Rozdział 4

6 0 0
                                    

Rozdział 4

Obóz Grabieżców

   Miejsce: ???

   Czas: Kilka godzin przed świtem.

   „Ooo... Moja głowa... Znowu..." – cytat Neigh Nigh.

   Strata czucia w nogach. Strata czucia w rękach. Głucha cisza. Przenikliwa ciemność.

   Nic nie czujesz. Nic nie słyszysz. Nic nie widzisz. Na końcu tracisz zmysły.

   Potem budzisz się w nieznanym miejscu.

   — Umm... Halo? Nic ci nie jest? — Usłyszałam cichy głos Toniego.

   Leżałam na czymś. Było mi zimno i coś uwierało mnie w plecy. Nie chciałam wstawać ani otwierać oczu; nie chciałam sprawdzać, czy było już po mnie.

   — Prze-przecież widzę, że nie śpisz. Wszystko w-w porządku?

   „Ech, czyli jednak żyję... — pomyślałam zawiedziona i otworzyłam oczy."

   Miałam rację: jeszcze nie trafiłam na tamten świat.

   — Cholera... — wyszeptałam i wstałam przy pomocy robota. — Toni, gdzie my jeste...? Sabaka!— Nie dokończyłam; myśl o krwawiącej dziewczynie przejęła nade mną kontrolę. — Gdzie jest Sabaka?! — Strwożona, histerycznie zaczęłam rozglądać się dookoła. Zdałam sobie wtedy sprawę, że znajdowaliśmy się na jakimś wysypisku śmieci. Cudnie wręcz...

   — Sabaka? Ma-mała dziewczyna bez dłoni? — spytał robot, zacinając się przy tym jak zwykle. — Opatrzyłem ją i położyłem na starej kanapie — Wskazał ręką na niewielkie wzniesienie z odpadów — za tą gór...

   — Mała, już biegnę! — krzyknęłam i momentalnie puściłam się w bieg w kierunku, który mi wskazał.

   — A-ale nie przeciążaj prawej ręki! Ledwie skończyłem ci zakładać opa-opatrunek! — wrzasnął za mną.

   Choć biegłam przez nawały różnych odpadków, śmieci, starej elektroniki, opon i mebli, nawet ich nie zauważałam – w mojej głowie była tylko Sabaka.

   Gdy do niej dobiegłam, ta leżała na jakimś łóżku. Toni miał rację – spała. Wyglądała tak słodko i niewinnie... To niesprawiedliwie, że tak krucha i delikatna osóbka musiała żyć w tak niebezpiecznym i okrutnym świecie...

   — Śpij, mała... — wyszeptałam, zakładając jej za uszko kosmyk włosów, który zaplątał się jej na twarzy. — Xelyrio, że też to musiało ci się przytrafić... — Kucnęłam obok niej i bliżej zaczęłam przyglądać się jej zabandażowanemu kikutowi. — Wiem, jak to jest stracić część siebie... — westchnęłam, przypominając sobie czasy młodości, gdy w starej bazie głównej Ostrzy, w której stacjonowałam, umm, zdarzył się pewien... wypadek...

Retrospekcja

   — Co tam się, do cholery, dzie-eje?!... *Khe-khe* — Tłusty generał Kuj zaczął krztusić się swoim lukrowanym pączkiem.

   — Panie generale! — krzyknął jakiś szeregowiec wpatrujący się w ekran z różnego rodzaju danymi. — To ten przedwojenny satelita!... Spótnik 1!... On...! On...! ON...!

   — ZARAZ W NAS PRZYPIERDOLI! WYJEBIE NAS WSZYSTKICH W PIZDU, KURWA JEGO MAĆ! — odezwał się drugi, a gdy skończył, upadł nieprzytomny na podłogę.

   — Na Mistrza! — Usłyszawszy to, tłusty generał spadł z krzesła. — Ile mamy czasu, zanim w nas pierdolnie?! — zapytał, panicznie pakując do kieszeni płaszcza ostatki ciastek z pudełka.

Zgliszcza XelyriiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz