe rzucić się im do gardeł w każdej chwili, a ich wódz, zdawał się najstraszniejszą bestią. Magowie ognia nie ruszyli się ze swoich pozycji, mimo że pierwszy raz w życiu poczuli na karku widmo śmierci. Pocieszali się tym że oni mają magię a te zwierzęta nie, więc mają przewagę.
- Avatara nikt nie widział od ponad 90 lat. Skąd pomysł że jest na biegunie? - Zapytał Hakoda.
- Przeszukaliśmy prawie cały kontynent, z wyłączeniem Królestwa Ziemi oraz wszystkie wyspy. Pozostały Bieguny.
- O ile dobrze pamiętam to 5 lat temu na nasze terytorium przybyła ekipa poszukiwawcza. Avatara nie znaleźli a nas zostawili na granicy upadku - Nie wpuścimy żadnego obcego statku na nasze wody. Po moim trupie - Hakoda mówił szorstko, poważnie i donośnie. Po każdej wypowiedzi wojownicy wtórowali przerażające okrzyki wojenne. Magowie Ognia, mimo przewagi w uzbrojeniu i umiejętnościach, tracili swoje morale z każdym okrzykiem.
- To było nierozważne i brutalne ze strony Narodu Ognia. Nie musisz się Wodzu obawiać o swój lud. Z naszej strony nic im nie grozi - Uspokoił Iroh wychodzą na przód. Był w zasięgu wszystkich, uzbrojonych w broń miotaną, wojowników. Mógłby zginąć na jedno skinienie głowy Hakody. Odwaga Smoka Zachodu podbudowała jego załogę.
- Avatar nie jest naszym priorytetem. Jest nim dziedzic Narodu Ognia - Kontynuował Lu Ten zbliżając się do ojca.
- Co z nim?
- Został porwany. Zaginął pięć miesięcy temu. Od tamtego czasu przeszukujemy każdy skrawek ziemi by go odnaleźć. Zawitalibyśmy wcześniej na Biegun Południowy, lecz morze było wyjątkowo niespokojne, w dodatku zapadła noc polarna.
- Na biegunie nie ma dziedzica Narodu Ognia - Prychnął Hakoda.
- A chłopiec? Ma osiem lat, za niedługo dziewięć. Złote oczy, czarne jak noc włosy i porcelanowa cera. Wesoły, lekko pyskaty... - Opisał spokojnie Iroh dokładnie tak jak zapamiętał Zuko. Mówił tonem wypranym z emocji, lecz z nutką nadziei.
- Powtarzam, nie ma takiego chłopca - Powtórzył dobitnie wódz. Pyskaty? Roześmiany? Może już teraz taki powoli się staje. Lecz dopiero po czasie spędzonym na biegunie. Wcześniej to był zastraszony, zmaltretowany dzieciak, który był gotowy na śmierć. Iroh zmarszczył brwi.
- Chciałbym z tobą porozmawiać Wodzu. Na osobności, bez dodatkowych uszu - Hakoda uśmiechnął się wrednie wskazał na swój pokład.
- Zapraszam - Wojownicy prychnęli. Smok Zachodu idzie po śmierć. Książę koronny skinął głową, natychmiast przesunięto oba statki i przygotowano trap. Wódz skinął głową do Amruqa, który po cichu wydał rozkaz dzieciakom. Cel - Lu Ten. Hakoda zeskoczył na główny pokład i szepnął do Bato.
- Którykolwiek wykona podejrzany ruch, macie zgodę na atak. Zaczynamy od uszkodzenia statku, zatonął nim zacznie się bitwa - Bato skinął głową.
- Jesteś pewny? Zapraszasz maga na drewniany statek. Smoka Zachodu Hakoda. Co jak co, ale ciebie oddać do duchów nie chcę - Hakoda oparł rękę na ramieniu swojego brata.
- Nie zaatakuje mnie, tym bardziej że na szali jest życie jego syna.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Iroh podszedł do trapu.
- Mój Panie, to nie jest... - Zaczął jego podwładny. Książę uciszył go gestem ręki.
- Macie zakaz ataku. Żadnych gwałtownych ruchów dopóki nie wrócę.
- Rozkaz - Magowie Ognia przybrali pozycje. Gotowi natychmiast ruszyć na pomoc swojemu dowódcy. Książę zszedł po trapie i podszedł do Hakody. Mężczyzna stał z wysoko uniesioną głową.
- Witam Cię Wodzu. Jestem Iroh, Książę Narodu Ognia - Generał oddał pokłon Hakodzie.
