Rozdział 33

1K 83 448
                                    

Czy ten plan był szalony?

Jak najbardziej tak.

Czy mógł się powieść?

Możliwe, że w pierwszej połowie, ale jest obawa, iż w drugiej już nie.

Czy wielkie mieliby kłopoty, gdyby ktokolwiek ich przyłapał?

Większych chyba już się nie mogło mieć.

Czy było warto?

A jak najbardziej!

Kilka dni przed urodzinami Freda i George'a Don opowiedziała po krótce o swoim planie Lee, który od razu potarł ręce z zachwytem na twarzy i przyznał, że to bardzo dobry pomysł. W takim wypadku nie mieli żadnych przeciwwskazań (przynajmniej tak sobie nawzajem wmawiali), aby wprowadzić plan „Urodziny Weasleyów" w życie.

Z samego rana pierwszego kwietnia, tuż po tym jak zjedli w strusim pędzie śniadanie, Don i Lee z władczymi minami zaciągnęli zagubionych Freda i George'a na błonia. Pogoda tego dnia dopisywała, co było dobrym omenem.

— Powiecie nam wreszcie, gdzie zmierzamy? — zapytał z desperacją w głosie George.

— Ani nam się śni! — odparła z dumą Don i pociągnęła chłopaka mocniej za nadgarstek. — Ruszaj się, ty grubasie!

Grubasie? Ranisz moje poczucie własnej wartości!

— Nieładnie, Donnie — dodał z wrednym uśmieszkiem Fred, na co dziewczyna posłała przyjacielowi wrogie spojrzenie.

— To niespodzianka — wyjaśnił Lee. — Poza tym trudno byłoby o tym powiedzieć, lepiej pokazać, o co nam chodzi.

— Zaczynam się niepokoić — zaśmiał się George.

— I słusznie, słusznie...

Kiedy dotarli w dokładnie to samo miejsce, gdzie znaleźli się w czasie urodzin Don, aby polatać na miotłach — tuż przy boisku quidditcha — Fred powiedział:

— Mało kreatywne, mało kreatywne... Ściągasz od nas? No wiesz ty co?

— Och, poczekaj tylko — westchnęła i skierowała różdżkę w stronę składziku ze szkolnymi miotłami. — Accio! Accio! Accio! Accio!

Cztery miotły natychmiast przyfrunęły. Podała każdą swoim towarzyszom, a następnie wsiadła na swoją.

— Teraz lecimy — zawiadomiła z chytrym uśmiechem.

— Ale gdzie...? — wydusił zdezorientowany George. — Coście wymyślili?

— A, zobaczycie! I jakby się wam to nie spodobało, to wiedźcie, że to pomysł Don! — Lee uniósł w ochronnym geście ręce.

— Ej! Powiedziałeś, że to świetny pomysł! — zawołała oskarżycielsko Don. — Dlaczego cała wina ma spaść na mnie? Twoje pomysły był ujemne w kreatywności, o czym my tu rozmawiamy?

Lee zakrył grymas na twarzy kręceniem głową i wzbił się jako pierwszy w powietrze. Don wystrzeliła za nim, a tuż za nią bliźniacy.

Kiedy wylecieli poza teren boiska quidditcha, Fred i George dogonili Don i Lee. Lecieli teraz w jednym rzędzie, co dało im okazję do rozmowy.

— Gdzie my lecimy? Poważnie — zaniepokoił się Fred i obejrzał się przez ramię. — Poza teren Hogwartu?

— Najwidoczniej — przytaknęła Don i strąciła rozwiane włosy z twarzy.

— Ekstra!

— Wypas! — dodał podekscytowany George.

— Hmm, ale co z McGonagall? — zapytał nagle Fred. — Nie zorientuje się, że znikła jej czwórka uczniów?

Ostatni kawał • Fred WeasleyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora