~17~

153 9 4
                                    

- Więc, co dokładnie się stało?  - Tego popołudnia siedziałam w gabinecie swojej szefowej.  

Moje dłonie były spocone i nie byłam wstanie posłać jej pewnego siebie spojrzenia.  

- Ja hm.., weszłam do stołówki z Harrym - odchrząknęłam, wycierając ręce w dół sukienki.  - A potem podszedł po jedzenie, a Gale stanął mu na drodze. Nie słyszałam dokładnie, jak przebiegła konwersacja, ale Harry był zły. Więc podeszłam do nich, żeby to załagodzić i skończyło się na bójce. Harry... Harry zaatakował Gale'a, po tym, jak Gale powiedział coś, co go sprowokowało, a potem wszyscy inni zaczęli ze sobą walczyć. Więc odciągnęłam go i uśpiłam. -  zauważyłam podejrzliwość w jej oczach.  

- Harry Styles nie może być okiełznany przez dwóch strażników, a jednak poradziłaś sobie z nim? - Moje serce dudniło.

- Cóż, był w dość łatwej pozycji, żeby go uśpić. Był na szczycie, dusząc Gale'a.  

Zaczęłam się bać, gdy między nami zapadła cisza, którą przerywał dźwięk tykania zegara w kształcie głupiego kota.  

- Stan Gale'a jest stabilny, ale Harry złapał go dosyć mocno. Wielu pracowników zgłosiło, że rozpoczął walkę bez powodu. - upiła łyk herbaty.  

- Nie, nie, to nieprawda. Gale nazwał go mordercą i psycholem, a Harry się odwrócił. - zdałam sobie sprawę, że zaczynam błagać o jego niewinność.  

- Obie te rzeczy są prawdziwe, panno Wilder. Inaczej Harry Edward Styles nie byłby w tym azylu. Widziałaś, jak się złamał. - odstawiła kubek, trzymając go.  

- No cóż, jestem pewna, że by tego nie zrobił, gdyby Gale nie powiedział takich rzeczy. - powolny uśmieszek pojawił się na jej twarzy, sprawiając, że poczułam się nieswojo.  

Co... o czym ona myślała?  Zaczęłam wpadać w paranoję.  

- Marcus - odwróciłam się do strażnika, który stał przy drzwiach. - Przyprowadź pana Stylesa. - przełknęłam na słowa pani Harrison.  

Drzwi się otworzyły, a ciszę przerwał walczący Harry.  Boże, to spowodowało ból w moim sercu. 
 Jego włosy były w nieładzie, podobnie jak kombinezon.  Zamek był rozpięty do połowy; pocił się.

- Zostaw mnie -  mruknął, gdy jego ręce były skute za plecami, gdy był wciągany przez strażników do pomieszczenia.  Został popchnięty na krzesło obok mnie, powodując wzburzone westchnienie, które wyszło z jego ust.  

- Dzień dobry panno Wilder, dzień dobry pani Harrison. - skinął nam obu głową, po czym cofnął się, jakby nic się nie stało.  

Jego oczy przeskanowały pokój, powodując, że zrobiłam to samo.  Ściany pomalowane były na jasnoróżowo, a za nami stał wielki mahoniowy regał, który pasował do jej ogromnego biurka z różowym dywanikiem pod nim.

Zamknęłam oczy, by nie wzdrygnąć się, słysząc uśmiech Harry'ego.  

- Nie wiem, z czego się śmiejesz. - Pani Harrison mówiła spokojnie.  

- Och, po prostu uważam to za zabawne, że jestem obwiniany o coś, czego nie zacząłem. - Harry wzruszył ramionami.  

Co ja mu mówiłam ?!   

- Mówię ci teraz, Harry, tylko pogarszasz swoją sytuację. - moje oczy rozszerzyły się lekko na surowy głos pani Harrison.  

- Jak mogę to pogarszać? - zaśmiał się, wyraźnie sfrustrowany.  

- Po prostu nie rozumiesz, prawda? - Pani Harrison uśmiechnęła się do niego.  

- Nie, nie wiem. Czy mogłabyś mi to wyjaśnić ? - odpowiedział uśmiechem.

- Użyłeś przemocy wobec członka personelu i wywołałeś zamieszki. Dlatego zostaniesz ukarany. -  odsunęła się od krzesła i podeszła do metalowej szafki na końcu pokoju.  

Requiem (Psycho Harry) // TŁUMACZENIEWhere stories live. Discover now