- Więc, co dokładnie się stało? - Tego popołudnia siedziałam w gabinecie swojej szefowej.
Moje dłonie były spocone i nie byłam wstanie posłać jej pewnego siebie spojrzenia.
- Ja hm.., weszłam do stołówki z Harrym - odchrząknęłam, wycierając ręce w dół sukienki. - A potem podszedł po jedzenie, a Gale stanął mu na drodze. Nie słyszałam dokładnie, jak przebiegła konwersacja, ale Harry był zły. Więc podeszłam do nich, żeby to załagodzić i skończyło się na bójce. Harry... Harry zaatakował Gale'a, po tym, jak Gale powiedział coś, co go sprowokowało, a potem wszyscy inni zaczęli ze sobą walczyć. Więc odciągnęłam go i uśpiłam. - zauważyłam podejrzliwość w jej oczach.
- Harry Styles nie może być okiełznany przez dwóch strażników, a jednak poradziłaś sobie z nim? - Moje serce dudniło.
- Cóż, był w dość łatwej pozycji, żeby go uśpić. Był na szczycie, dusząc Gale'a.Zaczęłam się bać, gdy między nami zapadła cisza, którą przerywał dźwięk tykania zegara w kształcie głupiego kota.
- Stan Gale'a jest stabilny, ale Harry złapał go dosyć mocno. Wielu pracowników zgłosiło, że rozpoczął walkę bez powodu. - upiła łyk herbaty.
- Nie, nie, to nieprawda. Gale nazwał go mordercą i psycholem, a Harry się odwrócił. - zdałam sobie sprawę, że zaczynam błagać o jego niewinność.
- Obie te rzeczy są prawdziwe, panno Wilder. Inaczej Harry Edward Styles nie byłby w tym azylu. Widziałaś, jak się złamał. - odstawiła kubek, trzymając go.
- No cóż, jestem pewna, że by tego nie zrobił, gdyby Gale nie powiedział takich rzeczy. - powolny uśmieszek pojawił się na jej twarzy, sprawiając, że poczułam się nieswojo.
Co... o czym ona myślała? Zaczęłam wpadać w paranoję.
- Marcus - odwróciłam się do strażnika, który stał przy drzwiach. - Przyprowadź pana Stylesa. - przełknęłam na słowa pani Harrison.
Drzwi się otworzyły, a ciszę przerwał walczący Harry. Boże, to spowodowało ból w moim sercu.
Jego włosy były w nieładzie, podobnie jak kombinezon. Zamek był rozpięty do połowy; pocił się.- Zostaw mnie - mruknął, gdy jego ręce były skute za plecami, gdy był wciągany przez strażników do pomieszczenia. Został popchnięty na krzesło obok mnie, powodując wzburzone westchnienie, które wyszło z jego ust.
- Dzień dobry panno Wilder, dzień dobry pani Harrison. - skinął nam obu głową, po czym cofnął się, jakby nic się nie stało.
Jego oczy przeskanowały pokój, powodując, że zrobiłam to samo. Ściany pomalowane były na jasnoróżowo, a za nami stał wielki mahoniowy regał, który pasował do jej ogromnego biurka z różowym dywanikiem pod nim.
Zamknęłam oczy, by nie wzdrygnąć się, słysząc uśmiech Harry'ego.
- Nie wiem, z czego się śmiejesz. - Pani Harrison mówiła spokojnie.
- Och, po prostu uważam to za zabawne, że jestem obwiniany o coś, czego nie zacząłem. - Harry wzruszył ramionami.
Co ja mu mówiłam ?!
- Mówię ci teraz, Harry, tylko pogarszasz swoją sytuację. - moje oczy rozszerzyły się lekko na surowy głos pani Harrison.
- Jak mogę to pogarszać? - zaśmiał się, wyraźnie sfrustrowany.
- Po prostu nie rozumiesz, prawda? - Pani Harrison uśmiechnęła się do niego.
- Nie, nie wiem. Czy mogłabyś mi to wyjaśnić ? - odpowiedział uśmiechem.
- Użyłeś przemocy wobec członka personelu i wywołałeś zamieszki. Dlatego zostaniesz ukarany. - odsunęła się od krzesła i podeszła do metalowej szafki na końcu pokoju.
![](https://img.wattpad.com/cover/257406585-288-k322585.jpg)
YOU ARE READING
Requiem (Psycho Harry) // TŁUMACZENIE
FanfictionHarry Edward Styles. Pokój 402 w Zakładzie Psychiatrycznym Eastwood. Znany z doprowadzania swoich ofiar do psychozy. Należy obchodzić się z nim z najwyższą ostrożnością. Autor oryginału : @BeyondHarry Zgoda na tłumaczenie : tak Start publikacji...