Rozdział 1

28 7 6
                                    

Do szkoły można się było dostać tylko w jeden sposób - przez teleporter. Najbliższy mnie znajdował się 120 mil dalej. Teraz, gdy kontakty z ludźmi były zabronione, mogłam się do niego dostać tylko własnym autem (którego oczywiście nie miałam) albo za pomocą magii (tego nie potrafiłam). Wszelkie ludzkie środki transportu, jak pociąg lub autobus, nie wchodziły w grę.

Chcąc nie chcąc musiałam się skazać na pomoc człowieka - do wyboru miałam albo proszenie ojca (tak, tak, mój brak lęku przed ludźmi nie jest całkowicie nieuzasadniony - ojciec jest jednym z nich i przy okazji jest chyba najmniej groźną osobą, jaką w życiu poznałam. Swoją drogą, ciekawe, czy mieszkanie z nim liczy się jako łamanie prawa? Raczej nie wchodziliśmy sobie w drogę, więc chyba nie...) albo Sonyę, moją przyjaciółkę. Cóż, w zasadzie, gdybym była przykładnym obywatelem magicznego społeczeństwa, to musiałabym ją nazywać już byłą przyjaciółką. No, ale ja chyba nigdy nie byłam stawiana za czyjkolwiek wzór do naśladowania, dlatego ten paragraf nowego prawa zamierzałam trochę nagiąć i to nie tylko teraz, ale też w przyszłości.

W przeddzień rozpoczęcia mojej nauki w magicznej akademii Strix School, Sonya punktualnie o drugiej w nocy podjechała pod mój dom. Godzina może nie była najlepsza na dalekie podróże, ale musiałyśmy wybrać taką, żebym uniknęła spotkania z ludźmi podczas przechodzenia przez teleporter. Ten z kolei znajdował się prawie w centrum Bristol, dlatego trzeba było zachować wszelkie środki ostrożności, aby nie przyciągnąć niczyjej uwagi.

Dotarłszy do auta, wrzuciłam swoje dwie walizki na tylne siedzenia i szybko usiadłam na miejscu pasażera z przodu. Czułam się strasznie dziwnie, jakby podenerwowana. Sonya wydała się to wyczuć, bo powiedziała:

- Zawsze możesz stamtąd nawiać, jak będzie okropnie.

W sumie racja, ale... Westchnęłam.

- Wiem, ja tylko... znaczy chcę tam być, ale... wiem, że to głupie, bo jestem czarownicą, ale wilkołaka widziałam może z dziesięć razy w życiu, a wampira raz i to nie było miłe spotkanie - powiedziałam. - I będę tam inna, obca...

- Boisz się, że cię nie zaakceptują?

Nie myślałam o swoich nerwach w ten sposób, ale... może coś w tym było? Zawsze chciałam być w miejscu dla takich jak ja, gdzie nigdy więcej nie będę musiała udawać. Marzyłam, by po prostu... być sobą. Fatalnie byłoby nie zostać zaakceptowaną przez swoich.

- Nie będziesz przecież tam sama - dodała, bo widocznie zauważyła moje wahanie. - Inne czarownice będą tak samo zagubione jak ty. Na pewno się z jakimiś dogadasz.

- No wiem. Będzie dobrze - spróbowałam się zmotywować, ale raczej kiepsko mi szło.

Nastała między nami cisza. Słychać było tylko pracę silnika i szum kół. Starałam się skupić na tych dźwiękach, żeby nie zasnąć. Nie chciałam przespać ostatnich chwil z Sonyą - nawet jeśli miałyśmy podczas nich nic nie mówić, to i tak było to lepsze od mojego chrapania.

Naprawdę chciałam zagaić jakąś rozmowę, ale nie wiedziałam jak i co miałabym powiedzieć. Sonya chyba też nie wiedziała, bo nie odezwała się ani raz. Droga minęła nam więc w milczeniu.

 Droga minęła nam więc w milczeniu

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
FortisWhere stories live. Discover now