Source

398 20 2
                                    

Balto siedział za szczytem jednego ze śnieżnych pagórków. Zawsze tu przychodził gdy chciał pomyśleć, czy odreagować, a miał co. Przyznał, źle potraktował dzieciaka wodza. Przyznał, okazał skruchę, przeprosił, odpokutował. Nadal go bolą palce od przyciskania ostrzałki do grotu. Jednak nie mógł pojąć dlaczego jego własna wioska lituje się nad tym małym potworkiem. Teraz jest niegroźny. Podrośnie i sprowadzi nieszczęście na i tak zmasakrowaną osadę. Dziadek, gdy jeszcze żył, opowiadał mu jak wspaniałe było to miasto. Miasto, nie wieś. Podobno gigantycznych i rozbudowanych domów, podobnych do domu wodza, było więcej. Magowie wody ozdabiali miasto w piękne wzory i wznosili takie budynki, jakich normalna ludzka ręka nie dałaby rady postawić. I mieszkało tu tyle ludzi, ciągle ktoś przybywał, odjeżdżał, wcale nie było nudno. Po cyklicznych atakach nic się nie ostało, ostatni mag wody pochwycony dziesiątki lat wcześniej nie pozostawił już nadziei. Mimo to wojownicy dalej pomagali w walkach i zażarcie tępili Naród Ognia. Balto wychował się na opowieściach o bestialstwie ognia i męstwie jego ludu. Dumny był że pochodzi z Plemienia Wody, że wywodzi się z wojowników, których nawet Królestwo Ziemi wzywa na pomoc. Podczas ostatniego najazdu, który zabrał żonę wodza i jego dziadka na własne oczy zobaczył te potwory. Bezlitosne, potrafiące tylko niszczyć swoimi czarami. Widział gniew dorosłych, dlatego tym bardziej nie mógł zrozumieć dlaczego wojownicy uratowali tego bachora. Dlaczego? Po co? Przecież jest pewne że nawet jeśli nie zdradzi, to na pewno zniszczy ich wioskę albo kogoś zrani. Tylko raz widział te piwne, niemalże złote oczy tego chłopaka. Natychmiast ogarnęła go panika. Takie same oczy miał żołnierz, który zabił jego dziadka. Do tej pory przechodzą go dreszcze gdy wspomina jak bezwładne ciało dziadzia Tarnuqa opada tuż obok niego. I pamięta jak ta bestia warczy by "spierdalał". Balto przetarł twarz. Jego historia nie jest jedyną w tej wiosce. Przecież Hakoda przeszedł to samo, jego dzieci przeszły to samo tracąc matkę. MAMĘ! Kogoś o wiele bliższego i mimo to, wódz trzyma tego bachora pod swoim dachem. Więcej! Opiekuje się nim, nazwał go synem przed całą wioską! Dla Balto to było nie tyle niezrozumiałe co wręcz chore. Dobra, dzieciaka zranił ojciec, załoga się nad nim znęcała, ale Naród Ognia to samo robi od wielu lat im. Czy oni pomagają Plemieniu? Ratują dzieciaki z ich nacji? NIE! Więc dlaczego my mielibyśmy to robić.
- TO JEST POPIEPRZONE - Wrzasnął w końcu w horyzont. Jeśli ten bachor myśli że stanie się jednym z nas to się grubo myli. Nad ogniem nie da się zapanować i wioska w końcu to dostrzeże.
Nagle usłyszał śmiech dzieci. Delikatnie wyjrzał zza swojej kryjówki i dostrzegł jak Hakoda wyciąga ze śniegu tego smarka. Dzieciak wczepił się w wodza jakby ten był jego ojcem. Bachor czuje się coraz pewniej, kwestia czasu pozostaje aż coś podpali i Balto nie pomoże gasić a potem odbudowywać jakiegoś domu. Chcieliście mieć maga ognia w wiosce? TO PROSZĘ BARDZO! Nastolatek warknął gdy Zuko głośniej zaśmiał się z Sokki i Katary. W końcu wstał i ukradkiem wrócił do wioski, nigdy nie zaakceptuje tego demona.


↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Sokka przeciągnął się na łóżku. Obrócił głowę, jak zwykle spała koło niego Katara a dalej już nie taki nowy przybysz. Sokka patrzył chwilę na porcelanową twarz chłopca, czarne włosy uczesane w wilczy ogon i naprawdę spokojny wyraz twarzy. Zuko wyglądał jak bestie Narodu Ognia, zdecydowanie, mimo to Sokka go bardzo polubił. Nadal denerwuje go gdy chłopiec nagle przestaje mówić, chowa się czy zaczyna płakać, ale tata mówił że będzie tylko lepiej. Sokka nie mógł się doczekać aż Zuko będzie mógł razem z nim biegać, rzucać bumerangiem czy psocić. Katara zawsze skarżyła się babci. Zuko taki nie będzie! To będzie jego najlpeszy przyjaciel, musi tylko zaczekać. Dobrze wiedział że jak ma się złamaną nogę to jest nudno. Amruq też niedawno był przykuty do ziemi i Rohan zawsze mu towarzyszył. Dlatego Sokka nie opuści Zuko, mimo że tak go ciągnie na dwór. Będzie przy nim by się nie nudził. Po za tym musi mu jeszcze tyle pokazać. Sokka spojrzał na opatrunek, niezmiernie go ciekawiło co jest pod nim i co się tak właściwie stało. Tata powiedział że skrzywdzili go źli ludzie, zapewne jego własna nacja. Ciekawe co zrobił że mu to zrobili. Może jest zdrajcą? Chłopiec nie raz słyszał o zdrajcach Narodu Ognia, którzy opowiadali tajemnice swojego kraju. Może jeden z jego rodziców był z innego narodu. Może królestwo ziemi? I żołnierze się dowiedzieli i zabili jego rodziców a jego skrzywdzili? Może, może... Sokka był tak bardzo ciekawy, jednak wiedział że gdyby zapytał teraz to Zuko nic by nie powiedział. Kiedyś go zapyta, a że Zuko będzie jego NAJLEPSZYM przyjacielem to mu wszystko powie.
Chłopiec wstał przeciągając się. Katara i Zuko nie wyglądali jakby mieli zaraz wstać, więc po cichu poszedł do salonu.
- Dzień dobry Sokka - Szczery uśmiech Hakody przywitał zaspanego chłopca.
- Jestem głodny - powiedział w progu.
- Nie dziwię się, poszaleliście trochę - zaśmiał się mężczyzna odkładając na bok przyrządy do garbowania skóry - Siadaj, zaraz Ci dam - Hakoda sięgnął po miskę i postawił kociołek z zupą nad ogniem.
- Gdzie babcia? - Sokka przetarł twarz.
- Wyszła po dratwę i igły, będziecie później nawlekać mięso do suszenia.
- O, fajnie - Chłopiec wpatrywał się w ogień - Długo spałem?
- Z godzinę. Proszę, smacznego - Aromat jedzenia otrzeźwił do reszty chłopca, który zaczął wcinać - Powoli, chłopaku!
- Mhm, tato? - wymamrotał.
- Przełknij i wtedy powiedz - Zaśmiał się Hakoda wracając do swojego zajęcia.
- Kiedy Zuko będzie normalny? - Mężczyzna zmarszczył rozbawione brwi.
- Co masz na myśli?
- No wiesz... Będzie się śmiać, chodzić, normalnie jeść, nie bać się... No będzie, normalny.
- Zuko jest normalny Sokka, po prostu musi się przystosować. Nie miał wcześniej prawdziwego domu. Wychowywał się trochę inaczej. Zanim się obejrzysz będziecie razem biegać po dworze.
- Obiecujesz?
- Obiecuję - Nagle kotara od pokoju dzieciaków uchyliła się i nieśmiało wyjrzał Zuko. Hakoda natychmiast wstał i dopadł do chłopca - Cześć Zuko, nic Ci nie jest? Jak tu przyszedłeś? - Lewa noga chłopca wisiała nad ziemią, a prawa lekko się telepała. Chłopiec trzymał się mocno lodowej ściany.
- Podszedłem do ściany i skokami przeszedłem tutaj. Nie powinienem?
- To było ryzykowne, gdybyś upadł na lewą nogę mogłoby Ci się pogorszyć.
- No właśnie! Masz szybko zdrowieć a nie chorować jeszcze bardziej! - Wymamrotał Sokka połykając w międzyczasie zupę.
- Przepraszam - Chłopiec spuścił głowę.
- Nic się nie stało, następnym razem po prostu mnie zawołaj. Jestem tu by Ci pomóc.
- Obudziłbym Katarę...
- Nie obudzisz jej. Nic jej nie obudzi! - Powiedział głośno Sokka.
- Haha, to prawda, jak ma drzemkę to śpi jak niedźwiedziopies w zimie - Hakoda widział że prawa noga księcia już dłużej nie da rady i zanim chłopiec się zachwiał, wziął go na ręce - Na pewno jesteś głodny - Zuko pokiwał głową. Mężczyzna posadził dziecko obok Sokki i poszedł po drugą miskę.
- Słyszałeś co mówiłem? - Zapytał lekko zmieszany Sokka. Zuko pokręcił głową.
- Nie, za bardzo się skupiłem by tu dojść. A co mówiłeś?
- A, yyy, e w sumie nic. Jak Ci się podobało na sankach? - Młodszy chłopiec zmienił temat. Książe natychmiast rozszerzył oczy.
- Było super. Sanki są bardzo fajne!
- Prawda?! - Chłopcy zaczęli żywo konwersować o przedpołudniu. Zuko nie zwrócił nawet uwagi gdy Hakoda podstawił przed nim miskę z jedzeniem.
- Dobra krzykacze, najpierw obiad - upomniał przyjaźnie wódz. Na co chłopcy dalej konwersując pałaszowali ciepłą zupę. Wydawałoby się że Zuko na tą chwilę zapomniał o całym nieszczęściu i znów był taki jaki powinien być. Uśmiechnięty, szczęśliwy, bez zmartwień. Hakoda odetchnął, mogłoby tak być już codziennie.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Późnym popołudniem dzieci nawlekały mięso do suszenia. Zuko po powrocie Kanny odrobinę przygasł ale dalej rozmawiał i śmiał się, może nie tak pewnie i głośno, ale to i tak był gigantyczny skok w porównaniu do poprzednich dni. Co prawda podobną ekspresję Hakoda widział na twarzy chłopca gdy ten bawił się z Katarą i Sokką w igloo Atki, lecz wtedy dzieci były same i nadal można było wyczuć niepewność, która obecnie wydaje się że zniknęła.
- Tylko uwaga na igłę, nie skaleczcie się - przypominała co jakiś czas Kanna. Dzieciaki kiwały głowami starając się jak najlepiej wykonać swoją pracę - Jak tam kurtki swoją drogą się sprawują?
- Są bardzo ciepłe, zawsze jak wracaliśmy z sanek to było zimno a teraz prawie wcale - odparła żywo Katara. Kobieta pokiwała głową z zadowoleniem.
- Tak i nie wyglądam jak bałwan - Sokka nagle zakuł się w palec - AUA!!
- No! Mówiłam uważać - Kanna natychmiast podeszła do chłopca z czystą szmatką, który starał się nie rozpłakać. Natychmiast przetarła mikroskopijną rankę i pocałowała "żeby nie bolało" - Zaraz przestanie boleć. Uważaj następnym razem - Sokka pokiwał głową, obok Zuko obserwował lekko wystraszony sytuację. Wystraszył się nagłego głośnego dźwięku a i widok krwi, nawet tak niewielkiej ilości lekko go wmurował. Pocałowanie palca przypomniało mu mamę, ona też zawsze tak robiła. Może tutaj, jak coś mu się stanie to Kanna też tak... Nie. Nie jest jej wnukiem - A tobie Zuko? Ciepło Ci było w kurtce czy może więcej puchu dołożyć?
- Nie, jest bardzo ciepła, bardzo dziękuję - Zuko starał się jak najpiękniej podziękować. Normalnie wstałby i starannie złożyłby pokłon, jednak na pewno zaraz by się przewrócił. Kanna uśmiechnęła się szeroko do dzieci.
- Cieszę się w takim razie. Powinny wyschnąć do wieczora, więc pójdziecie w nich na źródła. Będę spokojniejsza że nie zachorujecie. Jeszcze mi tu tylko brakuje trójki dzieciaków pociągających nosami! - Hakoda zaśmiał się siedząc w kącie i strugając, tym razem maga wody, dla Katary. Musi jej znaleźć nauczyciela. Pierwszy mag wody od kilku dobrych lat na Biegunie Południowym. Szkoda by było zmarnować szansę na odbudowanie wioski, a przede wszystkim talentu dziewczynki. Mimo że sześciolatka, to sama, bez żadnych podpowiedzi nauczyła się robić fale na morzu czy w przerębli. Słuchał opowieści starszyzny, normalnie dzieci z umiejętnością tkania wody, potrzebują treningu by robić fale. Rozmyślania przerwał Zuko.
- Prze-przepraszam? Co to są te źródła? - Pozostałe dzieci spojrzały na chłopca pytająco.
