Rozdział 49 cz.2

20 5 0
                                    

Lisa błądziła nieobecnym wzrokiem po mieszkaniu, które niedawno było wynajmowane przez jej przyjaciółkę. Uśmiechnęła się lekko, na tyle na ile pozwalał jej nastrój, do właściciela.

- Dziękuję- mruknęła z wdzięcznością.

Nie każdy pozwoliłby wejść jak dla niego prawie obcej osobie do mieszkania, gdzie doszło do morderstwa. Oczywiście policja już dawno zrobiła swoje i nie został nawet ślad po ciele oraz kałuży krwi. Ale rzeczy właścicielki domu pozostały, nieustannie przypominając o tragedii i dotkliwej stracie.

- Ufam, że pani zrobi tylko to, o czym pani mówiła- powiedział starszy człowiek. Trzymał się całkiem dobrze jak na swój wiek. Lisa słyszała, że był dość schorowany. Natomiast dzisiejszego dnia zastała całkiem żywotnego starca.

- Naturalnie. Chciałam tylko wziąć książkę. To stara rodzinna pamiątka, a wie pan jak to jest z biurokracją. Zanim w pełni legalny sposób odzyskałabym tę księgę, minęłyby miesiące.

- Tak, wiem. Już pani o tym wspominała. Proszę się rozejrzeć i najlepiej zostawić pozostałe rzeczy tak jak są. Nie wiem czy policja nie będzie chciała ich jeszcze przeszukać.

- Tak zrobię. Mam jeszcze jedną, malutką prośbę- odezwała się Lisa z miną jakby była bliska płaczu. Starszy facet spojrzał na nią ze współczuciem.- Czy mogłabym tu zostać przez chwilę sama?

- No nie wiem czy powinienem się zgadzać...

Właściciel wyglądał na rozdartego. Z jednej strony chciał się zgodzić, ale nie ufał jej i było to w pełni zrozumiałe. Widział ją kilka razy w życiu, jak przychodził po czynsz. Zawsze obok była Andrea.

- Chciałam się tylko... Pożegnać. Śmierć przyjaciółki to coś okropnego. Wiem, że jej już tutaj nie ma i... Nigdy nie przyjdzie. Pomimo tego... Chciałabym powspominać i w końcu zamknąć ten etap. Uwielbiałam Andreę, ale muszę wziąć się w garść. Nie mogę tego zrobić bez należytego pożegnania. Z tym miejscem wiąże się tyle wspomnień- Lisa uśmiechnęła się, przypominając sobie te niezliczone sytuacje.- Często u niej przesiadywałam. Czasem nawet przychodziłam w środku nocy, jak pokłóciłam się z chłopakiem. Do niej jedynej mogłam przyjść o każdej porze. Wiedziałam, że zawsze mnie wysłucha i doradzi coś rozsądnego. Bardzo pana proszę.

- No dobrze. Może i jestem głupim starcem, ale wierzę pani. Jak już się pani pożegna oraz znajdzie swoją własność, proszę wyjść z mieszkania. Poczekam na zewnątrz.

Lisa ponownie podziękowała, ścierając łzę z policzka. Udała się w głąb mieszkanka. Oglądała drogie akcesoria, które tak uwielbiała Andrea. Kiedy usłyszała odgłos zamykanych drzwi, zaczęła się rozglądać. Nigdy więcej nie da się wrobić w taką akcję. Przecież ten człowiek naprawdę jej współczuł. To nie było sprawiedliwe, żeby okłamywać go w tak perfidny sposób. Tego typu kłamstwa były jak najbardziej w stylu jej przyjaciółki. Ona wręcz kochała kamuflaże, drobne kłamstewka i intrygi, a już wybitnie planowane akcje.

Lisa rozglądała się w poszukiwaniu księgi leprechauna, to znaczy Stuarta. Andrea zawsze ją poprawiała, ale jak dla niej ten niski człowieczek wyglądał jak leprechaun. Brakowało mu tylko garnka ze złotem oraz rudej czupryny i brody, ale wystarczyłaby farba do włosów. Wtedy byłby rodowitym leprechaunem. Nikt by tego nie zakwestionował.

Kilka dni temu pojawiła się u niej Andrea. Krwawiła i ogólnie wyglądała dość kiepsko, jakby znajdowała się na krawędzi życia i śmierci. Lisa przeraziła się nie na żarty i sama właściwie nic by nie zrobiła, bo stała jak kołek, kompletnie sparaliżowana. Na szczęście Bruno był lekarzem. Jak dobrze jest mieć chłopaka lekarza w takiej sytuacji. W tamtej chwili uświadomiła sobie jak bardzo go potrzebowała i ostatecznie odrzuciła pomysł z zerwaniem. W każdym razie uratował życie Andrei. Był przy tym taki opanowany i prefesjonalny. Zupełnie jakby go podmienili na wybitnego doktora z jakiegoś serialu. Wracając do tematu, przyjaciółka poprosiła ją o jedną przysługę. Ujęła to w sposób podkolorowany, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie.

Podziemie: sieć spiskówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz