Problem

63 5 8
                                    

Ubrania, kosmetyczka, laptop, telefon, ładowarki do wszystkiego. Czegoś zapomniałam? Krew! Ruszyłam szybkim krokiem w kierunku kuchni, jednak zostałam zatrzymana przez dzwonek do drzwi. Podeszłam do nich, po czym je otworzyłam. W tym samym momencie zostałam odrzucona wprost na ścianę. Jęknęłam z bólu, kiedy to na niej wylądowałam, a następnie, prawie że leżąc na ziemi kaszlnęłam, nie mogąc przez moment złapać powietrza. Położyłam dłoń na moim dekolcie, aby w kolejnej chwili spojrzeć w oczy mojemu napastnikowi.

— Kou? Co ty wyprawiasz? Zwariowałeś? — Ponownie kaszlnęłam, a on do mnie podszedł, aby w kolejnym momencie zmusić do tego, abym spojrzała mu prosto w oczy.

— Naprawdę myślałaś, że uda ci się ukryć przede mną to, iż jednak nie zerwałaś z tamtym śmieciem? — Złapałam więcej powietrza, kiedy poczułam nagłe przerażenie. — Zdradziłaś swoich, Livia. Zapomniałaś już kto cię stworzył?! — Mówiąc to, uderzył mnie prosto w twarz, a następnie złapał za moją szyję i uniósł ponad ziemię. — Ostrzegam cię po raz ostatni, Livia. Albo z nim zerwiesz, albo on zginie śmiercią tragiczną. — Upuścił mnie na ziemię, a ja złapałam za swoją szyję i ponownie zaczęłam kaszleć. — Nie chciałem być brutalny, ale mnie do tego zmusiłaś. — Po swoich słowach zniknął, a ja opuściłam wzrok.

On wie. Zawaliłam. To wszystko moja wina. To przeze mnie Vincent jest zagrożony. Co ja mam zrobić? Opuściłam wzrok, dzięki czemu na podłodze zobaczyłam moje zbite okulary. Zacisnęłam szczękę, kiedy to poczułam, jak zbiera mi się na łzy. Nie mogę pozwolić na to, aby coś mu się stało. Napięłam swoje wszystkie mięśnie, aby spróbować wstać, jednak ból, który rozchodził się po moich plecach mi to uniemożliwiał. Opadłam z jękiem na podłogę, a w tym samym momencie usłyszałam skrzypnięcie drzwi i to, jak coś upada na ziemię.

— Liv?! — Podszedł do mnie spanikowany Vincent, który znalazł się w moim mieszkaniu, a ja podniosłam na niego swój wzrok.

Lekko się przeraził, kiedy to zobaczył moją twarz, na której już formował się siniak. Objął moją twarz, a dzięki temu zobaczył znak po duszeniu na mojej szyi. Jeszcze bardziej się przestraszył, ale starał się tego nie pokazywać. Złapał mnie pod ramię, po czym spróbował pomóc mi wstać, jednak niemal natychmiastowo skrzywiłam się i wydałam z siebie jęk z bólu.

— Liv, co się stało? — Zapytał przerażony, po czym mnie podniósł i przeniósł na kanapę. — Kto ci to zrobił? — Kucnął przede mną, a ja opuściłam wzrok.

— ... On wie, że jesteśmy razem... — Wyraźnie się skrzywiłam i spróbowałam się ruszyć, jednak zatrzymał mnie ból moich pleców.

— Gdzie masz apteczkę? — Zadał pytanie, a ja podniosłam na niego wzrok.

— W łazience... — Powiedziałam, a on szybko ruszył w tamtym kierunku.

Po chwili wrócił z małą czerwoną, czerwoną torebką. Natychmiastowo wyjął stamtąd gazę i wodę utlenioną. Uniósł delikatnie mój podbródek, po czym przyłożył skrawek umoczonego materiału do małej rany w kąciku moich ust. Niemal natychmiastowo syknęłam z bólu, kiedy to poczułam pieczenie, a on się zaniepokoił.

— Vincent... — Zaczęłam, a przy tym odsunęłam jego dłoń.

— O co chodzi? — Zapytał, a jednocześnie odsunął mi włosy za ucho.

— Znowu jestem do tego zmuszona. — Spojrzał na mnie przerażony i pokręcił głową. — Znowu mi on karze zerwać naszą znajomość. — Ponownie ruszył głową na boki.

— Nie zrezygnuję z ciebie, Liv. Nie pozwolę na to, aby cię zastraszał. Nie chcę, abyś się bała. — Opuściłam wzrok.

— Vincent, ja się go nie boję. Ja się boję o ciebie. — Zaskoczyłam go, a przy tym zmarszczył lekko brwi. — Zagroził mi, że jeśli z tobą nie zerwę kontaktu, to cię on zabije... — Po mojej twarzy spłynęły łzy, na co mnie on od razu przytulił.

— Nic mi nie będzie. Liv, zamieszkaj ze mną na jakiś czas. On wie gdzie mieszkasz ty, ale nie wie gdzie ja. Tutaj nie jest bezpiecznie, a ja nie chcę ryzykować tego, że pewnego dnia tutaj przyjdę i zobaczę ciebie, jak nie daj Boże leżysz na podłodze martwa. Nie chcę cię stracić, Liv. — Wytarł moją twarz, a w tym samym momencie kiwnęłam głową.

Po chwili złożył na moim czole pocałunek, a gdy spróbowałam się lekko zgiąć, poczułam nagły ból moich pleców.

— Miałam jechać na wyjazd biznesowy z moim szefem, ale chyba nie dam rady. — Kiwnął głową, a przy tym odwrócił wzrok.

Wyjął z kieszeni swój telefon, po czym do kogoś zadzwonił.

— Martin... Wiem, jesteś w pracy, ale dasz radę się wcześniej wyrwać? To ważne... Proszę?... Jesteś wielki... — Rozłączył się, po czym z powrotem na mnie spojrzał.

— O co chodzi? — Zapytałam, a on się d mnie uśmiechnął.

— Zbieraj rzeczy. Jedziemy do mnie. — Kiwnęłam głową, po czym próbowałam się podnieść, ale nie dałam rady. — Pomogę ci... — Podszedł do mnie, po czym złapał pod ramię.

— W pokoju mam spakowane rzeczy, które miałam wziąć na wyjazd. Nie muszę nic już tam dopakowywać, więc jestem spakowana. — Kiwnął głową, po czym z powrotem posadził mnie na kanapie, aby w kolejnym momencie ruszyć do mojej sypialni.

Spróbowałam się podnieść, kiedy zobaczyłam, że idzie z moimi rzeczami, jednak przez silny ból zrezygnowałam. Vincent podał mi moje buty, ale jako, że nie mogłam się praktycznie ruszać, musiał mi pomóc z ich założeniem. Podał mi dłoń, abym wstała, po czym z jego pomocą podeszłam do drzwi. Złapałam za klucze do mojego samochodu, które mu podałam, a w kolejnej chwili wziął wszystkie rzeczy. Ruszyliśmy do windy, gdzie cicho jęknęłam z bólu, tak samo, jak gdy weszłam do auta. Już po chwili chłopak zajął miejsce za kierownicą, po czym ruszyliśmy w kierunku jego mieszkania. Widziałam to, że co jakiś czas Vincent spoglądał na mnie kątem oka. Czułam podczas jazdy każdą nierówność na drodze, co powodowało to, że cały czas czułam ból moich pleców.

— Za moment będziemy... — Złapał mnie za rękę, kiedy zobaczył to, że zaciskam palce na materiale mojej spódnicy.

Kiwnęłam lekko głową, a on zatrzymał się na światłach.

— Kim był mężczyzna, z którym rozmawiałeś? — Zapytałam, aby odwrócić swoją uwagę od tego, jak bardzo wszystko mnie boli.

— Martin, mój współlokator. Nie będzie miał nic przeciwko, że zostaniesz u nas na jakiś czas. Sam mnie podbudowywał, żebym się o ciebie starał. — Uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział mi tym samym.

Po jakichś kolejnych dwudziestu minutach, zatrzymaliśmy się pod jego mieszkaniem. Najpierw mnie zaprowadził do środka, a on sam ruszył do samochodu po moje rzeczy. Nie chciałam go puścić, bo bałam się, że Kou go może dorwać pod mieszkaniem, ale zaufałam mu. Rozejrzałam się nieco po pomieszczeniu, ale mój wzrok zatrzymał się na półce z książkami, gdzie zauważyłam cztery moje powieści. Vincent przecież nie zna fabuł moich opowieści, więc może to jego współlokatora. Czuję to, że mam lekki problem z oddychaniem. Położyłam sobie dłoń na dekolcie, a przy tym starałam się złapać normalny wdech. Nie mogę się zregenerować. Nie miałam dzisiaj czasu, aby w ogóle się pożywić, więc się w sumie nie dziwię. Będę się uleczała, dopóki nie napiję się krwi, a nie mogę tego zrobić, kiedy ta dwójka tu będzie. Z mojego zamyślenia wybiło mnie to, że usłyszałam dwa głosy. Vincenta i jakiś drugi. Oparłam się o blat wyspy kuchennej, a do mieszkania weszła dwójka mężczyzn.

— Jestem kardiologiem, nie... O rany... — Lekko się przeraził chłopak o czarnych włosach, po czym szybko do mnie podszedł.

Child Of The NightWhere stories live. Discover now