- Nie wiesz co to? - Zdziwiła się dziewczynka. Książe pokręcił głową.
- To jak ty się myłeś do tej pory? - Sokka zgarnął następny kawałek mięsa.
- Normalnie - chłopiec wzruszył ramionami lekko zmieszany - W wannie...
- Gdzie? - Drugi chłopiec popatrzył na Zuko jak na dziwaka. Nim mały książę zaczął wyjaśniać wtrącił się Hakoda.
- Źródła to miejsce skąd wypływa woda spod ziemi. Nasza wioska jest usytuowana w tym miejscu nie bez powodu. Za naszym domem jest jeszcze jedno dość spore igloo, które wbija się tak jakby w małe wzniesienie. Mogłeś nie zauważyć jeszcze - Zuko kiwnął głową, faktycznie zobaczył tak naprawdę skrawek - Tam znajdują się źródełka, z których części pozyskujemy wodę do picia, prania czy mycia porannego. Z kolei jest jedno źródło, największe, które wypływa ze skały, natychmiast zawraca i wbija się ponownie. Jest ono cieplejsze od pozostałych i służy jako miejsce kąpieli - Chłopiec starał się ułożyć w głowie jak to wygląda - Dzięki temu że woda cały czas płynie to zawsze jest krystalicznie czysta. Jako że jestesmy małą wioską to umówiliśmy się że idą, mniej więcej, po trzy rodziny dziennie, po sobie, się wieczorem wykąpać. Oczywiście z wyjątkami, jak ktoś się pobrudzi, spoci no to wiadomo że nie będzie czekać - wódz zaśmiał się przyjaźnie.
- Nie ma sensu przynosić wody do igloo, i wlewać do balii, które Sokka gdzie indziej są nazywane wannami - Sokka rozszerzył oczy i pokiwał głową w zrozumieniu - by można było umyć włosy i się całemu wykąpać - dopowiedziała Kanna - Kiedyś było prościej, gdyż z pomocą magów przenoszenie wody nie było tak żmudne i każdy kąpał się w swoim domu, a teraz jest nas mało, więc każdy się idzie pomoczyć prosto do źródełka.
- Jest na tyle duże że można nawet popływać! - Rozentuzjazmowała się Katara.
- Znaczy tata jest za duży ale my nie, więc będzie fajna zabawa - Dodał szybko Sokka.
- Nasza pora wypada po kolacji! - Zuko pokiwał głową, zaskoczony był takim rozwiązaniem, które wcale nie było głupie. Zastanawiał się jedynie jak ciepła, albo jak zimna jest woda w tym źródełku. Dzieciaki wróciły do swojej rozmowy, wymieniając się opiniami na temat fajności tego miejsca, w między czasie nawlekając ostatnie kawałki mięsa do suszenia. Książę słuchał uważnie, lekko się uśmiechając gdy rodzeństwo zaczęło się sprzeczać. Mimo że się kłócili, to przez tych kilka dni dostrzegł że te kłótnie nigdy nie były na serio. Co innego było z nim i Azulą. Jak się jego siostra obraziła to nawet miesiąc potrafiła się nie odzywać, dopóki Zuko jej nie przeprosił, nawet jeśli to była jej wina.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Wyszli z igloo po kolacji, jedynie Kanna została w domu, gdyż ona woli chodzić na źródła z rana w towarzystwie swoich koleżanek. Tym razem Zuko grzecznie zjadł cały posiłek, nie trzeba mu było przypominać by jadł, czy mówić że jak nie zje to się zmarnuje. Hakoda ubrał ciepło dzieciaki, zagarnął świeże ubrania, ręczniki oraz ręcznej roboty płyny do mycia w plecak. Biorąc Zuko na ręce pokazał że czas wychodzić. Katara i Sokka pobiegli przodem, nie mogąc się doczekać aż pokażą starszemu chłopcu zawsze ciepłe igloo, mimo że ogień pali się tam tylko wieczorami. Książę gdy tylko wyszli mocniej złapał za kurtkę Hakody, jednak nie chował tym razem twarzy, ciekaw jak wygląda z zewnątrz to igloo, po za tym na zewnątrz o tej porze było jedynie kilka osób zajmujących się swoimi sprawami. Igloo ze źródłami tak naprawdę za wiele się nie różniło. Ten sam sposób ułożenia bloków lodu, to samo podwójne wejście zasłonięte dwiema grubymi i ciężkimi Kotarami by wiatr się nie dostawał do środka. Wnętrze było kompletnie inne. Gigantyczna kopuła przegrodzona po środku lodową ścianą o wysokości dwóch metrów. Nad nią unosiła się para. Przed ścianą po dwóch stronach w zagłębieniu śniegu powolutku wypływała zimna i czysta woda do dwóch sadzawek, które miały ujście na zewnątrz, jednak tam woda natychmiast zamarzała tworzą małe wodospady pod grubą warstwą śniegu. Była też tu lodowa ława usłana futrami, trochę wiader, schludnie ułożonych w kącie i uchwyty na których spokojnie paliły się pochodnie dając przyjemne światło. Na podłodze z futer prowadziła ścieżka na drugą stronę igloo. W całym budynku panowała przyjemna temperatura, mimo braku ogniska. Dzieciaki natychmiast zaczęły się rozbierać z butów i kurtek. Hakoda posadził Zuko na ławie, chłopiec natychmiast sam zdjął swoją kurtkę. Wódz sam najpierw się rozebrał a potem zaczął powoli odwijać usztywnienie z nogi dziecka. Katara i Sokka stali już w bieliźnie czekając aż ich tata i Zuko zrobią to samo. Nie mogli jeszcze sami wchodzić do wody za lodową ścianą. Zuko lekko jęknął gdy Hakoda ściągnął mu grubą skarpetę a później spodnie ze złamanej nogi. Po chwili wszyscy zostali w bieliźnie. Sokka i Katara starali się nie patrzeć na ciało Zuko, oblepione w ślady siniaków i resztki zadrapań, które na szczęście już znikały. Hakoda podniósł chłopca. Cała czwórka poszła za lodową ścianę do dużej sadzawki z wartko płynącą wodą, która faktycznie wypływała ze skały na przeciwko i natychmiast zawracała z powrotem. Źródełko było płytkie, jedynie przy ścianie sięgało dorosłej osoby do szyi, więc tam dzieci miały zakaz wypływania samemu. W pozostałej części sięgała dzieciakom do pasa. Zuko obserwował jak zaczarowany. Wszędzie był śnieg i lód, a tuż przy sadzawce nagle wynurzały się ciemne kamienie, po których płynęła woda. Sokka pierwszy wskoczył do wody, za nim powoli, by się nie wywrócić weszła Katara. Rodzeństwo zanurzyło się w ciepłej wodzie. Hakoda wszedł zaraz później do wody z chłopcem na rękach. Zuko bał się przez chwilę że woda będzie zimna, jednak gdy poczuł jak przyjemne ciepło dotknęło jego stup rozluźnił się, co poczuł wódz, lekko się uśmiechając. Usiadł stawiając chłopca obok.
- Trzymaj się brzegu, nie stawaj na lewą nogę i nie mocz opatrunku na szyi. Złapię Cię w razie czego, więc się nie bój - Uspokoił mężczyzna. Książę kiwnął głową.
- Umiesz pływać? - Zapytała dziewczynka nagle wynurzając się obok.
- Umiem - powiedział niepewnie.
- To chodź! - Zawołał Sokka - Nie możemy ścigać się na ziemi to pościgamy się w wodzie!
- Ja też chce! - Katara podbiegła do brata, Zuko ostrożnie puścił kamienny brzeg. Na samym początku powoli jakby przypominał sobie jak się pływa. By zaraz później położyć się na wodzie.
- Zuko, uważaj na szyję - zaśmiał się Hakoda. Chłopiec natychmiast wysunął bardziej głowę. Skrawek opatrunku i tak już nasiąkną, jednak wódz nie ma przy sobie bandaży, by je wymienić na suche na miejscu.
- TRZY - Sokka zaczął odliczanie.
- DWA - Kontynuowała Katara. Rodzeństwo spojrzało na Zuko oczekując by dokończył.
