Rozdział 8

1.5K 125 281
                                    

Promyk słońca przebił się przez okno, opadając łagodnie na zmęczoną i zdecydowanie znudzoną twarz Don, która była oparta na wyciągniętej dłoni. Garbiła się na swojej ławce, próbując usilnie nie zasnąć ze znudzenia.

Próbowała osłonić oczy przed słońcem, ale najmniejszy ruch napawał ją jeszcze większym znużeniem. Przymknęła więc oczy, a roznoszące się po pomieszczeniu słowa zaczynały stopniowo coraz to bardziej odpływać w dal...

— Panno Dotson — rozbudził ją ostry głos.

— Mhm? To już pora na żarcie...? — wymamrotała, otworzyła zaklejone powieki, a gdy tylko zobaczyła, kto przed nią stoi, natychmiast odskoczyła do tyłu, prawie spadając z siedzenia - tylko dłoń siedzącego w pobliżu Freda, zdołała powstrzymać upadek.

— Warto zaznaczyć, że przebywa pani na lekcji, a nie w swoim dormitorium — powiedziała niezadowolonym tonem McGonagall, zignorowała poprzednie słowa dziewczyny. — Jeden miesięczny szlaban to dla pani za mało?

— Oczywiście, że nie! — wypaliła. — Powiedziałabym wręcz, że za dużo!

Ostry wzrok profesor uświadomił Don, że czas w końcu zamknąć buzię.

— Odejmuję pięć punktów Gryffindorowi, a teraz czas powrócić do tematu — oznajmiła chłodnym tonem. Odwróciła się i powróciła na swoje miejsce. — Transmutowanie większych obiektów wymaga jeszcze większego pokładu absolutnego skupienia i przede wszystkim chęci — rzekła, spoglądając znacząco na Freda, George'a i Don. — Dlatego wszyscy zainteresowani zdaniem na następnym roku owutemów, powinni zacząć się bardziej przykładać do przedmiotu, bo nikt inny za was tego nie zrobi.

— Kumulujesz swoje pokłady energii na nasz dzisiejszy szlaban? — W jej stronę nachylił się Fred.

— To wy codziennie macie te szlabany, że Don tak odpływa? — zapytał z rozbawieniem Lee.

— Co ja mam wam zrobić, że od tych wszystkich treści mózg zaczyna mi zasypiać? Moja wina czy co? — odparła ze zrezygnowaniem.

Bliźniacy spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

— Absolutnie, bo do tego... — zaczął George.

— Trzeba mieć mózg — dokończył Fred.

— A ty go nie masz.

— Aha — burknęła. — W takim razie wy nie macie go podwójnie.

— To twoje zapotrzebowanie na wiedzę jest minusowe! — oburzył się Fred.

— I kto to mówi? — żachnęła się Don, patrząc na chłopaka spode łba. — To wy zdaliście po trzy sumy. Ja zdałam cztery — zauważyła wyniosłym tonem i uniosła dumnie głowę.

— Uważaj, bo zamieniasz się powoli w Hermionę — mruknął ostrzegawczo George.

— A wystarczy nam jedna Hermiona, choć nawet jedna to zdecydowanie za dużo — dodał Fred.

Don prychnęła pogardliwie. Oparła się łokciami na ławce.

— Wy natomiast — zaczęła zajadliwym tonem — przemieniacie się w Rona.

— Oszczerstwo! — zawołał przerażony George.

— Ponad ludzką miarę, ty przeklęta wiedźmo! — dodał zdecydowanie za głośno Fred.

— Ej, dlaczego zrobiło się tak dziwnie cicho... — wyszeptał po chwili George.

Don zmarszczyła brwi, dopiero sobie uświadamiając, że chłopak miał całkowitą rację. Cała trójka bardzo powoli uniosła głowę i wyszczerzyła niewinnie zęby w stronę kipiącej ze złości profesor McGonagall, która nad nimi stała niczym kat z ułożonymi na biodrach rękami. Zacisnęła mocno wargi, a jej naturalnie surowa twarz stała się jeszcze bardziej złowroga.

Ostatni kawał • Fred WeasleyWhere stories live. Discover now