×prologue×

44 1 0
                                    

Wilgotne powietrze muskało włosy oraz odkrytą skórę dwudziestosześcioletniego mężczyzny, który co po chwilę spoglądał w stronę wysokiego budynku z wbudowanym przestarzałym, lecz nadal sprawnym zegarem. Niezwykle chłodny, na pozór zbudowany ze skały człowiek bez wyrazu popijał gorącą, parującą kawę, czasami odkładając z gracją filiżankę na spodek. Nawet w jego zwykłym ruchu dłoni można było zauważyć nonszalancje połączoną z zrównoważeniem i subtelnością, a jego osoba zdawała się utożsamiać się z ponurym, londyńskim otoczeniem.

Jego tajemniczość wzbogacał ubiór, który złożony z ciemnego płaszcza, cienkiego szala oraz męskich lakierek dodawał mu powagi, która spotęgowana była mrocznym spojrzeniem ciemnych jak smoła tęczówek. Każdy z obserwatorów mógłby rzec, że mężczyzna budził niewytłumaczalne przerażenie i zdezorientowanie, a bijąca od niego aura odtrącała nawet pracowników kawiarni, której był stałym bywalcem.

Całą ciemną otoczkę zbudowaną wokół dwudziestosześciolatka burzył znajdujący się na stoliku szkicownik, który najwyraźniej był jego najlepszym przyjacielem. To z nim beztrosko mógł popijać kawę pośród ulicznego zgiełku londyńskiego miasta zawsze będącego otulonym smętnym urokiem. Nikt nie był w stanie zakłócić jego spokoju, gdy rysował proste linie swoim niezawodnym, japońskim automatycznym ołówkiem, a wraz z dopiciem kofeinowego napoju kończył swoją pracę przelewając na żółtawą kartkę ikonę Londynu, którą była piętrząca się aż po zachmurzone niebo wieża zegarowa.

Rysowanie było dla niego jak wiekopomna świętość, której za żadne skarby nie można było zakłócać. Wiedzieli o tym spostrzegawczy pracownicy kawiarni, a przede wszystkim jedna z kelnerek, która miała przyjemność zawsze podawać swojemu klientowi aromatyczny napój.

Seulgi zawsze spoglądała na mężczyznę z ogromnym zachwytem, lecz nigdy nie odważyła się kierować do niego nieformalnych pytań. Wiedziała, że człowiek owiany tajemnicą nigdy nie wróży nic dobrego, toteż wolała nie wdawać się z nim w żadną burzliwą relację. Lecz gdy tylko widziała jego marszczące się ze skupienia czoło przy podziwiania piękna Big Bena oraz lekkość stawianych kresek na kartkach szkicownika, nie mogąc uwierzyć w swoje wcześniejsze spostrzeżenia ukradkiem go obserwowała.

Mogła by rzec, że mężczyzna, który tworzył dzieła sztuki sam okazywał się nim być. Zza szyby kawiarni można było ujrzeć jego delikatną posturę, ostro zarysowaną szczękę oraz dokładność w swojej żmudnej, przejmującej pracy. Zdawał się błyszczeć na tle londyńskiej, szarej ulicy, kompletnie niwelując nieprzyjemny zapach zabrudzonej Tamizy i odoru unoszących się samochodowych spalin. Mężczyzna mógł istnieć pośród niewybaczalnej rzeczywistości, wiecznego zgiełku nie zważając uwagi na mało istotne rzeczy. Oddawał się magicznej chwili, gdzie bytował tylko on, filiżanka kawy i piękny, napawający jego dusze dobrocią obraz zatraconego w sobie Londynu.

Kobieta wiedziała, że tak majestatyczna postać nie mogła być prawdziwa. Idealność uderzająca ją niewybaczalnie dawała się we znaki pod każdym względem. Widząc czarne, lekko ułożone na żelu włosy, kościste dłonie oraz ostry zarys szczęki była zachwycona tym niespotykanym widokiem. Zauważając, że mężczyzna niedługo opróżni swoją filiżankę w pośpiechu udała się do jego stolika. Jej praca właśnie na tym polegała: dbaniu o zadowolenie każdego klienta. Nie ukrywała jednak, że dla tego jednego nieprzerwanie starała się gubiąc przy tym swój własny, należyty rozsądek. Zamyślona, nie zauważając kolejnego klienta żałośnie obiła go swoim drobnym ciałem przypadkowo podkładając nieznajomemu jej człowiekowi nogę. Los chciał, aby barczysty mężczyzna stracił równowagę i przechylił się w stronę majestatycznej postaci wytrącają mu z ręki porcelanową filiżankę. Na nieszczęście nieuważnej kelnerki, nie była ona jeszcze opróżniona, a ostatni łyk kawy poplamił ubranie jej adoratora. Z zawstydzenia i zmieszania twarz kobiety oblała się rumieńcem, a wrogie spojrzenie obu mężczyzn sprawiło, że zamarła, a jej ramiona wyraźnie się napięły.

Taeyong siedział w bezruchu zaciskając swoje dłonie w pięści. Nawet w najzwyklejszej, przyziemnej kawiarni musiał opanowywać swoje rozbujane emocje. Wszystko szło po jego myśli, dopóki nie spojrzał na kartkę zabrudzoną kilkoma kroplami kofeinowego napoju. Niestety, kartka nie była pusta, a na niej widniał wcześniej narysowany przez niego Big Ben. Ze świadomością, że jego praca została zbezczeszczona, a on nic nie mógł z tym zrobić odczuł ogromną frustracje. Powtórnie odwrócił wzrok w stronę zmieszanej kelnerki oraz mężczyzny rzucając obojgu wymowne spojrzenie. Narastający w nim gniew poskutkował zaciśnięciem ust w cienką kreskę i napięciem każdego możliwego mięśnia swojej szczęki.

Seulgi zdezorientowana i zakłopotana całą sytuacją zapomniała o swojej powinności jaką powinna pełnić w zawodzie. Zamiast od zaraz przeprosić rozgniewanych klientów i zaproponować im kolejną kawę na koszt firmy stała jak wryta przypatrując się tylko mężczyzną. W jej brązowych oczach było widać przemawiający przez nią stres związany nie tylko z incydentem ale widokiem dwóch, przystojnych mężczyzn przy jednym stoliku. Od tak wielkiej dawki emocji zakręciło się jej w głowie, lecz musiała przełamać się aby raz na zawsze skończyć to bezsensowne, nieprofesjonalne przedstawienie.

-Przepraszam państwa za ten mały wypadek.- Ukłoniła się przed klientami modląc się w duchu o ich wybaczenie.

Ku jej naiwnym oczekiwaniom, Taeyong Lee nie mógł przystać na takie nieposłuszeństwo. W swoich dłoniach dzierżył całe, zapyziałe miasto, dlatego nigdy nie zdołałby pozwolić na takie niewyrachowanie ze strony przyziemnej ludzkości. Wyrwany ze swojego magicznego transu, powrócił do swoich nawyków zachowując się kompletnie bezdusznie, lecz zarazem władczo i taktownie.

Rzucając chusteczkę na stół poprawił czarne włosy, a drugą ręką sięgnął po swój portfel. Tak samo jak wcześniejszy kawałek papierka, niedbale umieścił kilka banknotów na stole i powoli wstał. Jego obserwatorzy z uwagą podziwiali powolne ruchy tego opanowanego człowieka, który na twarzy nie ukazywał ani grama urazy. Ostatni raz spoglądając na znienawidzonych przez siebie ludzi, powiedział:

- Niech Pani weźmie te pieniądze i nie oczekuję, że kiedykolwiek się tu ukaże.- spojrzał pusto na przerażoną do granic możliwości kelnerkę.- Adieu pour toujour, madam et monsieur.

Całej sytuacji nie obserwowała jednak tylko nieudolna w tym momencie kelnerka. Jung Yoonoh przypatrywał się z ciekawością mężczyźnie. Podziwiają opanowanie rysownika wyraźnie lubującego aromatyczną kawę wiedział, że ma do czynienia z wyjątkowo zimnym, bezwzględnym człowiekiem. Gdyby mógłby go z czymś utożsamić, posunąłby się do stwierdzenia, że przypominał szarawy kolor płynącej niedaleko nich Tamizy, a jego oddalająca się postać nieskończenie zatapiała się w urokliwym mieście.

Barczysty mężczyzną będący pod wyraźnym wrażeniem odprowadzał nieznajomego wzrokiem. Wpatrując się w widok przed sobą, w jego myślach odbijał się głos z idealnym zmysłowym, francuskim akcentem.

ILLEGAL BUSSINES (NCT, WAYV)Where stories live. Discover now