Powoli otworzyłem oczy, moje zmysły potrzebowały chwili, aby się otrząsnąć.
Wiedziałem, że jestem w białym pokoju; na łóżku. Moje oczy skanowały pokój, czekając, aż reszta mojego ciała się obudzi.
- Nie śpisz. - Ta terapeutka, Jane , prawda?
Zaczęła migać światłem tam i z powrotem między moimi oczami.
- Serio ? Kurwa nie wiedziałem - warknąłem; mój głos był ochrypły przez brak użycia.
Przewróciła oczami, naciskając kilka przycisków na monitorze obok niej.
- Czy pamiętasz, co się stało? - Usiadłem, z głową wolną od głosów.
Na razie.
Kiedy głosy się rozeszły, zwykle oznaczało to, że muszą mówić.
- Wybuchnąłem - Moje ręce odgarnęły loki.
- Tak. Zrobiłeś to. Przestraszyłeś Hazel. - Mruknęła, potrząsając głową.
Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że mam na nadgarstku cienką papierową bransoletkę.
- Ach cholera... - wymamrotałem, wiedząc, że będę musiał stawić czoła jej pytaniom.
- Wiesz, dlaczego tak się dzieje, prawda? - Przestała klikać na komputerze i odwróciła się do mnie.
- Tak. - wypuściłem powietrze, zginając palce u nóg.
Miałem na sobie tylko białą szatę, a pod nią moje bokserki.
- Czy mogę już iść? - próbowałem wstać, ale moja ręka była przykuta do krawędzi łóżka.
- Jeszcze nie. - nacisnęła guzik na łóżku i ustawiła je tak, abym czuł się wygodniej.
- Co mówiły głosy, Harry? - na jej czole pojawiła się głęboka zmarszczka.
- O co ci chodzi? - ostro splunąłem.
- We śnie. Powiedziałeś, że głosy idą po ciebie. Że nie możesz powstrzymać swoich działań. - zmrużyła oczy, domagając się informacji.
- Tak. Nie mogę nic na to poradzić. Oni mi to zrobili. Nic mi nie było, dopóki nie położyli na mnie swoich brudnych rąk - zacisnąłem pięść.
- Dobra. Ale co mówiły głosy? - pochyliła się w swoim małym krzesełku.
- Nie mogę ci tego powiedzieć. - uśmiechnąłem się, widząc irytację w jej oczach.
- W porządku. - zsunęła się z krzesła i podeszła do drzwi.
- Nie możesz mnie tu zostawić samego! - zaprotestowałem, wpatrując się w nią.
- Nie zamierzam. - jej ręka otworzyła drzwi, ukazując Hazel.
- Hazel... - wypuściłem powietrze, widząc jej zdenerwowaną postać.
Jane szepnęła jej coś do ucha i wcisnęła jej coś do ręki, po czym odeszła.
Nie wiedziałem, co powiedzieć ani jak zareagować, więc tylko patrzyłem na mojego anioła. Żadne z nas nic nie powiedziało.Przeszła przez pokój, jej oczy odmówiły spotkania się z moimi, gdy usiadła obok mnie.
- Naprawdę mnie przestraszyłeś. - w końcu mruknęła, a jej oczy nieśmiało napotkały moje.
- Aniołku, przepraszam. Nie chciałem. Powinienem był tam być, żeby cię chronić. - położyłem dłoń na moim policzku, powodując, że z wahaniem ustąpiła.
![](https://img.wattpad.com/cover/257406585-288-k322585.jpg)
YOU ARE READING
Requiem (Psycho Harry) // TŁUMACZENIE
FanfictionHarry Edward Styles. Pokój 402 w Zakładzie Psychiatrycznym Eastwood. Znany z doprowadzania swoich ofiar do psychozy. Należy obchodzić się z nim z najwyższą ostrożnością. Autor oryginału : @BeyondHarry Zgoda na tłumaczenie : tak Start publikacji...