Prolog

76 8 5
                                    

Długo czekałam na ten dzień. Dzień, w którym wreszcie będę mogła dołączyć do osób, które przez lata obserwowałam. Wiedziałam dokładnie kto, jak ma na imię oraz, w którym skrzydle się uczy. Przez te wszystkie lata niczego nie pragnęłam bardziej niż dołączenia do nich. Używanie magii, kiedy chcę, było piękną perspektywą, do tego poznawanie ludzi podobnych do mnie. Chciałam gdzieś przynależeć, być częścią czegoś większego. Moje marzenie miało spełnić się właśnie dzisiaj. Za kilka miesięcy kończę 17 lat, ale już dzisiaj rozpoczynam nowy rok szkolny w miejscu, w którym spędziłam większość swojego życia.

Godziny mijały zbyt szybko, nie byłam gotowa ani troszkę. Siedziałam przy toaletce, wpatrując się w swoje odbicie. Nie miałam problemów z tym, jak wyglądałam, ponieważ, muszę przyznać nieskromnie, natura obdarzyła mnie obficie. Rozczesałam włosy i lekko pokręciłam końce, zrobiłam makijaż moimi ulubionymi brązowymi i złotymi cieniami, ale ten dzisiejszy był odrobinę bardziej rzucający się w oczy. Spojrzałam w odbicie jeszcze raz i byłam zadowolona, to co zobaczyłam, było idealne, szkoda tylko, że wygląd nie odzwierciedlał mojego charakteru, wyglądałam na grzeczną dziewczynę z sąsiedztwa, która w trudnych chwilach służy radą i pomocą. Natomiast rzeczywistość była całkiem inna.

Jasne, prawie platynowe, długie włosy opadały luźno i dobrze grały z zielonymi, dużymi oczami, które podkreślone były przez makijaż. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam na krześle w stronę ogromnego sypialnianego łóżka pod oknem. Leżał na nim mundurek, który miałam zaraz założyć. Składał się z białej koszuli z długim rękawem, czarnej marynarki ozdobionej złotym logo szkoły oraz złoto-czarnej spódniczki w kratkę. Szkoła była nowoczesna, odchodzono już od długich tog, które plątały się pod stopami i całe szczęście, ponieważ do tego kompletu łatwiej było znaleźć dodatki. Wzięłam czarną opaskę na włosy, która była częścią mundurku i znalazłam czarne baleriny pasujące do całości. Ubrałam komplet i przejrzałam się w lustrze, było tak, jak sobie zaplanowałam. Mundurek ludzi ze szkoły różnił się kolorem w zależności od specjalności, jaką posiadali, a mianowicie żywioł ziemi, zamiast złotych dodatków miał zielone, woda niebieskie, ogień czerwone, a powietrze szare.

Dzisiejszy dzień miał wyglądać jak typowe rozpoczęcie roku, przemówienie dyrektora Andersona, następnie oprowadzanie po szkole i przydział pokoi, natomiast jutro miała rozpocząć się reszta mojego życia. Wzięłam małą czarną torebkę i wyszłam z pokoju do ogromnej sali, gdzie wszyscy mieliśmy się spotkać, rozpoczęcie roku to jedna z niewielu okazji, żeby zobaczyć uczniów wszystkich skrzydeł szkolnych w jednym miejscu.

Schodziłam po krętych, masywnych schodach i z każdym pokonanym stopniem stresowałam się coraz bardziej. Znalazłam się na samym dole w zawrotnym tempie i skierowałam się w dobrze znanym kierunku, wiedziałam dokładnie, gdzie, co się znajduje. Wchodząc do środka, miałam wrażenie, że wszyscy oprócz mnie już tam są, a to prawdopodobnie była tylko garstka ludzi, którzy mieli dołączyć. Sala była ogromna, przypominała salę wykładową, na środku stał długi stół, przy którym mieli zasiąść nauczyciele, a druga część sali to ławki, które tworzyły półkole i pięły się w górę po ścianie tak, że trzeba było wchodzić po schodach, żeby dostać się na miejsce wyżej, oczywiście podzielone były na pięć części. Rozejrzałam się, a moje momentalnie zaczęły się trząść, zapomniałam, że nie przebywałam w towarzystwie tylu ludzi już wiele lat. Znalazłam sobie miejsce wśród osób ubranych w moje kolory i zajęłam je. Długo nie trzeba było czekać na to, żeby wszystkie wolne miejsca zostały zajęte, a dyrektor zaczął przemawiać.

    — Witajcie! — prawie krzyknął podstarzały, siwy mężczyzna, stojąc na środku przy mównicy. — Na początek, powitajmy nowych uczniów — powiedział i rozłożył ręce, jakby chciał pokazać, jak wielu nas jest. Następnie opowiadał o historii szkoły i o tym, czego będziemy się tutaj uczyć, wspomniał także o tym, że na świecie istnieje wiele szkół magii.

Dyrektor mówił o tym, że każda szkoła ma inne metody nauki oraz inaczej przebiega w nich tok nauczania. Różnią się też magią, której uczą i systemem rekrutacji. Omówił krótko zasady panujące w szkole i internatach, powtórzył chyba ze trzy razy, że za nakrycie chłopaka u dziewczyny w pokoju i na odwrót, kończy się surową karą. Wspomniał także o tym, że uczniowie różnych żywiołów nie powinni zbyt często się spotykać, a już na pewno nie wchodzić ze sobą w głębsze relacje. Kiedy skończył, kazał rozejść się starszym uczniom do swoich internatów, a pierwszorocznym zostać na miejscach. Sala praktycznie się opróżniła, w tym roku było nas znacznie mniej niż dotychczas.