- Jeden? - Zapytał chłopiec, następne co rejestrując to plusk wody i znikające dzieciaki pod wodą. Książe natychmiast zrozumiał o co chodzi i wystawiajc głowę, zaczął płynąć do ściany naprzeciwko. Hakoda przewrócił oczami i już teraz zaczął kombinować jak przenieść Zuko do domu z mokrym opatrunkiem. Nie może go zdjąć, gdyż rana jest zbyt głęboka i by bolała podczas spotkania z ubraniem. Tak się teraz zastanowił, oparzenie wyglądało na dość stare gdy go wyłowili. Chłopak, został zraniony przez ojca, ale tak właściwie kiedy? Jak długo był na statku nim uciekł i jak długo przebywał sam na szalupie? Zuko jest w coraz lepszej kondycji psychicznej, jednak Hakoda bał się że gdy mu przypomni tamten czas, wrócą do początku. Dzieciaki chwilę bawiły się w wodzie. Zuko kilka razy się zachwiał, jednak nie ratował się lewą nogą, tylko rękami jakby wypływając. Oczywiście opatrunek co jakiś czas dostawał kolejną porcję wody. Atka go zastrzeli, ale trudno. Jest to warte uśmiechu tego dziecka. Wódz rozsiadł się, pozwalając by ciepła woda rozluźniła jego mięśnie, rozładowała stres, wątpliwości i naładowała go na nowy dzień. Wstawanie do chłopca w nocy daje się we znaki, ale to samo było z Katarą i Sokką. To jego obowiązek jako ojciec, by być przy swoich dzieciach gdy tego potrzebują.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

Ozai wydał kolejny dekret. Papierologia była straszna, lecz trzeba było ją wypełnić do końca. Przez to że dobił swego, że stał się władcą Ognia, robił to z przyjemnością. Wszystko układało się idealnie. Jego dwa najsłabsze punkty nie żyją, brat z bratankiem są daleko. Jedynie brakuje mu kontroli nad nauką jego potężnej córki, chciał przeprowadzić głosowanie nad ściągnięciem jej z powrotem, jednak zadecydował że zbyt dużo ma pracy, mimo to, dopilnował by miała najlepszych i najbardziej wymagających nauczycieli. Siedział na tronie, ponad innymi, władając najpotężniejszą nacją. To jest niesamowite uczucie, gdy nie ma nikogo na świecie kto mógłby wydać mu rozkaz. Kto by go bezkarnie poniżył czy pokonał. Czas zacząć pracę nad przejęciem Bieguna Północnego, ale zanim to nastąpi, trzeba zmienić Naród Ognia, udoskonalić go. Od czego by tu zacząć.... Złowieszczy uśmiech przystroił przystojną twarz Władcy Ognia Ozaia. Skoro jego lud tak kocha dzieci, zaczniemy od edukacji. Trzeba w młodych głowach od samego początku budować dyscyplinę, umiłowanie Narodu i PRAWIDŁOWO kształtować ciało i umysł. Trzeba to tylko otoczyć ckliwymi hasłami i ma poparcie ciemnego ludu. Iroh i Azulon nie mieli racji. On wie jak to poparcie zdobyć, wie jak zarządzać ciemną masą by robili dokładnie to on chce.
- Mój Panie, wycofaliśmy okręty z okolic bieguna Południowego - Generał przerwał rozmyślania Władcy Ognia.
- Dobrze, z raportów wynika że nie ma tam więcej magów wody?
- Nie Mój Panie.
- Ta kraina jest dla nas na ten moment nic nie warta. Poza wyniesieniem naszej nacji trzeba przejąć drugi biegun i Królestwo Ziemi.
- Nasze kolonie sukcesywnie zdobywają kolejne skrawki kontynentu - Ozai pokiwał głową.
- Należy zadbać o bezpieczeństwo obywateli mieszkających w koloniach. Czytałem raporty, prywatne listy i doszły mnie słuchy - obecni generałowie obejrzeli się po sobie. To Władca Ognia przejmuje się skolonizowanymi terenami? Poprzedni władcy zawsze na piedestale stawiali oryginalne granice państwa - że obywatele z kolonii, gdy wracają do ojczyzny, są traktowani gorzej a tak być nie może! To najodważniejsi ludzie, mieszkają na obcym terenie pod groźbą śmierci ze strony wojowników ziemi. Zostawiam to w twoich rękach Generale Zoryu - Przed szereg wystąpił młody mężczyzna. Natychmiast ukłonił się dziękując.
- To zaszczyt - Władca Ognia znał imię świeżego i podrzędnego generała, który nie zasłużył się w bitwie? Dlaczego? Ozai patrzył z dziką satysfakcją na podwładnych. Miny zdezorientowania, zakłopotania i niezwykłego szacunku dotykały czegoś w jego wnętrzu. Ostatni raz coś takiego czuł jak był dzieckiem i pierwszy raz szeroka publika złożyła mu pokłon. Tak bardzo pragnął poczuć coś takiego ponownie i w końcu, po tylu latach udało się.

↢ ℍ𝕆ℙ𝔼 ↣

HOPEWhere stories live. Discover now