Rozdział 46

31 9 0
                                    

Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi, niemal walenie. Skye zastanawiała się czy otworzyć. Podejrzewała, że to znowu był ten dziwny blady stwór, który nawiedzał ją już kilka razy. Za każdym razem astralnie teleportowała się do czegoś w rodzaju piekielnego sądu. Kiedy otworzyła drzwi, ujrzała niskie, potwornie blade stworzenie z wyłupiastymi oczami i długimi pazurami. Stworzenie skoczyło ku niej, a Scarlett nawet się nie odsunęła. Wiedziała co nastąpi, a ucieczka nie mogła tego zniweczyć. Stworzenie wbiło swoje małe, ale ostre zęby w jej nadgarstek w miejscu czerwonego, powykręcanego znaku. Pokój wokół niej zawirował, a kiedy ponownie otworzyła oczy, była w lochu. W zimnym pomieszczeniu unosił się zapach stęchlizny. Smród był nie do wytrzymania, chociaż Skye zatkała sobie nos. Ujrzała przed sobą dwie osoby. Pierwszą z nich był bardzo wychudzony i brudny mężczyzna. Zdecydowanie zbyt długie, rozczochrane i przesiąknięte brudem włosy sięgały mu ramion. Kiedy napotkała jego spojrzenie, przeszedł ją dreszcz. Szybko odwróciła wzrok. Drugą była demonica o białych włosach, kontrastujących z czarnymi, smolistymi oczami pozbawionymi źrenic. Z jej pleców sterczały postrzępione skrzydła, a szata powiewała za nią niczym obłok dymu. Na jej ramieniu siedział kruk. Zwierzę przekrzywiło lekko głowę i zakrakało.

- Witaj Scarlett- rzekła demonica, spoglądając na nią z ciekawością.- Ale urosłaś.

Skye odniosła wrażenie, że już ją kiedyś widziała, lecz wspomnienie było bardzo mgliste i odległe. Jakby nie należało do niej.

- Kim jesteś?- spytała, chociaż podejrzewała, że jej nie odpowie. Tajemniczy męski głos, który kontaktował się z nią podczas teleportacji astralnych nigdy jej nie odpowiadał na to pytanie.

- Nazywają mnie Meletos. Znasz runę śmierci?

Scarlett zaprzeczyła. Meletos podeszła do ściany swoim długim, podobnym do szponu paznokciem narysowała owy znak. Kiedy Skye spojrzała na gotową runę i wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Znała ten skomplikowany znak aż za dobrze. Jej wzrok powędrował w stronę nadgarstka. Niemal drżącymi rękami odsunęła rękaw koszuli, ukazując identyczny znak, jak ten na ścianie.

- Nie wiedziałaś, że to ona- stwierdziła Meletos.- Teraz już wiesz. Zatem narysuj znak śmierci przed tym więźniem.

- Nie chcę zabijać kolejnej osoby- zaoponowała Skye. Kobieta demon rzuciła się w jej kierunku i złapała ją za gardło. Uniosła ją nad ziemię. Scarlett poczuła coś ciepłego spływającego po jej skórze.

- Żaden śmiertelnik, jakkolwiek by nie był ważny dla Lucyfera nie będzie mi się sprzeciwiał. Rozumiesz?

Skye skinęła głową na tyle na ile pozwalał jej uścisk Meletos. Kobieta demon ją puściła. Scarlett uderzyła o kamienną posadzkę, gwałtownie łapiąc powietrze.

- Narysuj znak.

- Dlaczego tutaj jest?- zapytała Skye. Przy każdej poprzedniej teleportacji astralnej pokazywano jej, co skazany zrobił. Nic nie usprawiedliwiało morderstwa, bo tym właśnie było jej obecne działanie, ale przynajmniej uciszało wyrzuty sumienia.

- Rób to co mówię- syknęła demonica, a w jej oczach płonął biały ogień.

- Nie słuchaj jej- odezwał się cicho więzień.- Jestem niewinny. Wrobiono mnie. Naprawdę nikogo nie zabiłem. Nie byłbym w stanie.

- Nie zrobię tego- oznajmiła Skye, a przed jej oczami stanął obraz zmasakrowanych zwłok małżonków. Kobieta miała rozpruty brzuch, a wnętrzności leżały koło niej. Jej martwe ciało leżało naprzeciwko ciała męża, który nie miał gałek ocznych. W jego oczodołach była świeża krew, a jego głowa była obrócona pod nienaturalnym kontem. Zaraz po tym ujrzała jak Meletos zapala ciała i znika w obłoku mgły.

Podziemie: sieć spiskówWhere stories live. Discover now