Rozdział 2

11 1 0
                                    

Rozdział 2

Arabumelu

   Miejsce: Droga do Arabumelu, centralne tereny pustyni Aioła.

   Czas: Kilka godzin po północy.

   „Choć cały czas jesteśmy w drodze, zaczyna mi się robić naprawdę zimno. Mniejsza. Razem z Sabaką ustaliłyśmy, że naszym priorytetem jest znalezienie i zniszczenie Zwiastuna i jego załogi. Załogi składającej się z setek żołnierzy. Hę... Jak tak teraz o tym myślę, mam wrażenie, że ten plan może nie mieć za wysokich szans na powodzenie... Co tyczy się Allaroy i Stalowego... poszukamy ich później, o ile jeszcze żyją. Uznałyśmy, że życia wielu setek warte są więcej od zaledwie dwójki, nawet jeśli mieliby być naszymi najlepszymi przyjaciółmi" – pamiętnik Neigh Nigh.

   Arabumelu – Miasto Magów, którego tylko jedna dziesiąta przetrwała Trzecią Wojnę... Jego ogromne mury (których tylko wschodnia część zachowała się do dziś) widać było już z daleka. Szkoda, że zanim do niego dotarłyśmy, minąć miało jeszcze sporo czasu.

   Sabaka i ja cały czas pozostawałyśmy w ruchu. Nie zatrzymywałyśmy się ani na moment. No może tylko, żeby załatwić potrzeby fizjologiczne. Zmęczenie, które odczuwałyśmy już i tak sporo wcześniej, powoli zaczynało przejmować nad nami kontrolę. Oczy zaczęły się nam kleić, nogi odmawiać posłuszeństwa. Na szczęście miałam jeszcze przy sobie kilka tabletek Przyspieszacza, którego kofeinowo-amfetamino-ekstazowy skład nieźle pobudzał do działania. Sama wzięłam jedną dawkę, ale Sabaka odmówiła narkotyku, tłumacząc, że nie zamierzała skończyć jak jej biologiczni rodzice, którzy zmarli z przedawkowania. Doskonale wiedziałam, co miała na myśli, i postanowiłam uszanować jej decyzję. Dlatego też rozdrobniłam jedną pigułkę na proszek i wsypałam ją do butelki brudnej wody, którą podałam dziewczynie, gdy zachciało jej się pić – nie mogłam przecież pozwolić, żeby podczas naszego marszu zaczęła zasypiać i padła nieprzytomna na podłogę.

   Minęła kolejna godzina naszej podróży. Szłyśmy już naprawdę długo, ale „magicznym zrządzeniem losu", jak to powiedziała Sabaka, zmęczenie nie dotykało nas aż tak bardzo (chwała temu, kto wymyślił Przyspieszacz!).

   W pewnym momencie naszego tułania, za jedną z ruchomych wydm, zauważyłyśmy kilka drewnianych, prowizorycznych chatek. Na zewnątrz jednej z nich znajdowało się kilku mężczyzn ubranych w zbroje Jeźdźców Pustyni. Stali oni obok przedwojennych motocykli, których ten gang od dawien dawna używał jako środka transportu. Choć byli dość daleko, dzięki naszym nadajnikom, które, jak się okazało, mogły wzmacniać przychodzące dźwięki, usłyszałyśmy strzępki ich rozmowy:

   — Na serio, Mateo? — spytał jeden po wzięciu potężnego bucha z jakiejś fajki.

   — Ta, gościu. Akcja zacznie się równo ze świtem. — Zaśmiał się jego grubszy kolega.

   — No, to trzeba będzie się zbierać, panowie — odezwał się trzeci, wstrzykujący sobie w żyłę zawartość żółtej strzykawki, najprawdopodobniej Skupiacza.

   — Będzie zbieranie robione, tylko daj dopalić, no. — Pierwszy wydmuchał trzeciemu dym w usta.

   — To się pospiesz, Matias, patałachu. — Ten ze strzykawką odgonił od siebie chmurę. — Pójdę zawołać resztę i powiem im, że już pora. Aaa! Aż nie mogę się doczekać, kiedy rozniesiemy to Arabumelu w drobny mak!

   — Będzie nas tam tylko siedemdziesięciu iluś bandytów – to może nie być takie łatwe, Wojtas — wtrącił się gruby Mateo.

   — Gówno się znasz, tłusty wieprzu. — Wojtas odszedł od reszty i skierował się do jednej z kilku chatek stojących obok.

Zgliszcza XelyriiWhere stories live. Discover now