10

8 1 0
                                    

Przy okazji chylącej się ku końcowi opowieści, wszyscy usiedli po turecku na ziemi, kładąc po środku kolejną kasetkę z czarno-białymi zdjęciami. Tania starała się dokładnie obejrzeć je wszystkie, choć za światło robiło im już tylko parę naprędce znalezionych świeczek i latarka z telefonu Mike'a. Słońce nie zaszło całkowicie, ale było temu bliskie - w pomieszczeniach panował półmrok. Nie miała pewności, czy w ogóle wolno im przebywać w starym mieście do tak później godziny, ale skoro babcia nie okazywała zniecierpliwienia, Tania nie zamierzała pierwsza narzekać. Przyszli tu pod jej opieką, musiała dobrze znać zasady. Taką przynajmniej miała nadzieję.
— Serio mówisz, babcia? — wymamrotał Mike, któremu chyba gorzej przychodziło siedzenie w chłodzie; trząsł się pod grubą bluzą i co rusz oświetlał odległe rogi pokoju, jakby spodziewał się, że spod spływającej tapety wyskoczy zaklęty w rusztowaniu upiór. — Okropna historia, ja bym czegoś takiego nie zrobił. Naprawdę odrąbał sobie dwa palce?
Tania wyciągnęła ze stosiku jeszcze jedno zdjęcie i podsunęła je prawie pod płomyk świecy, by dobrze przyjrzeć się tancerzom na scenie. Constantine zastygła tutaj w piruecie, jej loki frunęły w powietrzu. Lavalle wyciągał dłoń, jakby chciał ją odepchnąć. Rękę miał skrępowaną bandażem, który na fotografii trudno było rozróżnić od białej skóry. I naprawdę wyglądało to na ciało pozbawione dwóch palców.
— I co, i kupili to? Że przypadkiem mu maszyna na praktykach odcięła palce? To trochę naciągane. No i bardzo ryzykowne. Nie bał się, że umrze na sepsę albo od wykrwawienia? — Tania przygryzła usta, owijając się ciaśniej ramionami.
— Może się nie bał, może było mu wszystko jedno — odparła babcia, gmerając przy starym telewizorze. — Nie wiem, czy "kupili" to właściwe słowo. Instruktorzy z Kapitolu w ogóle nie brali pod uwagę, że mogą kogoś przyjąć na ostatnią chwilę. Jedna z nich, Moria, powiedziała nawet, że zamiast na tancerza, powinien próbować u krawcowej, to może kiedyś przyszyje sobie nowe palce — Westchnęła cicho. — Ale dostał list referencji od kierownika produkcji, który po tym wypadku musiał wstrzymać pracę całej zmiany do wieczora i twierdził, że absolutnie nie chce takiej ciamajdy. Nawet ojciec Lavalle'a przyszedł do szkoły i prosił nauczycielkę o radę, co może jeszcze zrobić, żeby syn miał za co żyć w przyszłości. No to poszli we dwójkę do LaCosty, potem LaCosta do trenerów, a trenerzy uznali, że w takim razie niech spróbuje na jednej próbie włączyć się do choreografii. To miała być jego jedyna szansa, nie wierzyli, że mu się uda. Może gdyby nie był przygotowany... — Uśmiechnęła się łagodnie. — No ale wyszło. Zatańczył ten jeden występ i potem przyszedł na parę prób.
Tania przesunęła pękniętym paznokciem po zastygłej twarzy uśmiechniętego z entuzjazmem chłopca, a potem znów spojrzała na babcię.
— Czemu tylko kilka? Skoro mu się udało, spełnił marzenie, to chyba powinien zostać.
Mike burknął coś pod nosem o "gównianych marzeniach", a babcia wstała i otrzepała spódnicę.
— To nie takie proste, słoneczko. Zrobił sobie poważną krzywdę i się za to doigrał. Parę tygodni później miał już zakażoną ranę, dwa miesiące spędził w łóżku. Odwiedzałam go cały czas, opowiadałam o tym, co tańczymy. Prosił mnie o to bardzo, nie chciał zostawać w tyle.
Machnęła na nich ręką; przyjęli to jako sygnał, że najwyższy czas się zbierać. Tania wsunęła zdjęcia do kasetki, zamknęła ją i schowała do większej kieszeni. Świeczki zdmuchnęli razem z bratem, zaciągając się wonią dymu, która dziwacznie mieszała się z obecnym w pokoju wieloletnim kurzem.
— A co było później? — nagabywała Tania, gdy już zamknęli za sobą drzwi mieszkania.
Wiatr wył i szarpał ich za włosy, metalowe schody zdawały się drżeć pod stopami. W gasnącym świetle dnia miasto było przerażające, zdawało się jeszcze bardziej opuszczone niż zwykle. Jakby nie tylko w tych budynkach nie mieszkali już ludzie, ale cały świat nagle opustoszał i uczynił ich trójkę ostatnimi mieszkańcami ziemi. Nie mogła się doczekać aż wróci do jasnego, głośnego domu.
Najpierw jednak chciała wiedzieć.
— Później zamknęli teatr — odparła babcia, wpychając żylaste dłonie pod poły naprędce zarzuconego płaszcza. Mike westchnął, ale Tania milczała. — Na następnych Dożynkach pani Kim zupełnie wyzbyła się ogłady i zaatakowała jednego ze Strażników. Zamknęli ją za to w więzieniu, gdzie niedługo potem zmarła. Doktor więzienny twierdził, że chorowała na nowotwór płuc, który produkował jakieś hormony i dlatego zwariowała. Nie wiem, czy to prawda. — Równie dobrze mogli ją zabić, pomyślała Tania, lecz nie powiedziała tego na głos. — Mieliśmy trenerów jeszcze przez miesiąc, potem wyjechali. Kapitol się nami znudził. Nie było nikogo, kto mógłby podtrzymać ich ciekawość. Część dziewczyn wylądowała na ulicy, część w więzieniu, bo chciały mieć tam materac do spania. Mi się poszczęściło, zamieszkałam z siostrą i zajmowałam się jej dziećmi. Do wojny, rzecz jasna.
— Wujkiem Clementem i ciocią Ann? — zapytał Mike ze zdziwieniem, mając na myśli ich dalszych krewnych, którzy mieszkali teraz w dawnym Dystrykcie Trzecim, oboje pracując w firmie informatycznej.
Przez chwilę nikt nic nie mówił, tak mocno skupili się na tym, by pewnie chwytać barierkę i uważać na co bardziej skrzypiące stopnie. Wreszcie musiało jednak paść pytanie, które od dłuższego czasu zdawało się wisieć w powietrzu.
Bo przecież ani ona ani Mike nigdy wcześniej nie słyszeli o żadnym Lavalle'u. Rodzice też o nim nie wspominali.
— Co się stało z...? — Odważyła się szepnąć.
Babcia wcięła jej się w słowo, zanim zdążyłaby dokończyć.
— Wybrali go na tamtych dożynkach i więcej się nie widzieliśmy.
— Ach. Rozumiem.
Nagły podmuch silnego wiatru przycisnął ich do ściany bloku. Schody zgrzytnęły i zapiszczały. W oddali zawyły syreny ostrzegawcze, pewnie zauważono ich nieobecność. Tania wyszukała w kieszeni maskę jednorazową i wsunęła ją na nos. Nie wiedziała, o co jeszcze mogłaby zapytać, co powiedzieć. Nie miała nawet pewności, jak nazwać tę ściskającą w piersi emocję, dopóki nie usłyszała za plecami stłumionego głosu brata.
— Dziwnie. — wymamrotał.
Tania zatrzymała się na moment, przesunęła śliską dłonią po barierce. A potem w milczeniu skinęła głową.

KONIEC

Kukiełki Kapitolu [D6]Where stories live. Discover now