Prolog

277 17 23
                                    

Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam jego twarz. Cała była we krwi, a do tego miał lekko uchylone powieki. Lekko uniosłam dłoń, po czym sprawdziłam jego puls, jednak go nie miał. Nie żyje. Miałam wielki problem, aby złapać spokojny oddech. Spróbowałam się ruszyć, ale w tym momencie poczułam przeszywający ból mojej klatki piersiowej. Opuściłam głowę, którą cały czas opierałam o próg samochodowy, dzięki czemu zobaczyłam to, jak gałąź drzewa, w które uderzyliśmy, przeszywa moją pierś. 

Spowrotem oparłam się głową o próg, a przy tym patrzyłam w kierunku ulicy, która w całości była pusta. Nikt tędy nie jeździł. Czyli zginę w wieku dwudziestu pięciu lat? Moje marzenie o tym, aby stanąć na ślubnym kobiercu przeleci mi koło nosa. Zresztą, z kim miałabym złożyć przysięgę? Anton nie żyje. Ja też za moment umrę. Branie oddechu, jest coraz bardziej bolesne. Nawet gdyby udało się mnie jakoś uratować, zostałabym przykuta do łóżka. Napewno przez wypadek coś sobie uszkodziłam. 

— Pomocy... — Odezwałam się ledwo słyszalnie, a przy tym nadal starałam się utrzymać świadomość. 

W tym momencie usłyszałam uderzenie w drzwi, przy miejscu Antona. Zobaczyłam mężczyznę o zielonych, mieniących się oczach. Nie wiem jakim sposobem, ale w ciągu sekundy znalazł się od drugiej strony. 

— Hm, jakbym wiedział o tym, że tak urodziwa kobieta znajduję się w samochodzie, nie spowodował bym tego wypadku... — Powiedział dosyć niskim głosem. 

— Kim... Jesteś? — Pogłaskał mnie po policzku. 

— Ciiiii... — Uciszył mnie. — Nie marnuj energii... — Poprawił moją głowę, aby w kolejnej przesunąć palcami po mojej szyi. — Masz śliczną szyję... — Powiedział cicho, po czym ponownie zmusił mnie, abym na niego spojrzała.

— Kim... Ty... Jesteś? — Zapytałam ponownie, a on się zaśmiał. 

— Jestem Kou Amerstin... Mogę ci pomóc, ale będziesz mi wisiała przysługę... — Uważnie mu się przyglądałam. 

W tym momencie księżyc wyjrzał zza chmur, dzięki czemu zobaczyłam to, że mężczyzna ma praktycznie czarne włosy. Pokiwałam głową, że nie chcę, ale on się uśmiechnął złośliwie. 

— Nie ma takiej odpowiedzi... — W tym momencie odwrócił moją głowę w drugą stronę, a w kolejnej chwili poczułam, jak wgryzł się w moje gardło. 

Krzyknęłam na całe gardło, kiedy na mojej szyi rozszedł się ten ból. Próbowałam go odepchnąć, ale nie dałam rady. Był zbyt silny, a mi coraz bardziej brakowało siły. Jęknęłam, kiedy się odsunął, a przy tym oblizał swoje wargi. 

— Słodka jesteś... — Po swoich słowach, wgryzł się w swoją rękę, którą następnie przyłożył mi ją do ust. 

Zaczęłam się lekko miotać, kiedy mnie lekko swoim gestem podduszał. Zatkał mi nos, przez co po chwili byłam zmuszona do tego, aby uchylić swoje usta. Już po momencie poczułam, jak przez moje gardło przepływa metaliczny w smaku płyn. Gdy się odsunął, moje oczy automatycznie zaczęły się zamykać, ale nadal widziałam jego uśmiech. Nie wiem ile czasu minęło, nim ponownie otworzyłam oczy, ale gdy tylko to zrobiłam, okazało się, że jestem poza samochodem. Powoli się podniosłam, a do mojej głowy wróciły wspomnienia tego, co się wydarzyło. 

Sprawdziłam swoją klatkę piersiową, na której nie było ani jednego śladu, iż byłam wcześniej nadziana na gałąź. Rozejrzałam się dookoła, gdy w pewnym momencie poczułam pieczenie w gardle. Złapałam za swoją szyję, a w tym samym momencie usłyszałam ciche klaskanie. Spojrzałam w kierunku, skąd dochodził dźwięk, a tam zobaczyłam mężczyznę, który wcześniej coś mi zrobił. 

— Co mi zrobiłeś? — Zapytałam, a przy tym próbowałam się podnieść na równe nogi. 

— Za moment ci wytłumaczę, ale najpierw chyba powinnaś coś zjeść... — Wskazał w kierunku, skąd dochodził dźwięk czyjegoś głosu. 

— Halo?! Czy wszystko dobrze?! Potrzebna pomoc?! — Poczułam ucisk w gardle, a do tego zaczęły mnie boleć dziąsła i zęby. 

Nim zrozumiałam co się dzieję, zabiłam go i wgryzłam się w jego krtań. Już po chwili go puściłam, a on upadł na ziemię. Czułam jak z mojej twarzy spływała ciecz, a gdy ją starłam i sprawdziłam co to takiego, zamarłam. Moją dłoń zdobił szkarłat, a ja ponownie usłyszałam oklaski. 

— Miłego wiecznego życia... Jeszcze się spotkamy... Teraz jesteś moją dłużniczką...  — Odbił się od drzewa, w które uderzył wcześniej samochód. — Do zobaczenia, moja piękna nowonarodzona wampirzyco... — Po swoich słowach, zniknął. 

Spojrzałam spowrotem na siebie, a następnie zaczesałam swoje włosy załamana. Po chwili upadłam na kolana, kiedy uświadomiłam sobie to, co ja najlepszego zrobiłam. Krzyknęłam na całe gardło, a mój wrzask nie brzmiał, jakby pochodził od człowieka. 

Child Of The NightWhere stories live. Discover now