- Jestem Hakoda, Wódz Południowego Plemienia Wody. Zapraszam - Mężczyzna wskazał na wejście pod pokład. Pierwszy ruszył Iroh, bez chwili wahania. Tuż za nim Hakoda. Mężczyźni zniknęli pod pokładem zostawiając swoich żołnierzy.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Hakoda poprowadził Iroh do swojego gabinetu. Tam rozsiadł się na swoim krześle i wskazał miejsce księciu.
- O czym chciałeś pomówić? - Iroh patrzył prosto w oczy młodemu, jak dla niego, wodzowi Plemienia Wody.
- Hakodo, widzę w twoich oczach że jesteś człowiekiem prawym. Poszukuję mojego ukochanego bratanka, który siłą został zabrany z pałacu. Powiedz mi czy naprawdę nie ma w twojej wiosce Zuko, lub chociaż to czy się z nim spotkałeś i czy żyje - Iroh natychmiast się zmienił. Ton głosu był łagodny, wyrozumiały i błagający. Hakoda wpadł w lekki szok. Książę tak butnego narodu płaszczy się przed wodzem upadającego plemienia?
- Jakie masz zamiary wobec tego chłopca?
- Więc żyje?
- Tego nie powiedziałem. Pytam się co byś z nim zrobił, gdybyś go znalazł?
- Zabrałbym do domu i chronił przed złem oraz starał się wynagrodzić to co przeżył. To silne i wrażliwe dziecko. Na własne oczy widział śmierć swojej matki, mimo to zawsze się uśmiechał i starał pocieszać wszystkich dookoła - Iroh uśmiechnął się ciepło. Hakoda patrzył surowo na wuja swojego syna.
- Za nim ja ci odpowiem na twoje pytanie. Powiedz mi, czy wiesz kto go porwał i co mu zrobił? - Iroh skinął głową, natychmiast poważniejąc.
- Ochroniłbym go przed tą osobą. Naród Ognia musi przejść gruntowne zmiany i ten chłopiec jest dla nas nadzieją, że to wszystko się skończy. Dlatego Wodzu odpowiedz mi, Zuko żyje czy nie? - Hakoda chwilę trawił jaką odpowiedź dać księciu. Gigantyczny dylemat.
- Jaką będę mieć pewność, że mnie nie zaatakujesz gdy ci to wyjawię.
- Gdy tak się stanie, Lu Ten zginie. Czyż nie? W przeciwieństwie do mojego brata, życie mojego dziecka jest priorytetem - Hakoda wspomniał oblężenie Ba Sing Se. Tak, Lu Ten był priorytetem... Poza tym, ostatnie zdanie utwierdziło Hakodę w przekonaniu, że Iroh wie co się wydarzyło. Z opowieści i poprzednich starć z Smokiem Zachodu, wódz wiedział że jest on honorowy i nie rzuca słów na wiatr.
- Żyje - Odparł twardo Hakoda. Iroh poczuł jakby zdjęto z niego ogromny ciężar.
- Gdzie On jest? Jest bezpieczny?
- Tak i nie pozwolę Ci go zabrać z powrotem do Narodu Ognia. To dziecko za dużo już przeszło.
- Będzie ze mną bezpieczny, to mój bratanek. Nie dam go więcej skrzywdzić.
- Nie chroniłeś go przez ostatnich kilka lat - Hakoda walnął pięściami w stół oddzielający mężczyzn - Wiesz jak on wyglądał gdy go wyłowiliśmy? Wiesz, że gotów był zginąć w każdej chwili? Kurwa ośmiolatek! DZIECKO! Po moim trupie wam go oddam! - Hakoda natychmiast się skarcił za ten wybuch. Wódz musi zawsze zachowywać zimną krew, a jemu puściły nerwy. Iroh w milczeniu słuchał wybuchu wodza. Widział w jego oczach troskę o to dziecko. Bał się jednak że kolejna noc polarna zabije Zuko lub że Plemię Wody go odrzuci gdy dowiedzą się że jest magiem. Jego moc z roku na rok będzie rosła i chłopiec będzie musiał nauczyć się ją kontrolować. Iroh obroni Zuko przed Ozaiem, a na biegunie mimo chwilowego spokoju może zostać wygnany.
- Hakodo, Zuko to mag ognia. Jego moc będzie rosła, bez nauki nie zapanuje nad nią. Tak samo każda następna noc polarna będzie dla niego zagrożeniem.
- Zuko nie jest na biegunie. Nie zdradzę Ci gdzie go ukryłem. Nie oddam go w ręce jego rodziny. Koniec dyskusji Iroh. Odpłyńcie stąd - Hakoda otworzył drzwi i gestem wyprosił Księcia. Iroh odetchnął. W końcu go odnajdzie, teraz, gdy ma pewność że chłopiec żyje. Gdy mijał wodza, zatrzymał się na chwile i wyjął z kieszeni perłowy sztylet.
- Gdy go spotkasz daj mu go. To miał być prezent, lecz nim wróciłem do pałacu, Zuko zniknął. Ma urodziny w równonoc wiosenną. Nie przestanę go szukać. Lecz jak mówiłem twojemu plemieniu z mojej strony nic nie grozi. Ostrzegam też by ta rozmowa została między nami - Hakoda zabrał sztylet i z jednej z półek wyjął złotą szpilkę, którą książę miał w kieszeni swojej zniszczonej tuniki, gdy go wyłowili. Wręczył ją Iroh.
- Opuść mój statek.. Chciałbym nie żałować informacji, które Ci zdradziłem - Dodał dobitnie wódz. Książę ścisnął szpilkę do włosów i schował tak by nikt jej nie zobaczył.
- Bezpieczeństwo Zuko jest najważniejsze. Gdyby to wyszło po za naszą dwójkę, nie tylko ja bym przybył na biegun. Bywaj Hakoda.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Oba statki odpłynęły od siebie w przeciwne strony. Nikt nie pytał o czym była rozmowa dwóch przywódców. Łania wróciła na wody międzynarodowe. To wystarczyło. Plemię Wody kontynuowało zwiad i powróciło do domu po dwóch i pół długich tygodniach. Specjalnie wydłużono rejs by sprawdzić czy Łania, lub inny statek nie wraca by zaatakować. Hakoda schował sztylet głęboko w czeluściach swojego gabinetu na statku. Kiedyś da go chłopcu, lecz na pewno nie w najbliższym czasie. Powitanie wojowników jak zwykle było huczne i wesołe. Wrócili wszyscy, cali i zdrowi, co zdarzało się nie za często. Gdy Hakoda zszedł z trapu w jego stronę biegło troje dzieci z wyciągniętymi rękami. Na pierwszy rzut oka, mógł stwierdzić że buzia Zuko bardziej się zaokrągliła, policzki już wcale nie były zapadnięte, no i biegł już na równi z Sokką. Impet trojga dzieciaków wywrócił hakodę w śnieg. Katara jak zwykle wczepiła się w tors taty jak koala, Sokka jak zwykle zaczął opowiadać co robił z Zuko i jak często ćwiczyli rzucanie bumerangiem. Mały książę z kolei stał obok lejąc łzy i ciesząc się że jego wybawiciel wrócił. Po prostu stał obok, dopóki Hakoda nie objął go wolnym ramieniem i nie przycisnął do siebie. Togo, Balto i Fox natychmiast podbiegli do swoich matek opowiadając co się wydarzyło. Balto wpadł natychmiast w ręce Lany, zagrzebując głowę w puchowym kapturze. Nie puścił jej, póki nie podszedł Ole i nie zmierzwił włosów swojego syna.
- Spisał się chłopak.
- Jestem dumna - Powiedziała Lana. Czuła jak jej syn się trzęsie i niesłyszalnie pociąga nosem. Widok uzbrojonych magów musiał mu przypomnieć śmierć dziadka. Lecz pokonał strach i dzielnie stał gotowy do ataku do samego końca. Nim uniósł głowę, poczuł klepnięcie na plecach.
- No braciszku, nieźle sobie poradziłeś - Uśmiechnęła się Dakota. Balto odwrócił się by odpowiedzieć siostrze, lecz dostrzegł jak Hakoda tuli Zuko. Gdyby nie ten smarkacz nie konfrontowaliby się podczas tego rejsu z Łanią.
- To nie jest jego wina - szepnęła mu do ucha Lana - Nie wybrał tego gdzie się urodził i tego co mu się stało. Zrozum to w końcu synku - Balto spojrzał z powrotem na swoją mamę i ponownie ją uściskał. Bachorem zajmie się później.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

W następnych rozdziałach - "Opowieści z Bieguna Południowego"
Opublikuję je natychmiast po zrównaniu angielskiej i polskiej wersji w rozdziałach ;)

HOPEWhere stories live. Discover now