Rozdział 26

544 30 4
                                    

Kolejny rozdział..... Mam nadzieję że wam się spodobał. Żyjecie w zdrowiu i pamiętajcie z nikim nie będziecie tak szczęśliwe niż z bogatym sugar daddym, a my widzimy się niedługo.....

Co zawsze mnie intrygowało. Jak jedno nieporozumienie, odmienne zdanie czy nawet dobre słowo w złym momencie może zniszczyć nawet bardzo mocną relacje dwóch osób.... Ale zacznijmy od początku....

Przez kilka dni się nie działo. Wiecie jak się to nazywa? Jest to cisza przed burzą. Każdy przeczuwa, że coś wisi w powietrzu tylko nikt nie wie, co.

Wstałam z łóżka, ubrałam się. Poszłam w stronę kuchni. Wzięłam ze sobą szkicownik, który kiedyś dostałam od Elijah. TAK rodzina Mikaelsonów przyzwyczaiła się do mojej obecność pozwalając mi wychodzić z pokoju. Oczywiście, co zapewne nikogo nie zdziwiło teraz rezydowałam w pokoju pierwotnego, co i dla mnie i dla niego było wygodniejsze.

Od razu nastawiłam ekspres na kawę. Bardzo mi tego przez jakiś czas brakowało. Delektując się napojem bogów nie zwracałam uwagę na nic, co działo się wokół mnie. Z niedopitą szklanką wyszłam na zadaszoną werandę. Usiadłam przy stoliku. Otworzyłam notatnik i zupełnie bez żadnego pomysłu zaczęłam na nim coś bazgrać. Gdy skończyłam spojrzałam krytycznie na obrazek. Przedstawiał on pokój, w którym spotkałam się z Ester i jej synem Finnem. Nie zbyt przyjemne wspomnienie.

Byłam tak skupiona, że nawet nie wyczułam czyjejś obecności. Odwróciłam się w tym kierunku. Klaus Mikaelson stał blisko mnie przyglądając się rysunkowi. Natychmiast go schowałam podnosząc się z zamiarem wyjścia. Gdy przeszłam obok wampira odezwał się w moją stronę.

-Jest dobry, zapamiętałaś wiele szczegółów, biorąc pod uwagę jak krótko tam przebywałaś.- Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam.- Chodź pokażę Ci coś- zaproponował kierując się w stronę drzwi wejściowych.

-Nie wiem czy mogę- wahałam się. Jednak chęć spaceru po mieście zwyciężyła.

Powoli szłam przed siebie. Centrum rzeczywiście wyglądało pięknie. Ozdobione domu, sklepy i kawiarnie. Każde inne, jedno bardziej drugie mniej wyróżniające się. My jednak ruszyliśmy w stronę parku. Obok niego postawione było sporo sztalug, które każdy z przechodniów mógł wyglądać. Znajdowały się na nich krajobrazy, portretu i inne bardziej ekspresyjne dzieła. Na ich widok bardzo się ucieszyłam. Było to miejsce tylko i wyłącznie dla sztuki. Od razu się zakochałam.

- Trzy dni w tygodniu uczniowie pobliskiej szkoły z kółka malarskiego wystawiają tu prace wykonane przez przeszły tydzień. Natomiast w czwartek i piątek ich miejsca zajmują fotografię wykonane przez członków innych zajęć- pierwotny wyrwał mnie z zamyślenia

-Interesujące, całe miasto w ogóle jest ciekawe. Biorąc pod uwagę, że żyją tu prawie same nadprzyrodzone istoty to niezmiernie intrygujące, że tak dba się tu o sztukę i rozwój.- w moim głosie brzmiała ekscytacja.

- W pewnym wieku gdy zobaczyło się już wszystko i spróbowało się już wszystkiego poznaje się swoje prawdziwe pasje- rzucił w moją stronę brat Elijah pokazując mi ręką abym szła dalej za nim.

Tak minęły nam trzy godziny.

Dużo dowiedziałam się o Klausie, jaki i o samym mieście. Oprowadził mnie on po ciekawych zakątkach, kawiarniach o sklepikach na pierwszy rzut oka niedostępnych dla zwykłego turysty.

Nie spodziewałam się, że jest on tak ciekawym człowiekiem/wampirem.

Gdy byłam już trochę zmęczona zaproponowałam powrót. Nikt z nas nie wziął ze sobą telefonów, więc nie mieliśmy też kontaktu z nikim z rodzeństwa Mikaelsonów. Ja dlatego że mój zbił się podczas naszego pierwszego spotkania, a pierwotny ponieważ, podobno choć na chwilę chciał odpocząć od rodzinnych dramatów.

Po przekroczeniu progu zastałą nas ogólna panika. Służba w roztargnieniu biegała po całym domu. Panował chaos i nieład.

W salonie spotkaliśmy Kola

-Ty- wskazał na mnie -masz przerąbane, a ty - pokazał na mojego towarzysza- ze mną

Cholera- powiedziałam sobie w myślach.

Jak najszybciej poszłam szukać Elijah. Znalazłam go w swoim gabinecie siedzącego z twarzą schowaną w dłoniach. Nie trzeba było go dobrze znać żeby wiedzieć jak bardzo jak mocno się hamował aby nie wybuchnąć.

-Hej..- Powiedziałam cicho- zanim na mnie nawrzeszczysz chce ci przekazać że nic mi nie jest. Twój brat zabrał mnie na zwiedzanie miasta i powiem ci, że było super- chciałam swoim entuzjazmem przykryć mój stres.

- Przynajmniej tobie dzień minął przyjemnie. Wyobraź sobie, że wyjechałam z samego rana by wrócić przed obiadem, gdy nagle dostałem telefon od siostry, że zniknęłaś. Myśleliśmy, że ktoś cię porwał i od razu wysłałem swoich ludzi, na twoje poszukiwania. Teraz wracasz jakby nigdy nic mówiąc mi, że nic się nie dzieję, i przez ten cały czas sobie spacerowałaś po Nowym Orleanie, gdy ja prawie umierałem z nerwów. Ponadto nikomu nie powiedziałaś, że wychodzisz- jego głos był oziębły.

- To nieprawda był ze mną Klaus nic mi nie groziło- od razu pożałowałam swoich słów

Pierwotny uderzył dłonią w biurka.

- W takim razie nie powiedziałaś nic nikomu, kto byłby wstanie mnie poinformować o tym gdzie jesteś. Rebece, Frey, Kolowi jakiejś sprzątaczce. Ogrodnikowi. Komukolwiek
Zachowałaś się tak nieodpowiedzialnie. Naraziłaś swoje życie. Wiesz ile nasza rodzina ma wrogów. Wystarczyła sekunda nieuwagi - wysyczał przez zęby.

- Kiedy wreszcie nauczysz się że nie jesteś wstanie wszystkich kontrolować, tym bardziej mnie!- powiedziałam może zbyt głośno.

Nie czekając na jego jakąkolwiek odpowiedź wybiegłam z gabinetu. Gdy zamknęłam za sobą drzwi schowałam usiadłam w kącie oddychając ciężko. Po chwili zaczęłam płakać.

Elijah pov

Myślałem, że zaraz nie wytrzymam jak można być takim idiotą. Ze wszystkich sił starałem się uspokoić po nie całej godzinie nie wytrzymałem i poszedłem szukać swojego brata. Znalazłem go w jadalni. Jakby nigdy nic siedział pił krew ze szklanki i czytał gazetę. Od razu mu ją wyrwałem.

-Do cholery musiałeś- krzyknąłem

-Po pierwsze braciszku szanuj mowę ojczystą, a po drugie, o co ci chodzi? - jego arogancki ton zirytował mnie jeszcze bardziej.

-Jak zwykle nie widzisz żadnego problemu w swoim zachowaniu.-na to on wzruszył tylko ramionami

- Oj nie bądź śmieszny nikomu się nic nie stało- prychnął

-Nic się nie stało! Ona jest człowiekiem. Pamiętasz, co spotkało ostatniego osobę, która przebywała w twoim towarzystwie. Dziewczyna skończyła z wyrwanym sercem.- Nie myślałem o tym, co mówię- Torturowałeś ją przez wiele godzin, a później po prostu zabiłeś. Nie rozumiesz. Nie pomyślałeś co ja mam teraz zrobić. Nie podejdę do Natashy i nie powiem jej najzwyczajniej w świecie ''No wiesz mój brat ostatnio zabił twoją najlepszą przyjaciółkę. Jedynego dobrego człowieka z twojej przeszłości, osobę, której ufałaś. Wiesz, po co to zrobił, aby złamać głupią więź, która i tak nam nie przeszkadzała, bo byliśmy razem szczęśliwi'' Jesteś pieprzonym egoistą Klaus- moja klatka piersiowa podnosiła się energicznie do góry.

Jednak nagle coś zauważyłem mój brat nie patrzył na mnie, ale na wejście do kuchni które znajdowało się za moimi plecami. Od razu odwróciłem się w tamtym kierunku. W drzwiach stała ona. Patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. W jej oczach widziałem nadzieję, chciała aby to wszystko nie było prawdą, a moje słowa tylko kłamstwem. Lecz gdy zeskanowała moją twarz coś zaczęło w niej gasnąć. Parę łez spłynęło jej po policzkach.

-Ona, ona nie żyje- powiedziała jakby utwierdzając samą siebie w tym, co powiedziałem

Odwróciła się idąc w stronę wyjścia. Chwyciłem ją za nadgarstek

-Proszę daj sobie wytłumaczyć-powiedziałem spokojnie, lecz opanowany byłem tylko powierzchownie.

-Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. Natychmiast wyjeżdżam. Nie wybaczę ci tego, nigdy prze nigdy. Nawet gdybym miała przez to umrzeć- krzyknęła.

Nie goniłem jej. Wiedziałem, że i tak nic nie wskóram. Decyzja zapadła, a ja nie miałem nic do gadania.....

Połączeni Przez Przeznaczenie. The Originals.✔️✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz