Rozdział 76: Feralny mecz i niespodzianka

229 19 56
                                    

Nico

Siedząc przy stole Slytherinu na sobotnim śniadaniu zastanawiał się, dlaczego dał się ściągnąć z łóżka tak wcześnie. Nie miał pojęcia, dlaczego Jasonowi tak bardzo na tym zależało. Gdyby nie poszedł, przyjaciel nie dałby mu spokoju do końca życia. Widać było po nim, że był podekscytowany, kiedy rozmawiał o meczu z Reyną. Jakoś tak się złożyło, że ta dwójka postanowiła go dzisiaj dopilnować. Brakowało mu jeszcze zwykle nie odstępującej go na krok Pansy, ale nie narzekał na nieobecność dziewczyny. Nie przejął się zbytnio, gdy nie zobaczył jej przy stole.

Oczywiście głównym tematem wśród Ślizgonów był mecz. Słyszał różne spekulacje o tym, kto wygra. On sam nigdy nie był na żadnym meczu, więc nie wiedział, czego się spodziewać. Jason zapewniał go, że zwyciężą. Nie było innej opcji. Przegrana nie wchodziła w grę, bo wtedy podobno spadną ich szanse na dostanie się do finału. A na tym Ślizgonom zależało najbardziej.

Nico skierował wzrok na drużynę, zbitą w jedną grupkę. Nie wiedział, że znajdowali się w niej też Edmund i Blaise. Szczerze, nie obchodziło go to. W końcu nie interesował się Quidditchem. Tylko dzisiaj postanowił zrobić wyjątek i przyjść na mecz. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. I wyjątkowo to nie był Jason. Nie dostrzegł pewnej osoby, choć był pewien, że powinna tu być.

Odkąd dowiedział się, że Draco Malfoy był synem Hadesa, szukał okazji, by z nim porozmawiać. Nie chciało mu się w to wierzyć, ale w końcu upewnił się co do tego całkowicie. Nie mógł się mylić. Gdy Draco go mijał, czuł potężną, mroczną moc bijącą od niego. Dobrze wiedział, że taką moc mają tylko dzieci Hadesa. Na początku uważał to za kiepski żart ze strony jego ojca. Jakby tego było mało, nie mógł się w żaden sposób z nim porozumieć. Rozważał nawet wyprawę do Podziemia, ale nie mógł wydostać się poza teren Hogwartu. Sama myśl o tym, że miał nowego przybranego brata, była dziwna. Dziwna i frustrująca jednocześnie. To wszystko sprawiało, że nie potrafił zapomnieć o Biance. Jeśli jego ojciec chciał mu jakoś wynagrodzić stratę, to była to nieudana próba. Nikt nie był w stanie zastąpić mu siostry. Siostry, która tragicznie zmarła. Dla niego to było niedorzeczne. Dlatego Nico był zły na ojca. Nie dał mu nawet żadnego ostrzeżenia. Żadnego znaku.

– Coś się stało, Nico? – zapytała nagle Reyna zmartwionym głosem, wyrywając go z letargu ponurych myśli. Drgnął na dźwięk jej głosu. Nie zdawał sobie sprawy, że od dobrych kilku minut wpatrywał się w swoją owsiankę z mordem w oczach, a łyżkę ściskał tak mocno, że aż pobielały mu knykcie.

– Nic takiego – skłamał szybko, nie chcąc wzbudzać podejrzeń. – Straciłem ochotę na mecz – dodał, wstając od stołu.

– Ej, obiecałeś, że przyjdziesz – powstrzymał go od razu Jason. Powstrzymał się przed przewróceniem oczami. – Poza tym nie pozwolę ci dzisiaj siedzieć samemu – rzucił, stając przed nim i zagradzając mu drogę.

– Nie powinieneś siedzieć ze swoją drużyną? – burknął Nico, mimowolnie odwracając od niego wzrok. Jason był dużo wyższy od niego. Ale nie to go peszyło.

– Pewnie po raz kolejny omawiają taktykę, a znam ją na pamięć – wyjaśnił Jason, wzruszając ramionami. Nico dziwił się, że nadchodzące wydarzenie w ogóle go nie stresowało. Wręcz przeciwnie. W sumie Jason uwielbiał latać na miotle, więc mógł się domyślić, że nie mógł się doczekać. Reyna popatrzyła na ich dwójkę, uśmiechając się lekko, co było rzadkim widokiem.

– Powinieneś częściej wychodzić do ludzi – odezwała się miękko. – Samotność nie jest dobra. Nie znam nikogo, kto by ją wytrzymał.

– Każdy mi to mówi – prychnął, krzyżując ręce. Przy okazji odsunął się nieco od Jasona. – Poza tym to jedyna rzecz, jaka mi wychodzi – dodał ponuro. Nie kłamał. Nauczył się nie polegać na ludziach. Denerwowali go. O wiele bardziej wolał spędzać czas samemu, z dala od problemów. Jednak nie zawsze było mu to dane.

Klucze cierpienia [wolno pisane]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant