Atak

68 5 8
                                    

*Kou*

Stałem przy oknie balkonowym, a podczas tego przyglądałem się światłom w mieście. Livia nagrabiła sobie tak, że poziom mojego zdenerwowania już chyba wyszedł za skalę. Napiłem się ze swojej szklanki whisky, a w tym samym czasie usłyszałem za sobą szmer.

— Znalazłaś ją? — Odezwałem się, a moja siostra do mnie podeszła i oparła się o ścianę.

— Ta... — Powiedziała, a przy tym opuściła wzrok. — Nie zerwali. Nadal ze sobą są, a do tego Livia nadal jest ci posłuszna, bo boi się o innych bardziej, niż o samą siebie. — Zaśmiałem się.

— Nic nowego... — Ponownie miałem zamiar się napić.

— Mieszkają razem. — Zaciąłem się. — Wiem gdzie. A do tego... Przespała się z nim. — Po jej słowach ścisnąłem szklankę tak mocno, że aż pękła.

— Coś ty właśnie powiedziała? — Zapytałem zdenerwowany. — Oddała mu się? — Mera kiwnęła głową, a ja już miałem otwierać drzwi balkonowe, jednak mnie zatrzymała.

— Kou, nie podejmuj pochopnych decyzji. — Powiedziała nagle, a ja odtrąciłem jej dłoń.

— W jej przypadku chyba muszę. Livia nie rozumie tego, że jeśli ktoś się dowie o naszym istnieniu, to wampiry, które stworzyłem ja, będą skończone! Zabiję i ją, jak i tego jej kochanego chłoptasia oraz jego kumpla! — Powiedziałem, a gdy ponownie mnie chciała zatrzymać, odrzuciłem ją na ścianę.

Dopiero po chwili do mnie dotarło to, co ja takiego zrobiłem. Natychmiastowo podszedłem do mojej siostry, aby w kolejnej chwili przenieść ją i przenieść na kanapę. Kuliła się bólu. Mimo wszystko nie oszczędziłem w sile, z jaką nią rzuciłem o ścianę.

— Nie chciałem, Mera. — Powiedziałem, a ona mnie spoliczkowała.

— Chcesz ich wszystkich zabić, ale jak ty niby chcesz to zrobić? Przecież Livia cię wyczuję na kilometr. — Opuściłem wzrok.

— Odwiedzę jej chłoptasia, jak akurat nie będzie jej w mieszkaniu. Tu będzie twoje zadanie, żeby jej szefunio ją nagle wezwał. — Kiwnęła głową, choć nadal niepewnie. — Livia pożałuje wszystkiego, co zrobiła z tym swoim blondaskiem. — Po moich słowach wstałem, aby po chwili podejść do barku.

*Olivia*

Z samego rana zostałam obudzona pocałunkiem w kark. Lekko się skuliłam, kiedy po tym ruchu poczułam dreszcz przebiegający przez mój kręgosłup. Odwróciłam się na drugi bok, aby w kolejnym momencie wtulić się w klatkę piersiową blondyna. Zaśmiał się, a przy tym podrapał moje plecy. Uśmiechnęłam się, kiedy przypomniałam sobie wieczór.

— Dzień dobry. — Powiedział, a ja kiwnęłam głową i się ukryłam w zagłębieniu jego szyi. — Wstajemy? — Zapytał, na co pokręciłam przecząco głową.

Zaśmiał się z mojej odpowiedzi, a następnie przewrócił mnie na plecy, aby w kolejnej chili pocałować.

— Trzeba wstawać, bo czeka nas opieprz od Martina za to, że nie posprzątaliśmy i hałasowaliśmy w nocy. — Zaśmiałam się z jego słów.

— Tym bardziej jest to dobry powód, aby nie wstawać z łóżka. — Zauważyłam, a przy tym objęłam kark blondyna.

Pokręcił głową, po czym ponownie mnie pocałował. Przeleżeliśmy w ten sposób kolejne pół dnia, bo jak się okazało, Vincent miał również i dzisiaj wolne. W pewnym momencie naszego lenienia się, do moich uszu doszedł dźwięk mojego telefonu. Sięgnęłam do niego, po czym od razu odebrałam, kiedy to zobaczyłam na wyświetlaczu to, że dzwoni do mnie mój szef.

— Halo? — Odezwałam się, a on zaczął mi tłumaczyć, że znowu nie może znaleźć jakichś dokumentów i potrzebuje swojej sekretarki. — Oczywiście, niedługo tam będę. — Spojrzałam na blondyna, a on tylko wydął dolną wargę.

— Zostawiasz mnie? — zapytał, kiedy to zakończyłam połączenie.

— Mój szef ma kłopoty, więc muszę jechać do biura. — Dałam mu całusa, po czym sięgnęłam po jego koszulkę, która leżała obok łóżka, a następnie, kiedy to ją założyłam, podniosłam się z posłania.

— Częściej byś mogła nosić moje ubrania. — Powiedział, kiedy to przyglądał mi się, jak krzątam się po pokoju i ubieram się w trakcie tego.

Zaśmiałam się cicho na jego słowa, kiedy to dla odmiany wciągnęłam na swoje chude nogi jeansy. Jako bluzkę założyłam turkusową koszulkę z dekoltem w V.

— Liv, w sumie to nigdy nie zapytałem, ale kiedy masz urodziny? — Spojrzałam na niego zaskoczona.

— Dwudziestego pierwszego marca. — Uśmiechnęłam się do niego, a on się podniósł. — A ty? — Zadałam pytanie, a on się zaśmiał i odwrócił wzrok.

— Pierwszy października. — Uniosłam swój wzrok ku górze.

— Niecały miesiąc. — Kiwnął głową, a przy tym się poprawił.

Podeszłam do niego, jednocześnie poprawiając swoje włosy za uszy.

— Postaram się szybko wrócić. — Uśmiechnął się, a ja dałam mu całusa w czubek nosa, zamiast w usta.

— To się naprawdę pośpiesz, bo się będę masakrycznie nudził. Ty w pracy, Martin w pracy. Co ja będę robił? — Zaśmiałam się na jego słowa, po czym ruszyłam do łazienki, gdzie jeszcze bardziej się ze wszystkim obrobiłam.

Po jakimś czasie wyszłam z mieszkania, aby następnie wsiąść do mojego samochodu i ruszyć w kierunku biura.

*Vincent*

Przeciągnąłem się, kiedy to od jakichś dwóch godzin przeglądałem swoje dokumenty z badaniami. Liv ma rację. Mimo wszystko kocham tę dziedzinę nauki. Nie mogę jej sobie tak po prostu odrzucić, bo zaczynam w to wątpić. Muszę wierzyć, że w jakimś, nawet najmniejszym stopniu jest w tym jakaś prawda. Z mojego zamyślenia wybił mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałem z kanapy, jednocześnie odkładając na stół wszystkie dokumenty, po czym podszedłem do drewnianej powłoki. Uchyliłem ją, a tam zobaczyłem mężczyznę, który w rękach trzymał jakąś paczkę.

— Paczka do Olivii Prescott. — Odezwał się, a jego głos wydał mi się jakiś dziwnie znajomy.

W każdym razie, nie wiedziałem, że coś zamawiała. Ani ja, ani on nie mieliśmy niczego, czym mógłbym podpisać dokument, dlatego wpuściłem go do środka. Odwróciłem się do niego, aby odejść i znaleźć jakiś długopis. Znalazłem jeden przy moich badaniach, ale gdy się zwróciłem, zostałem uderzony prosto w głowę. Poczułem ból związany zarówno z uderzeniem w głowę, ale jednocześnie z upadkiem na ziemię. Już po chwili nastąpiła ciemność.

*Olivia*

Wysiadłam z samochodu po długim dniu w pracy, po czym ruszyłam biegiem do budynku. Weszłam do windy, aby po chwili znaleźć się na odpowiednim piętrze. Złapałam za klamkę drzwi, aby w kolejnej chwili je otworzyć, jednak te były uchylone. Nie podoba mi się to. Powoli weszłam do mieszkania, gdzie spotkałam się z widokiem Vincenta, który leżał na podłodze. Wbiegłam do mieszkania, zamykając za sobą drzwi, po czym zrzuciłam z siebie skórzaną kurtkę i podbiegłam do chłopaka.

— Vincent?! — Klęknęłam przed nim i starałam się go obudzić, jednak nic to nie dawało.

— Witaj, Livia... — Usłyszałam nagle, dlatego spojrzałam w kierunku, skąd dobiegał głos bruneta.

— Kou... — Odezwałam się, kiedy to zobaczyłam go, jak opiera się o blat w kuchni.

Zlizywał krew, którą miał na prawej dłoni. Zaczęłam się przerażona przyglądać blondynowi, dzięki czemu ujrzałam na jego głowie rozcięcie.

— Zabiję cię, Kou... — Podniosłam się i spojrzałam na niego zdenerwowana, a on się zaśmiał i podniósł na mnie swoje mieniące się teraz oczy.

— Zobaczymy kto kogo. — Odepchnął się od blatu, a ja mogłam się teraz założyć z kimś o to, że moje oczy również się mieniły.

Child Of The NightWhere stories live. Discover now