    — Teraz zostaniecie oprowadzeni po szkole, uważnie słuchajcie przewodników, budynek skrywa sekrety — powiedział, dosyć tajemniczym tonem — Kornelia Parker! — zamarłam — Proszę, oprowadź swoją grupę po waszym skrzydle, następnie zgłoście się do pani Harris o przydział do pokoi — dodał i zwrócił się już do kogoś innego, zanim zdążyłam zaprotestować. 

Miałam nadzieję, że moje nocne wycieczki po szkole nie były zauważone, dzięki czemu zaczynam z czystą kartą, ale nie mogłam się bardziej pomylić.

    — No...dobrze — odwróciłam się w stronę grupy, która patrzyła na mnie jak na kretynkę, pewnie zadawali sobie w głowach miliony pytań, skąd znam szkołę, kim jestem i co tutaj robię — Zacznijmy od holu — dodałam i poszłam przodem, unikając spojrzeń, które sprawiały, że cała moja pewność siebie znikała.

Wyszliśmy na długi i szeroki korytarz, w którym stały ogromne posągi przedstawiające poprzednich dyrektorów szkoły, stanęłam pośrodku, a grupka osób otoczyła mnie. Nie wiedziałam jak się zachować, a to nie było do mnie podobne. Postanowiłam trochę zażartować na rozluźnienie.

    — Jeżeli tutaj jesteście to zapewne, tak jak ja, nie dostaliście listu z Hogwartu — uśmiechnęłam się, mówiąc ostatnie słowa, ale nie podziałało — To wcale nie oznacza, że was tam nie chcą, to oznacza, że ta szkoła jest odpowiednia do waszych umiejętności, możecie mieć żal, że wasze rodzeństwo, znajomi dostali list, ale gwarantuję, że nie zawiedziecie się na Szkole Księżyca — powiedziałam z pewnością w głosie, na podstawie tego, co zaobserwowałam i ile rozmów uczniów podsłuchałam. Reakcje grupy były różne od ziewania po zachwyt tym, co mówiłam, niektórzy być może nawet odzyskali nadzieję na to, że inne szkoły też są dobre i wychodzi się z nich jako potężny mag.

     — Czemu tu jesteś? — niemal od razu rozbrzmiało pytanie od chłopaka, który przyglądał mi się najbardziej ze wszystkich — Skąd tyle wiesz o szkole?


    — Mieszkam tutaj — lekko się zirytowałam, ale odpowiedziałam najspokojniej, jak potrafiłam.

    — Obejrzyjmy teraz niektóre sale lekcyjne — dodałam szybko.

    — Co to znaczy mieszkasz? Jesteś na drugim roku? — zapytała tym razem niska dziewczyna o krótkich, czarnych włosach — Nie zdałaś? - dodała lekko prześmiewczym tonem, a we mnie się zagotowało.

   — Mieszkam tutaj od kilku lat, ta szkoła to mój dom, znam jej każdy zakątek i dlatego zostaliście przydzieleni do mnie, jeżeli się nie podoba, proszę, możecie odejść — zadawali mi pytania, na które sama chciałabym znać odpowiedzi. Wiedziałam, że dokładnie tak będzie, kiedy tylko wszystko się wyda. Nie wiedziałam, dlaczego profesor Anderson wyznaczył mnie do tego zadania, ale to był zły pomysł.

    — Kontynuuj — odezwał się w końcu chłopak o oczach tak niebieskich, że było je widać nawet w słabo oświetlonym korytarzu. Samym wzrokiem byłby w stanie zabić, co odrobinę mnie przerażało. Pytania ustały, a ja byłam mu wdzięczna, może jednak jakoś uda mi się przeżyć dzisiejszy dzień.

    — Tak więc... — kontynuowałam oprowadzanie, opowiedziałam im tyle, co wiedziałam i wydawało się, że ich to nawet interesowało, całe szczęście. Ostatecznie skierowaliśmy się do opiekunki naszego skrzydła, pani Harris po przydział pokoi. Wiedziałam, że będę mieszkać sama, tak jak dotychczas w moim własnym pokoju, co bardzo mnie cieszyło, lubiłam towarzystwo ludzi, ale to do samotności byłam przyzwyczajona.

Starsza pani wyłoniła się z jednego z pomieszczeń z teczką w jednej i pękiem kluczy w drugiej ręce.

    — Dzień dobry moi drodzy — powiedziała nawet nie patrząc w naszą stronę, zajęta była czytaniem w teczce czegoś, co musiało być niesamowicie, ciekawe — Oto wasze klucze — dodała i zaczęła wymieniać po imieniu kolejne osoby, którym rozdawała także, plany zajęć — Kornelia Parker! — zmroziło mnie.

    — Pani profesor, ale...

    — Kornelio, weź klucz! —powiedziała kobieta i w tym samym momencie spojrzała bezpośrednio na mnie swoimi oczami czarnymi niczym noc, sprawiając, że krople zimnego potu spłynęły mi po plecach. Przerażona podeszłam do niej bez słowa, odbierając swój klucz i kartkę papieru. W tej chwili zrozumiałam, że już nic nie będzie takie jak dawniej.

Moon School - Szkoła KsiężycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz