Rozdział 78

210 8 34
                                    

W tym roku śnieg zaszczycił londyńczyków wyjątkowo późno. Trwała już bowiem w sklepach zakupowa gorączka. Wszyscy starali się zdążyć z prezentami przed świętami Bożego Narodzenia.  

Zwykle widmo nadchodzących świąt wprawiało Don w wyjątkowo podekscytowany nastrój, lecz tym razem wcale się nie cieszyła na myśl o świątecznym drzewku i górze prezentów. Było to na swój sposób ironiczne — od feralnej kłótni z rodzicami po zakończeniu roku szkolnego nie zamierzała przyjeżdżać do nich na święta, ani nigdy potem. Teraz zaś od kilku dni przesiadywała w rodzinnym domu. Zniknięcie jej ojca wiele zmieniło.

Więcej czasu spędzała z mamą. Właściwie niemal każdą minutę dnia od tej chwilowej przeprowadzki. Nie wracały do przeszłości i skrzętnie omijały również temat ojca, pochłaniając się w teraźniejszości. Tylko w ten sposób były w stanie funkcjonować.

Don nigdy nie lubiła się z kuchnią. Wszystko, co ugotowała, było zwykle niejadalne. Nie potrafiła skupić uwagi na tej jednej czynności — często odlatywała myślami, albo jej wzrok zostawał przyciągnięty jakimś widokiem. Wobec tego w jej prawdziwym domu, z Fredem i George'em, gotowali bliźniacy. Głównie George, któremu — Molly by nie uwierzyła! — wychodziło to całkiem przyzwoicie.

W ostatnich dniach jednak o ile gotowanie pozostawało wciąż w krzyczącym z rozpaczy miejscu, to pieczenie niespodziewanie pięło się po drabinie kulinarnych zdolności. Don i Claudia serwowały wypieki za wypiekami dla samych siebie, które potem przez resztę dnia pałaszowały. Różnego rodzaju ciastka, ciasta czy babeczki pachniały zachęcająco w kuchni. Ewentualnymi resztkami karmiły tutejsze ptaki.

Z okazji nadchodzących świąt kobiety wzięły się za pierniki. Zakupiły różnych kształtów foremki, wobec czego po dodatkowym przystrojeniu wypieki pełne były różności. Zrobiły ich tak dużo, że kuchnia zdawała się w nich wręcz tonąć. Don zdecydowała się sporą część odesłać przyjaciołom jako taki przed Bożo Narodzeniowy prezent. 

Fred odesłał jej w odpowiedzi ruchome zdjęcie, gdzie wraz z George'em i Ginny ze zwariowanymi minami pożerali jej pierniki. Don na ich widok poczuła kującą tęsknotę. Miała w planach w tym roku spędzić Boże Narodzenie w Norze, w której aktualnie przebywali bliźniacy, ale jak to z planami bywa — nic nie wypaliło.

Nie narzekała, że musi spędzać święta z mamą — wręcz przeciwnie. Ten fakt również napalał Don w wewnętrznej euforii. Nareszcie bowiem spełniało się jej dziecięce marzenie — święta w gronie najbliższych w ciepłej atmosferze, pomimo tak przykrych okoliczności. Bez wścibskich ciotek, które uwielbiały krytykować Don. Bez nadzwyczajnych, pełnych przepychu ozdób, bogatych zastaw i pedantycznego czyszczenia każdego kąta, byle tylko popisać się majątkiem przed rodziną. Bez strojenia się w drogie suknie, w których Don czuła się bardzo niezręcznie i obco. Bez nareszcie oschłych uwag mamy, która nigdy nie była zadowolona z tego, co robiła jej córka.

Teraz obie kobiety siedziały, półleżały właściwie przy wyspie kuchennej. Obie pomimo popołudniowej godziny w piżamach i nieładzie na głowie. Obie zapychając się na obiad piernikami, rozmawiając o niczym. W najśmielszych snach Don nie widziała takiej sceny. Czasami szczypała się w ramię, by sprawdzić, czy to aby na pewno jest rzeczywistość.

— A ciotka Shelia? — zapytała Claudia napastując swojego piernika. — Jakim byłaby kolorem?

Don nie wiedziała, kiedy w ogóle zaczęły ten bezsensowny temat, ale całkiem dobrze się przy nim bawiły.

— Ciemnoczerwonym — odparła bez zawahania Don.

— Z powodu żabich warg czy żądzy krwi?

— Z powodu alkoholizmu.

Claudia z zamyśleniem przytaknęła.

— Nikt nie chla tyle, co ciotka Shelia. Wypiłaby morze czerwone, gdyby było alkoholowe — powiedziała, sięgając po kolejny kielich wina.

Może Don powinna powstrzymać matkę przed kolejną butelką. Ale sama była na tyle pijana, że prędzej odcięłaby sobie rękę. Albo dwie. Poza tym Claudia nagle zrobiła się niezwykle szczera i, o dziwo, zabawna. Miło było na to patrzeć. Pomimo trucia wątroby.

— Ja byłabym szara. Zawsze byłam szara — kontynuowała mama. 

Don chciała zaprzeczyć, ale słowa się posypały, nim wydobyły się na zewnątrz.

— Zawsze byłam szara — powtórzyła z pewną melancholią Claudia. — Ty natomiast zawsze byłaś żółta.

— Tak?

— Tak. Żółciutka jak kurczak. Albo słońce. Słońce brzmi lepiej, tak. — Pokiwała sama do siebie głową. — Dziwiłam się, bo jak z szarości może wyjść żółty? Od dziecka byłaś wyjątkowa. Taka pełna energii i ciekawości świata. Wszędzie było cię pełno. Promieniowałaś dumą, ciężko było cię usidlić. Musiałaś mieć wszystko po swojemu. Zawsze postawiałaś na swoim. Pomimo naszym sprzeciwom. Kiedy zaczęłaś dorastać spokorniałaś. Cieszyłam się, że w końcu zrobiłam z ciebie człowieka. Ale potem znowu odzyskałaś werwę. Zaczęłaś się sprzeciwiać i iść na swoje, ale mam wrażenie, że straciłaś trochę tej żółci. Ja ci ją odebrałam.

— Wciąż jestem żółta, mamo — zaoponowała, ale słuchała w osłupieniu.

— Twój ojciec też taki był, za czasów młodości, gdy byliśmy zaledwie nastolatkami. Dlatego go pokochałam. Wiesz, że moja rodzina pomimo jego wysokiego pochodzenia go nie akceptowała? — Don nadstawiła uszu. Wydało jej się to znajome. — „Zbyt narwany", mówili. „Sprawdzi cię na manowce". „Przegra cały wasz majątek uprawiając hazard". Nie chciał się do tego przyznać, ale te słowa miały na niego wpływ. Stał się bardziej poważny i udowodnił wszystkim, że się mylili. Piął się w szczeblach kariery biurowej, przyćmiewając innych. Złapał się dobrej oferty tylko po to, aby udowodnić, że jest mnie godzien. Wiesz, że pragnął zostać aurorem? Do tego czuł powołanie. Zrezygnował ze względu na mnie, choć go o to nie prosiłam. Sprzeciwiałam się temu wszystkiemu, pewnie, że tak. Ale znasz swojego ojca. Po nim odziedziczyłaś tę upartość.

Don niemal już wstrzymywała oddech nie chcąc zakłócić tego szczerego monologu.

— Nawet wtedy rodzina nie przyznała się do błędu. Chwalili mnie, za to, że go usidliłam. Prawili morały, że tylko z takim charakterem cokolwiek się osiąga w tym świecie. I rzeczywiście, po części mieli rację. Chciałam cię wychować jak najlepiej, Donno. Chciałam, żebyś coś osiągnęła i była szczęśliwa, ale zrobiłam to w zły sposób. Ja zostałam tak wychowana i byłam szczęśliwa, więc sądziłam, że i ty będziesz. Ale nawet wówczas, gdy widziałam, że tylko cię ranię i tracę... Ciągnęłam to i ciągnęłam, myśląc, że to wszystko przyjdzie do ciebie później. Aż cię straciłam. Straciłam was oboje.

Don niewiele myśląc objęła matkę, która wtuliła się w jej ramię i momentalnie wstrzymywana od czasu zaginięcia taty tama łez pękła. 

— Nie straciłaś mnie. W końcu wciąż tu jestem, tak jak i ty tu jesteś. Jeszcze wiele możemy zmienić, mamo.

Po powrocie do domu Adan zastał mamę i siostrę śpiące na blacie kuchennym. Sądząc po zapachu — obie pijane. Podszedł do Don i zebrał jej włosy z twarzy, a następnie zaczął po cichu różdżką sprzątać bałagan, które kobiety po sobie pozostawiły. W pewnej chwili przerwał, myśląc, że zbudził swoją krzątaniną siostrę, ale ona tylko wymamrotała coś o konieczności wyjęcia marmolady z doniczki z lilią i zamilkła ponownie.

Adan skończył sprzątanie i ruszył do sypialni, gdzie zajął się listem.

Najdroższa Amber,

Nasza kolacja w Sylwester nie wyjdzie. Naprawdę mi przykro, bo choć chciałbym już oznajmić rodzinie, że się spotykamy, to nastał dla nas niesprzyjający czas. Wiem, że zrozumiesz. Mam nadzieję jednak, że uda się nam jeszcze spotkać przed końcem przerwy świątecznej. Chciałbym Ci pokazać parę ważnych dla mnie miejsc. Musisz wiedzieć, że choć jestem pogrążony w rozpaczy, to myśl o tobie pozwala mi przetrwać i stanowić oparcie dla rodziny. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku i spędzasz te święta w radosnej atmosferze, za nas obojga. 

Kocham, 

Adan

Ostatni kawał • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now